Wystarczy wpisać do wyszukiwarki frazę "pijany w pracy", aby odnaleźć mnóstwo artykułów o spożywaniu trunków w czasie dniówki. Na przykład kilka dni temu słupecka policja poinformowała, że prowadzi postępowanie wyjaśniające wobec jednego ze swoich funkcjonariuszy, który chciał rozpocząć pracę z promilami w organizmie.
Inny przypadek pochodzi z elektrowni w Jaworznie. Dziennikarz miesięcznika Nowy Przemysł podał na Twitterze, że z budowy usunięto 400 pracowników, wobec których było podejrzenie, że pili alkohol.
- Nie prowadzę takich statystyk. Natomiast słyszałam o sporej grupie osób, która z tych powodów nie została wpuszczona na teren budowy - skomentowała dla money.pl Patrycja Hamera, rzeczniczka grupy Tauron, do której należy inwestycja.
Generalnym wykonawcą elektrowni jest firma Rafako. Rzecznik firmy nie przyznaje się, aby takie zdarzenie miało miejsce.
- 400 pijanych? Jeśli od początku budowy to dałoby to 100 na rok. Jest to możliwe, ale nie słyszałem o takich przypadkach w naszej firmie. U nas zdarza się, że raz na tydzień przychodzi jeden nietrzeźwy, a raz sześciu. Natomiast nie jesteśmy jedynym wykonawcą inwestycji, więc nie mogę odpowiadać za to, co dzieje się w innych firmach - wyjaśnił money.pl Jacek Balcer z firmy Rafako.
Artykuł 17 ustawy o wychowaniu w trzeźwości mówi o tym, że szef ma obowiązek nie dopuścić do pracy osoby, która jest pod wpływem alkoholu. Jak dużo osób pije w pracy lub przychodzi do niej po alkoholu? Nie ma pewności, gdyż Państwowa Inspekcja Pracy nie prowadzi takich statystyk.
Takich informacji nie dostaniemy też od policji, którą zgodnie z prawem, pracodawca może wezwać, aby przebadać swojego pracownika alkomatem. Są firmy, w których takie urządzenie jest na porządku dziennym.
- W tym momencie mamy 300 budów w kraju. Na każdej jest alkomat. Jeśli przyłapiemy pracownika na tym, że przyszedł pod wpływem alkoholu, wyciągamy wobec niego konsekwencje. W ubiegłym roku mieliśmy tylko dwa takie incydenty - tłumaczył rzecznik Budimexu, Mchał Wrzosek.
Są jednak pracownicy, którym udaje się obejść zakazy. Pan Włodzimierz pracował latem ubiegłego roku przy budowie drogi. Fuchę znalazł dzięki znajomemu.
- Zanim weszliśmy na teren budowy mój kolega wypił małpkę. Była siódma rano – opowiada nasz rozmówca. I dodaje:
- Było nas sześciu w ekipie. Szef rozdał narzędzia i zadania i pojechał na kolejną robotę. Po chwil zarządzono zrzutkę. Oddelegowaliśmy jednego na stację. Przyniósł sześciopak piwa i kilka setek. Siatka z zakupami leżała w krzakach. Każdy brał co chciał, ale musiał pić krzakach, aby kierownik się nie przyczepił, gdyby akurat wrócił.
Problem przychodzenia do pracy w stanie nietrzeźwym nie dotyczy tylko pracowników budowlanych. Pan Arek od dziesięciu lat pracuje jako taksówkarz. Od dwudziestu, jak przyznaje, pije w sposób szkodliwy.
- Po skończonej pracy parkowałem auto i wyciągałem setkę lub dwie. Dzwoniłem do swojego przyjaciela i rozmawialiśmy. On też pił. Potem wysiadałem z auta i szedłem do domu. Wtedy tak naprawdę zacząłem się uzależniać – mówi pan Arek.
Gdy rozmawiamy, jest akurat na ostatnim dniu zwolnienia. Od trzech miesięcy nie usiadł za kółkiem. Na początku przykuło go do łóżka zapalenie płuc. Gdy poczuł się lepiej, dała o sobie znać ta druga choroba - alkoholowa. Czemu wrócił do picia? Jak twierdzi, przez problemy z byłą żoną.
Pan Arek przekonuje, że nigdy nie woził pasażerów będąc pod wpływem alkoholu. Na kacu – zdarzało się. Zaznacza, że są jednak taksówkarze, którzy wożą ze sobą "małpkę" i sączą z niej trunek przez cały dzień.
"Piją wszyscy"
- Bo to jest specyficzny zawód. Zaczynamy pracę o tej godzinie, o której sobie ustalimy. Potem jesteśmy w aucie po 10-12 godzin. Czasem cały czas w ruchu, a czasem godzinami czekamy na klienta. Wszystko się miesza, a potem chce się odreagować – wyjaśnia pan Arek. Po chwili dodaje, że przecież piją wszyscy.
- Przeważnie wychodzę z domu ok. 6 rano. Idę do sklepu i spotykam w kolejce znajomych, którzy kupują przed pracą alkohol. Niektórzy się wstydzą. Przepuszczają mnie w kolejce, mówią, że muszą się wrócić po bułki, a tak naprawdę nie chcą, abym widział, co kupują. Żadna patologia. Porządni, wykształceni ludzie, pracownicy biurowców. Kompletnie nieświadomi nałogu.
Uzależnienie nosi też białe kołnierzyki. Eleganccy i zadbani ludzie sukcesu upijają się wieczorami, nazajutrz klinują. Mówi się o nich wysokofunkcjonujący alkoholicy.
- Odsetek takich pacjentów jest bardzo wysoki. Piją, aby się pozbyć stresu, rozluźnić. Chcą dodać sobie animuszu przed trudnym dniem. Kupują małpki albo przelewają alkohol do kubków od kawy. Są też firmy, np. agencje reklamowe, w których rzeczą powszechną jest, że w lodówkach trzyma się butelki Prosecco. Tak zaczyna się picie szkodliwe, a od tego prosta droga do uzależnienia – wyjaśnia money.pl terapeutka ds. uzależnień Edyta Szafran.
Piwo na klina
Pan Jacek jest aktorem. Zaczął pić w technikum. W rozmowie z money.pl przyznaje, że zdarzało mu się pracować na rauszu.
- Pracowałem wtedy w teatrze lalkowym. Naszą widownią były głównie dzieci. Zdarzało się, że po ciężkim wieczorze zaczynałem następny dzień od piwa. Jeśli o 09:00 trzeba było być w garderobie, to ok. 8:00 byłem już w swoim ulubionym barze. Barman zawsze wiedział, co mi podać. Wypijałem piwo i szedłem grać. Miałem wysoką tolerancję na alkohol, więc nie było po mnie nic widać – tłumaczy pan Jacek.
- Moi koledzy z teatru starali się mnie kryć. Raz jednak zdarzyło mi się przeżyć upokorzenie. Pomimo nałogu podchodziłem z pasją do pracy. Kiedyś ściąłem się o to z jedną koleżanką, po której widziałem, że przestaje się angażować. Ona odpowiedziała mi, że przynajmniej przychodzi do pracy trzeźwa. Na to nie miałem argumentu - dodaje.
Inne konsekwencje? Nasz rozmówca przyznał, że czasem po alkoholu wdawał się w bójki, miał uszkodzenia ciała. Od ośmiu lat jest trzeźwy.
Według Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Polsce jest ok. 800 tys. osób uzależnionych od alkoholu, co stanowi 2 proc. całej populacji. Liczba osób pijących w sposób szkodliwy sięga nawet 2,5 mln.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl