- 320 głosów przesądziło o tym, że opozycja przejęła władzę w wyższej izbie polskiego parlamentu. O tyle bowiem głosów senator Stanisław Gawłowski pokonał swego pisowskiego konkurenta. Wczorajsze głosowanie nad Marszałkiem Senatu, gdzie prof. Grodzki otrzymał 51 głosów pokazało, że opozycja ma o jeden głos więcej niż PiS (głos wstrzymujący Lidii Staroń był głosem przeciw, gdyż do wyboru Marszałka Senatu potrzeba bezwzględnej większości głosów) – to początek analizy wtorkowych wydarzeń w Senacie, którą na swoim facebookowym profilu przeprowadza Roman Giertych.
Dalej pisze, że "te 320 głosów Gawłowskiego będą się śnić Kaczyńskiemu do końca kadencji".
- Podzielony parlament oznacza symboliczny koniec totalnej hegemonii PiS i jest też oczywistą zapowiedzią, że w następnych wyborach PiS najprawdopodobniej przegra z kretesem ( o ile oczywiście opozycja się ogarnie i wyciągnie wnioski z trzech kolejnych porażek).
We wpisie "na gorąco", zaraz po głosowaniu na marszałka Senatu odpowiedział na pytanie, dlaczego większość w Izbie Wyższej jest dla partii rządzącej tak ważna.
- Senat może zablokować ustawy sprzeczne z Konstytucją (…). Bo w zapisach Konstytucji drzemie opcja atomowa Senatu, która może całkowicie zablokować niekonstytucyjne przepisy ustaw.
Każdy głos się liczył
Przypomnijmy, że we wtorek parlamentarzyści powołali marszałków Sejmu i Senatu. Marszałkiem Senatu X kadencji został Tomasz Grodzki. Z kolei na wicemarszałka z ramienia PO wybrano Bogdana Borusewicza. Za jego kandydaturą głosowało 90 polityków. 4 było przeciw, a 5 się wstrzymało. PSL na wicemarszałka wytypowało Michała Kamińskiego. Głosowało za nim 53 senatów, 37 było przeciw, a 10 się wstrzymało.
PiS wystawiło Stanisława Karczewskiego, za którym były 82 osoby. Przeciwko niemu głosowało 3, a 15 się wstrzymało. Gabrielę Morawską-Stanecką z Lewicy poparło 56 polityków, 28 było przeciw, a 15 się wstrzymało. Każdy z kandydatów musiał być wybrany bezwzględną większością, ale nie ustawowej liczby senatorów, tylko głosujących.