Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Martyna Kośka
Martyna Kośka
|
aktualizacja

Pracuje w Domu Pomocy Społecznej, zarabia 3100 brutto. Nie zamierza strajkować

87
Podziel się:

Jestem całym sercem za pracownikami socjalnymi, którzy zapowiadają protest. Jeśli wywalczą podwyżki, ja również skorzystam. Ale sama protestować nie mogę, bo jak? Mam zostawić moich podopiecznych? Kto im pomoże, kiedy mnie nie będzie w pobliżu? – mówi Małgorzata, opiekun społeczny z krakowskiego Domu Pomocy Społecznej.

"Jestem całym sercem za postulatami pracowników socjalnych, ale ja bym nie potrafiła odmówić wykonywania obowiązków"
"Jestem całym sercem za postulatami pracowników socjalnych, ale ja bym nie potrafiła odmówić wykonywania obowiązków" (East News, Marek Maliszewski/REPORTER)

Pracownicy socjalni odpowiedzialni za wypłatę świadczeń 500+ rozważają rozpoczęcie protestu. Grożą, że jeśli nie dostaną wyższego wynagrodzenia, sparaliżują wypłaty pieniędzy. Skutki mogą odczuć setki tysięcy rodzin – zwłaszcza tych, które nie domkną miesięcznego budżetu bez 500+. To działająca na wyobraźnię karta przetargowa.

Nie mają jej w ręku opiekunowie społeczni tacy jak Małgorzata, która pracuje w krakowskim Domu Pomocy Społecznej. W zawodzie od 13 lat.

- Zarabiam 3100 zł brutto. I to od niedawna, bo przez pierwsze lata zarabiałam 2100 zł brutto. Na początku 2017 r. dostaliśmy podwyżkę o 500 zł, ale przy okazji obniżono nam dodatek motywacyjny, więc de facto moje wynagrodzenie wzrosło o jakieś 200 zł na rękę – mówi Małgorzata. 3100 zł brutto to jakieś 2200 zł "na rękę".

Zobacz także: Obejrzyj: Jarosław Gowin o proteście pracowników opieki społecznej: są pieniądze, samorządy nie korzystają

Krótka ścieżka kariery

Małgorzata ma 34 lata i świadomość, że ścieżka awansu w DPS jest zakończona. Jest starszym opiekunem. Mogłaby co najwyżej ukończyć odpowiednie studia i zostać terapeutą. To awans pozorny, bo nie wiąże się z wyższą pensją.

- Kiedyś terapeuci zarabiali kilkaset złotych więcej od opiekunów. Później to zrównano - wyjaśnia.

Nic dziwnego, że mając kwalifikacje, można się w Domu Pomocy Społecznej zatrudnić niemal z miejsca. Chętnych po prostu brakuje. Kto lubi się opiekować innymi, może przecież przebierać w dobrze płatnych ofertach dla niań czy pracowników prywatnych, świetnie wyposażonych prywatnych domów spokojnej starości. Drugim problemem jest rotacja: wielu pracowników DPS-ów po krótkim czasie odchodzi, bo nie dość, że pieniądze małe, to praca ciężka.

- Pracuję na oddziale męskim. Mam pod opieką prawie 40 panów. Większość z jakimś spektrum choroby psychicznej. Najczęściej schizofrenia, ale nie tylko. Do moich obowiązków należy codzienne dbanie o to, żeby byli czyści, schludni, nakarmieni. Opiekunowie pracują przede wszystkim z ludźmi przy takiej codziennej obsłudze, zaś pracownicy socjalni – z dokumentami. To podstawowa różnica - wyjaśnia.

Nie wszyscy potrafią się kontrolować

Małgorzata pracuje w 12-godzinnym systemie zmianowym. W dni robocze na oddziale jest w sumie czworo pracowników. W weekendy dwóch. Niektórzy podopieczni wymagają pomocy we wszystkich czynnościach – od ubrania się po pójście do toalety, inni radzą sobie sami. Trzeba mieć jednak oczy dookoła głowy, bo niekiedy nawet najspokojniejsi potrafią zachować się nieobliczalnie.

- Przez te wszystkie lata zostałam uderzona jakieś 10 razy. To się zdarza również moim kolegom. Kiedyś zamachnął się na mnie podopieczny, któremu przypominałam, by wziął prysznic. Nie podobały mu się nalegania, więc próbował mnie zaatakować - opowiada kobieta i dodaje, że pewnie nie zrobił tego specjalnie.

Pytam, czy zdarzają się ataki słowne.

- Nawet o tym nie pomyślałam, bo to się dzieje regularnie. Może wiązanki przekleństw nie są na porządku dziennym, ale podniesiony głos i krzyki już tak.

Przyznaje, że raz zdarzyła się jej sytuacja, która została zaklasyfikowana jako próba gwałtu.

- Na nocnej zmianie jeden z podopiecznych rzucił mnie na łóżko i przygniótł. Był agresywny. Wołałam do jego współlokatorów, żeby zawołali pielęgniarkę, ale zignorowali to. Na szczęście ktoś przyszedł i do niczego złego nie doszło.

Mówi, że to była jednorazowa sytuacja, bo mimo ograniczeń jej podopieczni są ciepłymi, skorymi do pomocy ludźmi. Małgorzata zapewnia, że lubi z nimi rozmawiać. Zaburzenia psychiczne nie wpływają na tę sympatię.

Nie potrafiłabym odejść od podopiecznych

- Ta praca wymaga cierpliwości. Nie sprawdzą się tu osoby nerwowe, bo tylko zaognią atmosferę. Trzeba też umieć myśleć samodzielnie, bo sytuacja potrafi się zmienić z minuty na minutę. Jest wymagająca fizycznie, ale lubię ją i wolałabym nie zmieniać. Choć czasem takie myśli przychodzą do głowy.

Dodaje, że w tym zawodzie nie znajdą zadowolenia ci, którzy lubią odnosić sukcesy.

- Tu ich praktycznie nie ma, chyba że za sukces uznamy, że podopieczny nauczy się wołać, gdy chce pójść do toalety, albo zrozumie, że mając cztery papierosy na jeden dzień, to nie wolno ich wypalać jeden po drugim.

Małgorzata deklaruje, że jeśli kiedykolwiek odejdzie, to nie dlatego, że znudzą się jej obowiązki, ale właśnie z powodu pieniędzy. Pytam, czy gdyby opiekunowie, wzorem pracowników socjalnych, zapowiedzieli protest polegający na powstrzymaniu się od pracy, przyłączyłaby się. Zdecydowanie zaprzecza.

- Nigdy nie odejdę od moich podopiecznych. Uważam, że to niehumanitarne. Gdybyśmy wypracowali jakiś inny model protestu, to może, ale na pewno nie potrafiłabym przychodzić do pracy i siedzieć w dyżurce 12 godzin.

Niehumanitarne wydaje się jej też to, co zrobili rok temu opiekunowie osób niepełnosprawnych, czyli zabranie ich do Sejmu.

- Czasem żartujemy, że gdybyśmy pokazali politykom naszych podopiecznych, od razu dostalibyśmy podwyżki.

Małgorzata miała też mieszane uczucia, gdy słuchała w telewizji nauczycieli żalących się, że nie dostają wynagrodzenia za czas, kiedy przebywają z uczniami na zielonych szkołach.

- Raz do roku wyjeżdżamy z podopiecznymi na kilka dni. Mam to liczone jako 12-godzinny dzień pracy, chociaż tak naprawdę nawet w nocy nie śpię spokojnie. Co jakiś czas muszę sprawdzać, czy panowie są bezpieczni w swoich pokojach, czy nikt nie pali w łóżku. Często ktoś puka do mnie w nocy i natychmiast się zrywam. Nie wyobrażam sobie, żebym miała narzekać, że nikt mi za to nie płaci ani nie oferuje dni do odbioru – mówi.

- A jednocześnie nie wyobrażam sobie, żebym miała w tych wyjazdach nie uczestniczyć. Są bardzo ważne dla podopiecznych, bo przez kilka dni przebywają poza ośrodkiem, mogą popatrzeć, jak wygląda życie "na zewnątrz".

Mierzi ją również to, że przedstawiciele różnych protestujących profesji zarzekają się, że nie będą dorabiać, bo przecież przy 40-godzinnym grafiku już nie mają sił i czasu.

- Niezależnie od 12-godzinnych dyżurów, sama do niedawna łapałam dodatkowe zajęcia, jakieś sprzątanie, opiekę nad dziećmi. Nie widzę nic dziwnego w tym, że ktoś, kto niewiele zarabia, dorabia po godzinach.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(87)
Bbb
5 miesięcy temu
Witam płacą bardzo mała też prowadze taka placówkę zapraszam do Mnie
Inna
2 lata temu
Witam. Bo podwyżce od stycznia 2022r dostałam 3200.00brutto. Więc netto może dostanę ok 2400.00 beż żadnych dodatkow. Swieta jak każdy inny dzień,nocka kilkanaście złotych więcej. Dobrze że lubię te prace i mieszkańców,bo inaczej bym nie pracowała tam. Wielka odpowiedzialność,a tak marna pensja
Rokita
5 lata temu
Ja pracuje prawie 20 lat w dps jako fizjoterapeuta i dostaje na rękę niecałe 1900zl z premiami i wysłucha lat.
darkqueen
5 lata temu
Jak można żyć za 2200? Codziennie wydaję ponad 100zł na zakupy dla 2 osób.
emeryt
5 lata temu
Redaktor napisał .....Skutki mogą odczuć setki tysięcy rodzin – zwłaszcza tych, które nie domkną miesięcznego budżetu bez 500+. No sorry !!! to jak oni żyli jak tych 500 nie było ….jak w ogóle wychowywano dzieci przed 2016 rokiem . ..Porąbana polityka !!!
...
Następna strona