Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Michał Krawiel
Michał Krawiel
|
aktualizacja

Kryzys migracyjny, jakiego nie było. Co dalej z uchodźcami wojennymi z Ukrainy?

Podziel się:

Polska mierzy się sytuacją, jakiej jeszcze kilka miesięcy temu nikt się nie spodziewał. Naszą granicę przekroczyły ponad 2 mln obywateli Ukrainy uciekających przed rosyjską agresją. Ponad milion mógł zostać nad Wisłą. Zapytaliśmy ekspertów, z jakimi wyzwaniami możemy mierzyć się w najbliższym czasie w związku z exodusem ukraińskiej społeczności do naszego kraju.

Kryzys migracyjny, jakiego nie było. Co dalej z uchodźcami wojennymi z Ukrainy?
W Polsce może przebywać ponad milion uchodźców z Ukrainy (Getty Images, Dominika Zarzycka)

Na początku lutego w money.pl pisaliśmy, że polski rząd nie ma polityki migracyjnej, a przed nami wysoce prawdopodobny kryzys migracyjny na niespotykaną dotąd skalę. Przewidywania dotyczące exodusu ludności ukraińskiej się sprawdziły.

Kryzys uchodźczy, jakiego Europa nie widziała od 80 lat

Rosyjska inwazja stała się faktem i 24 lutego wojska rosyjskie zaatakowały Ukrainę z trzech kierunków, co wywołało ogromną falę migracji o skali, jakiej nie widziano od czasu II wojny światowej. W ostatnich latach z wielką grupą uchodźców musiała mierzyć się Turcja, ale nawet ona nie przyjęła około 3 milionów osób w tak krótkim czasie. Sytuacja Polski jest czymś niespotykanym wśród krajów rozwiniętych.

Od czasów II wojny jest to wydarzenie, jeżeli chodzi o skalę napływu uchodźców, bezprecedensowe. Tylko do Polski napłynęło już ponad 2 mln osób. Nie wiemy, ile zostało w naszym kraju, ale na pewno są to liczby idące w setki tysięcy, na pewno przekraczające dobrze milion osób. Według wyliczeń prof. Macieja Duszczyka, pomimo przemieszczeń do innych krajów (w tym powrotów do Ukrainy) w Polsce może przebywać nawet 1,3 mln uchodźców z Ukrainy – tłumaczy w rozmowie z money.pl szef Ośrodka Badań nad Migracjami UW prof. Paweł Kaczmarczyk.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Arabia Saudyjska zastąpi nam rosyjską ropę. "Saudi Aramco to strategiczny partner"

Trudno oprzeć się wrażeniu, że reakcja polskiego społeczeństwa na wydarzenia w Ukrainie zaskoczyła nas samych. Nikt chyba nie spodziewał się oddolnego zrywu na tak dużą skalę. Jednak im dłużej trwa konflikt, tym bardziej trzeba myśleć długofalowo. Dlatego w trakcie kryzysu polski rząd musi stworzyć od podstaw politykę migracyjną. Nie wiemy też, jak długo potrwa wojna za naszą wschodnią granicą.

To może wiedzieć jedynie Władimir Putin. A od tego, jak długo potrwa wojna, zależy też sytuacja migracyjna. Według szacunków niemieckiego rządu w przypadku eskalacji działań wojennych na terenach zachodniej Ukrainy liczba uchodźców może wzrosnąć nawet do 8 mln. Sama deeskalacja to za mało, żeby Ukraińcy zaczęli wracać do domów.

Trzeba zdawać sobie sprawę, z czym gospodarczo łączy się wojna. Pierwsza agresja Rosji z 2014 r. oznaczała dla Ukrainy spadek PKB z 180 do 90 mld dolarów. A skala konfliktu była o wiele, wiele mniejsza. PKB Ukrainy do 2021 roku nie wrócił do czasu sprzed pierwszej inwazji – wyjaśnia w rozmowie z money.pl publicysta i autor podcastu "Ekonomia i cała reszta" Kamil Fejfer.

W Polsce przed kryzysem brakowało już mieszkań

Polską granicę przekroczyło ponad 2 mln osób uciekających przed konfliktem zbrojnym w Ukrainie. To głównie kobiety, dzieci i seniorzy. Już na samym początku tego exodusu nastąpiło "pospolite ruszenie" – Polacy ruszyli pomagać, ale nie możemy polegać na ich pomocy w nieskończoność.

W krótkim terminie z pewnością musimy włączyć jakieś mechanizmy relokacyjne – odciążyć największe miasta, gdzie dostępnych mieszkań jest relatywnie niewiele - i część uchodźców przenieść do mniejszych miejscowości. Nie mówiąc już o relokacji za granicę – mówi Fejfer.

Profesor Paweł Kaczmarczyk zwraca uwagę na główne kwestie, które powinny być rozwiązane już teraz.

— Jeżeli mówimy o krótkookresowych wyzwaniach, to jest kilka podstawowych. Po pierwsze, jest to zapewnienie lokum, czyli kwestie mieszkaniowe. Po drugie, kwestia edukacyjna. Trzecią jest dostęp do opieki zdrowotnej. A na końcu dostęp do rynku pracy — wyjaśnia badacz migracji.

Zdaniem Kaczmarczyka to właśnie kwestia zakwaterowania jest w tej chwili najważniejsza. Bardzo ważne jest uruchomienie rezerw mieszkaniowych, które w Polsce i tak są dość małe. Dlatego też trzeba analizować, jak radziły sobie inne kraje podczas kryzysu uchodźczego w 2015 roku. Badacz zwraca uwagę na to, że część uchodźców została przyjęta przez migrantów zarobkowych z Ukrainy, którzy mieszkają w Polsce od lat.

Polski rynek mieszkaniowy już wcześniej nie cierpiał na nadmiar dostępnych lokali. Mamy pewien zasób pustostanów, ale on dotyczy dużych miast, głównie Warszawy. Dlatego też nie unikniemy tworzenia w dłuższej perspektywie ośrodków recepcyjnych. Tak jak miało to miejsce w wielu innych krajach, także, tak jak w Niemczech w trakcie kryzysu migracyjnego w 2015 roku, kiedy w ciągu zaledwie miesiąca do tego kraju dotarło około 700 tys. uchodźców. Doświadczenie to jest na tyle cenne, że powinniśmy odwoływać się do pozytywnych efektów i robić wszystko, by unikać powielania błędów – mówi prof. Kaczmarczyk.

Usługi publiczne to kolejne wąskie gardło

Zdaniem Kamila Fejfera średnioterminowo nadal będziemy borykać się z problemami związanymi z dostępnością do usług.

– W średnim terminie musimy zapewnić dostęp do usług publicznych: żłobków, przedszkoli i szkół (prawdopodobnie również w formie "sklonowania" ukraińskiego systemu edukacji na polskiej ziemi). Jest to o tyle istotne, że dzisiejsza migracja jest wyjątkowa: uczestniczą w niej głównie kobiety i dzieci. Aby zaktywizować zawodowo kobiety, musimy ich dzieciom zapewnić opiekę – tłumaczy Fejfer.

Prof. Kaczmarczyk zauważa, że do systemu edukacyjnego i opieki zdrowotnej dołączą setki tysięcy osób. Już w tej chwili w polskich szpitalach przebywa 2214 obywateli ukraińskich (w tym 1222 dzieci). Do polskiego systemu oświaty zgłoszono do tej pory 153 tys. uczniów z Ukrainy.

Nie da się zapewnić dostępu do usług publicznych bez inwestycji, i to na dużą skalę, m.in. w zasoby ludzkie. Przy tak drastycznym zwiększeniu liczby potencjalnych użytkowników nie ma możliwości, żeby taka sytuacja nie odbiła się dostępie i jakości usług – zaznacza badacz.

Jednak to nie wszystko, ponieważ zdaniem Fejfera, konieczne będzie zwiększenie dostępności lekarzy i urzędów. A to szansa dla samych uchodźców z Ukrainy.

– W tym ostatnim przypadku potrzebujemy ukraińskojęzycznych i rosyjskojęzycznych tłumaczy. Jest to zresztą pewna szansa dla części przyjezdnych ze względu na zwiększenie zatrudnienia w usługach publicznych – mówi publicysta i autor podcastu.

Socjolożka dr Olga Czeranowska z SWPS zwraca uwagę na inny ważny aspekt – zdrowie psychiczne. Część uchodźców może odczuwać problemy psychiczne związane z traumą wojenną.

- Jeżeli chodzi o integrację, to w przypadku uchodźców po bardzo trudnych przeżyciach przede wszystkim potrzebny jest dostęp do wsparcia psychologicznego. Przed włączeniem tych osób w różne sfery życia społecznego, np. rynek pracy, idealnie byłoby, żeby miały dostęp właśnie do takiej pomocy – uważa nasza rozmówczyni.

Polski rząd chwali się tym, że nad Wisłą nie powstały obozy dla uchodźców, ale - jak - zauważa Fejfer – mechanizm relokacyjny jest konieczny. Podobnego zdania są też inni eksperci.

– W dłuższej perspektywie Polska nie jest w stanie udźwignąć takiego obciążenia jak migracja ponad miliona osób w tak krótkim czasie. Nie widzę powodu, dla którego nie można radzić sobie z tym wyzwaniem na poziomie europejskim. Niezbędne jest uruchomienie funduszy europejskich – zauważa Paweł Kaczmarczyk.

Rosyjskie służby grają na brakach polskiego systemu

Nikt nie zna tak dobrze ograniczeń Polski, jak rosyjskie służby zajmujące się dezinformacją. Pierwsze "fejki" dotyczące uchodźców wypuszczane w sieć dotyczą dostępności usług publicznych. To właśnie tu jest wąskie gardło, którego ograniczenia poznaliśmy już w trakcie pandemii COVID-19, a kryzys uchodźczy może te problemy jeszcze pogłębić. Zdaniem ekspertów to właśnie na tym polu będą pojawiać się konflikty.

O bałaganie w polskich szkołach informowali już wcześniej nauczyciele. W wielu szkołach inicjatywy integracyjne w pierwszych dniach kryzysu migracyjnego organizowały same szkoły lub samorządy.

- Rząd w ciągu kilku ostatnich lat tworzył dość jednoznacznie antyimigrancką narrację. Dotyczyła ona nie tylko tak specyficznych tematów jak choćby relokacja, ale stosunku w ogóle do migrantów. Uwidoczniło się to w trakcie kryzysu na granicy z Białorusią. Skutki tego typu działań widać w wynikach badań opinii publicznej wskazujących na rosnący odsetek przeciwników migracji jako takiej. Teraz mamy do czynienia ze zjawiskiem dość fascynującym, ponieważ mimo wszystko Polacy odpowiedzieli na falę uchodźców w sposób niezwykle empatyczny. W moim przekonaniu bardzo ważną rolę odgrywa tutaj fakt, że pomocy potrzebują ludzie pochodzący z kraju, które dobrze znamy a dodatkowo mamy przekonanie, że łączy nas wspólny wróg. Powszechne jest przekonanie, że Ukraińcy bronią też w pewnym stopniu reszty Europy przed Rosją. Dlatego w pierwszej fazie jesteśmy skłonni do niezwykłych wprost poświęceń – mówi prof. Paweł Kaczmarczyk.

Dr Olga Czeranowska zwraca uwagę, że już pojawiają się różnego rodzaju sygnały dotyczące właśnie problemu dostępności usług. A z czasem te problemy będą się jeszcze pogłębiać. Tym bardziej że rosyjska propaganda i dezinformacja będzie ten temat wykorzystywać, żeby zniechęcić Polaków do pomocy i współczucia.

Wątki antyimigranckie mogą wrócić

W 2023 roku w Polsce odbędą się wybory parlamentarne. Trudno zakładać, że w trakcie kampanii nie pojawią się wątki antyimigranckie. Już teraz Konfederacja korzysta z nie do końca jawnej retoryki antyuchodźczej, ale da się już wyczuć możliwy kierunek zaostrzenia tej narracji.

-Obawiam się jednak, że w dłuższej perspektywie wątki antyimigranckie mogą wrócić. Zdziwiłbym się, gdyby partie politycznie z czasem nie zaczęły korzystać z tej pożywki, ponieważ wszędzie na świecie tematy związane z migracją są bardzo nośne i są chętnie ogrywane przez różne partie – mówi prof. Kaczmarczyk.

Polska – jak już wspomnieliśmy – nie ma polityki migracyjnej. Dlatego też w dłuższej perspektywie może to odbić się przede wszystkim na integracji uchodźców w Polsce.

- Mam wrażenie też, że traktowano przybyszów z Ukrainy nie tylko jako migrantów czasowych, typowo pracowniczych, ale nawet trochę jako migrantów wewnętrznych. Największym problemem staje się obecnie to, że nie mamy polityki integracyjnej. Nie stworzyliśmy mechanizmów nauki języka polskiego jako obcego na masową skalę. Nie da się tego zrobić z dnia na dzień, a teraz okazuje się, że ten system będzie musiał powstać pod presją – ocenia prof. Kaczmarczyk.

Niemcy i napływ uchodźców w 2015 r.

Badacz migracji zwraca uwagę na to, że z podobnym problemem mierzyli się Niemcy w 2015 roku, dlatego też warto brać przykład właśnie z naszych zachodnich sąsiadów.

Jestem zwolennikiem niemieckiego podejścia do integracji. On zakładał integrację przez rynek pracy. Największym wyzwaniem była kwestia nauki języka. W polskiej sytuacji może być to mniejszą przeszkodą – mówi w rozmowie z nami Paweł Kaczmarczyk.

Polacy też w pierwszej fazie kryzysu migracyjnego nie weryfikowali potencjału osób przybywających z Ukrainy. Jest to konieczne do późniejszego gospodarowania zasobami ludzkimi w krótszej i dłuższej perspektywie. Nie jest to jedynie problem Polski. W trakcie kryzysu migracyjnego w 2015 roku również istniał problem z weryfikacją osób przybywających do Europy z południa.

Trzeba jednak dodać, że w przypadku Polski mamy określoną grupę – kobiety, dzieci i seniorów, czyli osoby, które z wielu powodów mogą być nieaktywne zawodowo w pierwszym okresie pobytu w nowym kraju.

- Brakuje wciąż systemu rozpoznania potencjału uchodźców przybywających z Ukrainy, choćby pod kątem ich kompetencji zawodowych. Rozumiem, że pierwszy tydzień mógł być szokiem, ale od czasu wybuchu wojny minęło już wystarczająco dużo czasu, by wdrożyć rozwiązania systemowe. Podobnie, polski rząd nadal nie włączył do procesu wsparcia organizacji międzynarodowych, a ich potencjał można było wykorzystać choćby w trakcie weryfikacji i rejestracji uchodźców – wyjaśnia w rozmowie z money.pl prof. Paweł Kaczmarczyk.

Na ten problem zwraca też uwagę wiceprezes Fundacji Staszica dr Dawid Piekarz, który uważa, że takie rozpoznanie potencjału będzie konieczne już w późniejszym okresie, kiedy polski rząd będzie decydował, jakie grupy Ukraińców zachęcić do pozostania w Polsce.

Na pewno w przypadku części osób chcielibyśmy, żeby zostały już w Polsce na stałe. A części po zakończeniu konfliktu chcielibyśmy jako państwo umożliwić powrót na rynek pracy, który w tej chwili jest wciąż bardzo chłonny. Ale pytanie brzmi: czy za jakiś czas sytuacja się nie zmieni i okaże się, że jednak mamy bezrobocie? – zastanawia się dr Dawid Piekarz.

To, jak będzie rozwijał się kryzys migracyjny w Polsce, zależy przede wszystkim od tego, jaki przebieg będzie miała rosyjska agresja na Ukrainę. Nie wiemy, jak bardzo ten kraj zostanie zniszczony przez Rosjan, a tym bardziej, jak długo potrwa konflikt i czy rozleje się też na zachodnie obszary Ukrainy. Na pewno przed polskim rządem i obywatelami stoi niespotykane dotąd wyzwanie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
gospodarka
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl