Choć na najbliższym szczycie państw unijnych (który odbędzie się w dniach 10-11 grudnia) głównym tematem ma być przyszłość projektu wieloletniego budżetu i funduszu odbudowy, to jednak niespodziewanie wyłoniło się nowe pole sporu, o czym pisze Reuters.
Czytaj więcej o wieloletnim budżecie: Budżet Unii. Przed nami kluczowy tydzień. Ekspert mówi, kiedy mają zapaść decyzje
Chodzi o porozumienie klimatyczne z Paryża, do którego przystąpiła cała Unia Europejska. Unia - składająca się z 27 państw - jest trzecim co do wielkości emitentem gazów cieplarnianych na świecie. Dlatego by sprostać zapisom zawartym w traktacie paryskim, konieczna jest zmiana pierwotnych planów.
Bruksela wcześniej zobowiązała się, że do 2030 roku obniży emisję gazów cieplarnianych do 40 proc. Wkrótce jednak może okazać się nieaktualny. Reuters dotarł do dokumentu, który ma zostać przedstawiony na najbliższym szczycie. Wynika z niego, że państwa UE miałyby ograniczyć emisję o "co najmniej 55 proc." w najbliższej dziesięciolatce.
Większy cel oznacza większe koszty dla państw, które byłyby zmuszone m.in. do drastyczniejszych zmian w miksie energetycznym. Aby wspomóc kraje w realizacji nowego założenia, urzędnicy unijni przewidują w projekcie też "ramy wspomagające". Ramy te, oprócz nakreślenia planu do osiągnięcia celu, zawierają również zapewnienia dotyczące finansowania UE i prawa krajów do wyboru własnego koszyka energetycznego.
Właśnie tutaj tkwi problem dla części państw unijnych, które nie poprą obecnie zaproponowanych ram wspomagających. Chodzi przede wszystkim o pieniądze. Polska, Węgry, Czechy, Słowacja, Malta i Bułgaria wspólnie uważają, że Unia proponuje zbyt mało, aby te państwa mogły zrealizować postawiony przed nimi nowy cel.
Urzędnik słowacki, który rozmawiał anonimowo z agencją informacyjną, wskazał, że nowy projekt "idzie w dobrym kierunku". Jednak Bruksela wciąż nie spełniła warunków postawionych przez wspomniane państwa. Chodzi m.in. o podwojenie funduszu unijnego, na który składają się dochody z handlu uprawnieniami do emisji.
Na przyjęcie nowego planu redukcji emisji mają napierać przede wszystkim Duńczycy, Hiszpanie i Holendrzy. Nie ma pewności jednak, czy uda się wypracować porozumienie na najbliższym szczycie. Najważniejszą kwestią, którą poruszą przywódcy państw, będzie groźba zawetowania budżetu przez Polskę i Węgry, które nie godzą się na powiązanie go z praworządnością. Na negocjacje klimatyczne politykom może zabraknąć i zapału, i czasu.