Wielka inwestycja na polskiej granicy. Polska zwróci się do Chin?
Jednym z elementów Tarczy Wschód będą kilometry pól minowych. Polsce spieszy z inwestycją - wśród polityków KO słychać o możliwym zakupie min od Chińczyków. Tylko Azja może mieć odpowiednią ich liczbę, w dodatku dostępną od ręki - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Na początku marca premier Donald Tusk zapowiedział, że Polska wycofa się z konwencji ottawskiej, dotyczącej zakazu stosowania min przeciwpiechotnych. Wniosek o wycofanie z konwencji ottawskiej, musi - po decyzji rządu - zostać przyjęty w formie ustawy, którą uchwali parlament i podpisze prezydent.
Traktat o zakazie min przeciwpiechotnych został zatwierdzony w dniach 3-4 grudnia 1997 roku w Ottawie, stąd jego nazwa - konwencja ottawska. Do tej pory ratyfikowały ją 163 kraje, nie podpisały jej m.in. Chiny, Rosja, USA, Indie, Izrael, Korea Północna i Korea Południowa. Polska została sygnatariuszem umowy 4 grudnia 1997 roku, ratyfikowała ją jednak dopiero w 2012 roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Znany miliarder ujawnia po latach. "Stracona okazja"
Tereny przewidziane do zaminowania w razie konfliktu to jeden z elementów projektu "Tarczy Wschód", czyli linii umocnień i innych instalacji ułatwiających ew. obronę wschodniej granicy kraju. Wedle obecnie obowiązujących przepisów Wojsko Polskie może stosować miny przeciwpancerne, służące do niszczenia lub unieruchamiania wrogich pojazdów opancerzonych.
Kluczowe pytanie brzmi: skąd Polska weźmie miny? Paweł Bejda, wiceszef MON, w rozmowie z RMF FM ocenił, że Polska powinna wyprodukować nawet 1 mln takich min. Eksperci wojskowi uważają jednak, że to za mało. Generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych szacuje, że do skutecznego zaminowania 1 km granicy użyć trzeba nawet 10 tys. min - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
Granica z Rosją i Białorusią to ponad 600 km. Odliczając bagna i rzeki, daje to do zaminowania około 400 km. A to oznacza konieczność użycia nawet 2 mln min przeciwpiechotnych. Stanom Zjednoczonym, które nigdy nie ratyfikowały traktatu ottawskiego, udało się zgromadzić zaledwie ok. 3 mln sztuk - informuje dziennik.
Polska ma potencjał, by ruszyć z własną produkcją, ale nawet mając odpowiednią technologię, konieczne może się okazać sprowadzenie z zagranicy komponentów. A tych państwa będące sygnatariuszami traktatu ottawskiego mogą nam po prostu nie sprzedać. Dlatego zaminowanie granicy nie będzie proste. Tematem zajęła się sejmowa komisja obrony - czytamy w "DGP".
Opozycja wierzy w polskie moce produkcyjne
Marcin Bosacki uważa, że (KO) rozruszanie własnej produkcji potrwa, dlatego trzeba rozejrzeć się po świecie i poszukać kogoś, kto sprzeda potrzebny sprzęt. Jego zdaniem jeśli sojusznicy powiedzą: nie, dostawców można szukać w Chinach.
- Wiadomo, że w Azji jest tego sporo, tylko pytanie, czy nam ktoś sprzeda. Sytuacja jest na tyle dynamiczna, że nikogo nie powinno dziwić, że jak coś jest do zdobycia tylko u Chińczyków, to trzeba brać od Chińczyków - uważa poseł.
Opozycja z kolei wierzy w możliwości produkcyjne polskiego przemysłu. Bartosz Kownacki (PiS), były wiceszef MON przypomina, że Bydgoskie Zakłady Elektromechaniczne z powodzeniem produkowały potężne ilości min przeciwpiechotnych. - Moim zdaniem tam jest potencjał, choć faktem jest, że ostatnio ta firma jest dość mocno obłożona. Nie ma powodu, żebyśmy najpierw kupowali. Lepiej mieć te zdolności u siebie - powiedział Kownacki cytowany przez "DGP"