Młodzi na swoim. Założyli własną firmę i sami sobie szefują
Wystarczy pomysł na biznes, fach w ręku i trochę doświadczenia. Założenie firmy nie jest tak skomplikowane, jak mogłoby się wydawać. Mając mniej niż 30 lat, można było liczyć na spory zastrzyk kapitału, który pozwolił rozpocząć działalność. A wszystko to z Funduszy Europejskich – Programu Wiedza, Edukacja, Rozwój (PO WER), który umożliwił młodym osobom poszerzać przedsiębiorczą mapę województwa śląskiego.
Śląskie. Dobre do życia.
Beneficjentami PO WER są powiatowe urzędy pracy oraz inne instytucje, które m.in. rekrutują przyszłych właścicieli firm. Chcąc otrzymać dotację z PUP, wystarczy wypełnić wniosek i dołączyć do niego biznesplan, który będzie solidnym drogowskazem w pierwszych miesiącach działalności firmy.
Urzędy pracy gwarantują przy tym wsparcie specjalistów i mentorów oraz dodatkowe szkolenia, które pozwalają lepiej zorientować się w przepisach i tajnikach prowadzenia działalności gospodarczej.
Inżynier kręgosłupów
Bezzwrotną dotację z Powiatowego Urzędu Pracy w Mikołowie (województwo śląskie) otrzymał Łukasz Skibiński, obecnie właściciel gabinetu fizjoterapeutycznego w Orzeszach w powiecie mikołowskim, z wykształcenia inżynier ruchu. Mężczyzna potrafi zaprojektować ulice, ronda, skrzyżowania i tym też zajął się na początku swojej zawodowej drogi. – Okazało się jednak, że praca biurowa, papierkowa nie jest do końca dla mnie – przyznaje.
Już na studiach zaczął chodzić na siłownię, gdzie spotkał trenerów personalnych i fizjoterapeutów. Złapał bakcyla i rozpoczął dodatkowe studia fizjoterapeutyczne na katowickim AWF. Po ich ukończeniu pracował na umowie-zleceniu jako rehabilitant i osteopata. To spodobało mu się bardziej niż projektowanie dróg.
– Miałem grupę zadowolonych klientów, których udało mi się postawić na nogi. Myślałem, żeby otworzyć własny gabinet, ale brakowało mi odwagi. Dopiero rozmowy ze znajomymi, którzy skorzystali z dotacji przekonały mnie, że warto spróbować. Poczułem się pewniej. Razem z żoną napisaliśmy biznesplan i zgłosiłem się do Powiatowego Urzędu Pracy w Mikołowie. Dostałem dotację z Funduszy Europejskich w wysokości prawie 20 tys. zł – opowiada pan Łukasz.
Gabinet w skali mikro, pomoc w skali makro
Za te pieniądze kupił urządzenia, m.in. bieżnię czy ergometr wioślarski, piłki, obciążniki, skakanki i maty – wszystko, co niezbędne do ćwiczeń. Swoją działalność prowadzi w gabinecie, który wynajmuje w Orzeszu. To niewielkie miasto w powiecie mikołowskim. Daleko tu do wielkomiejskiego zgiełku. Orzesze słynie obecnie z fabryki szkła, jest bardzo dobrze skomunikowane, ale jego niewątpliwą zaletą są zielone tereny: pola, lasy, stawy.
– Pracuję własnym rękami, wspieram klientów w ćwiczeniach. Na brak zajęcia nie narzekam – opowiada z dumą. – Założenie firmy dało mi wiarę we własne siły. Zyskałem odwagę i motywację oraz pewność siebie – zapewnia.
Co ważne, dotację otrzymał także dzięki temu, że do składanych dokumentów dołączył referencje i rekomendacje od dotychczasowych klientów, którym już udało mu się pomóc. O to nie było trudno, bo Skibiński jest najwyżej ocenianym fizjoterapeutą w tej 20-tysięcznej miejscowości.
– Szybko uwierzyłem, że mi się uda i się nie myliłem. W tej chwili mam ok. 10 pacjentów dziennie. Pracuję tyle, ile mogę i chcę. Samodzielność i niezależność są dla mnie równie ważne jak zarobki i nie da się ich osiągnąć inaczej, jak tylko zakładając własny biznes. Praca sprawia mi przyjemność i daje satysfakcję. Cieszę się, gdy moi pacjenci czują się lepiej, są sprawniejsi, mniej odczuwają dolegliwości – mówi z dumą.
Być coraz lepszym
Łukasz Skibiński cały czas doskonali swoje umiejętności i pogłębia wiedzę, korzystając z licznych kursów i szkoleń. Ciągle odkrywa, jak ogromny wpływ na komfort naszego życia mają problemy z kręgosłupem, tkankami czy mięśniami. I jak łatwo można je skorygować właściwymi masażami czy ćwiczeniami.
Potwierdzają to opinie klientów zamieszczone na stronie internetowej gabinetu. Łukasz Skibiński pomaga im stanąć na nogi po kontuzjach, wypadkach, wspiera ich w zmianie przyzwyczajeń. Przyznaje, że wielu przychodzi także profilaktycznie, choć najczęściej powodem pojawienia się w gabinecie jest silny ból czy dyskomfort.
O przyszłość się nie martwi. – Siedzący tryb życia i godziny spędzane przed komputerami sprawiają, że z naszym kręgosłupami jest coraz gorzej. Klientów będzie tylko przybywać – nie ma wątpliwości.
Jak dogadać się z szefem?
Czy widzi jakiekolwiek minusy swojej pracy? – Muszę dogadywać się z szefem w kwestii urlopu. To niełatwe negocjacje – śmieje się.
W tej chwili Łukasz Skibiński ma 28 lat. Uważa, że założenie firmy było jego najlepszą decyzją. – Zawód zrodzony z pasji i zainteresowań wykonuje się z przyjemnością. Świadomość, że pomaga się ludziom też dodaje skrzydeł. A to, że jestem sam sobie szefem to tylko dodatkowy bonus. Pracuję na własny rachunek, nikt do niczego mnie nie zmusza – zapewnia mężczyzna.
O swojej przyszłości myśli bardzo poważnie. Jest doktorantem Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach na kierunku fizjoterapia. Ponadto studiuje na Akademii Osteopatii w Krakowie. Zajmuje się także przygotowywaniem merytorycznym kolejnych kadr fizjoterapeutów w Centrum Szkoleniowym Rafała Uryzaja, więc często podróżuje po kraju, szkoląc m.in. w Bydgoszczy. Zdobywa nową wiedzę na szkoleniach i kursach z osteopatii, fizjoterapii, treningu personalnego czy dietetyki, publikuje też filmy szkoleniowe na YouTube. W planach ma dalszy rozwój, może założenie kliniki.
Na razie jednak wszystkie plany odkłada na później. W tym miejscu, w którym mieszka i pracuje, czuje się najlepiej. – Niedługo urodzi się nam drugie dziecko, muszę skupić się na rodzinie, ale wiem, że kiedyś znajdę czas i przestrzeń również na realizację zawodowych marzeń – zapowiada. Ale już doskonale wie, że świetnym i znanym fachowcem można być nie tylko w dużych wojewódzkich miastach, ale wszędzie tam, gdzie można pomóc cierpiącym, schorowanym ludziom.
Więcej inspirujących historii znajdziesz tutaj.