W rządzie iskrzy. W centrum konfliktu jest jeden resort
Szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz wchodzi w politykę mieszkaniową, obronności czy podatkową. To budzi irytację kolegów z rządu. Mimo zarządzania sukcesami związanymi z KPO, jej ekspansja na obszary działalności innych resortów prowadzi do sporów w gabinecie Donalda Tuska.
Jednym z najaktywniejszych ministrów w rządzie Donalda Tuska jest szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Jej ministerstwo ma na koncie zarządzanie sukcesami związanymi z odblokowaniem środków z Krajowego Planu Odbudowy i składaniem kolejnych wniosków, za którymi idą miliardy przysyłane z Brukseli. Do te pory złożyliśmy pięć wniosków. Na razie Polska otrzymała z KPO, a mówiąc dokładniej z zaliczki REPowerEU oraz z trzech wniosków o płatność, ok. 20,7 mld euro, czyli ok. 88,2 mld zł.
Do tego MFiPR pełni rolę negocjatora z Komisją Europejską w sprawie zmian w KPO. Ale jednocześnie szefowa resortu jest aktywna na innych polach, co powoduje jawne czy ukryte konflikty z innymi ministrami i kierowanymi przez nich resortami. - MFiPR jest coraz bardziej ekspansywny, wchodzi w politykę mieszkaniową, obronności, podatkową. To musi budzić jakąś irytację - mówi nam jeden z ministrów. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz odpowiada:
Jest w Polsce taka specyficzna kwadratura koła w myśleniu. Z jednej strony wszyscy narzekają, że jest Polska resortowa, czyli że każdy chodzi jak ten koń w klapkach i nic go nie obchodzi dalej niż jego własny nos i jego własny resort. Ale jak ktoś patrzy na całość, wtedy wszyscy nagle mówią: "ale halo, proszę założyć klapki i patrzeć tylko na własny resort". I moim zdaniem to jest absurdalne. Polska nie jest poresortowana, tylko jest cała i ja patrzę na całość - mówi money.pl szefowa resortu funduszy.
Sąsiedzkie nieporozumienia
Pierwsza linia frontu to spór z sąsiadem "przez ścianę" - Ministerstwem Rozwoju i Technologii (siedziby obu resortów sąsiadują ze sobą) o program mieszkaniowy, a konkretnie o dopłaty do kredytów. Nawet mocny remont założeń programu nie zmienił podejścia Pełczyńskiej-Nałęcz do jego nowej odsłony, zaprezentowanej pod hasłem "Pierwsze Klucze". Resort funduszy wykorzystuje wszelkie możliwości, żeby utrącić pomysły szefa MRiT Krzysztofa Paszyka. Ostatnio wiceminister funduszy Jan Szyszko zablokował wpis projektu do wykazu prac Rady Ministrów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polacy wydają fortunę na Thermomixy. To on stoi za tym biznesem. Wojciech Ćmikiewicz w Biznes Klasie
Ale Paszyk nie odpuszcza. - Prace zostały wstrzymane, często się to zdarza wobec projektów, które budzą dyskusję. Projekt wróci zapewne na kolejnym posiedzeniu - mówił w radiowej Jedynce podkreślając, że obecna wersja programu eliminuje wszelkie zagrożenia, za które krytykowano poprzedni projekt.
To nie przekonuje szefowej resortu funduszy. Jej zdaniem istota pomysłu jest ta sama: dopłaty do oprocentowania. A to ma oznaczać, że podatnicy dopłacają bankom do wywindowanych kredytów, żeby ceny mieszkań znowu urosły. Pełczyńska-Nałęcz nie zgadza się z zarzutami, według których wchodzi na pole innego ministra.
Sformułowanie, że budownictwo nie dotyczy tego resortu, jest super niefortunne. W Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej jest Krajowy Zasób Nieruchomości i SIM-y (Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe - przyp. red.), więc jest to znaczny komponent społecznego budownictwa. Poza tym budownictwo jest elementem polityki regionalnej, musimy na to patrzeć jako na całość - uważa.
Jej resort trzyma w tej sprawie wspólny front z Lewicą. To kwestia, która konfliktuje ją z koalicjantem z Trzeciej Drogi i także częścią Koalicji Obywatelskiej, która w swoim wyborczym programie miała kredyt 0 proc. To spór, który ciągnie się od ubiegłego roku, ale ostatnio szefowa resortu funduszy wyszła z innymi pomysłami, które napotkały kontrę kolegów z rządu. Oba związane są z nowym kursem polskich władz dotyczącym rosnących wydatków na obronność.
Zrzutka banków na armię
Kiedy pojawiły się dane o wysokich zarobkach banków Pełczyńska-Nałęcz wyszła z pomysłem kolejnego podatku od nadmiarowych zysków w sektorze bankowym. - Banki nie muszą konkurować o klienta, mają nadpłynność. To transfer bogactwa od ludzi do banków. Część tego bogactwa powinna wrócić na bezpieczeństwo czy ochronę zdrowia - mówiła ostatnio w wywiadzie dla money.pl.
Tyle, że pomysł nie spodobał się innym członkom rządu. Przeciw są ministrowie aktywów państwowych i finansów. Największe banki są jednocześnie "podopiecznymi" szefa MAP Jakuba Jaworowskiego.
Z kolei resort finansów traktuje to jako wejście w swoje kompetencje dotyczące polityki podatkowej i gospodarczej. Tu sytuacja nieco zbliżona do sporu z resortem cyfryzacji o podatek cyfrowy. Ale ministerstwo Andrzeja Domańskiego ma też inne argumenty dotyczące cyklu gospodarczego.
Jak pokazują dane Narodowego Banku Polskiego, po 2026 r. dynamika inwestycji będzie ujemna, ponieważ wyczerpie się gros finansowania z KPO. W takim przypadku banki powinny mieć kapitał, by móc wesprzeć gospodarkę. Sama Pełczyńska-Nałęcz, choć wyszła z pomysłem, to nie zamierza iść dalej i przygotować takiego rozwiązania. Pomysł więc raczej nie wejdzie w życie, ale szefowa MFiPR może liczyć na efekty wizerunkowe. - Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz buduje sobie fanbazę na tej ekspansji. To konsekwentna strategia wizerunkowa, sprowadzająca się do obrony konsumentów przed szeroko rozumianą elitą, w tym wypadku obrazowaną przez banki czy deweloperów - tłumaczy nam jeden z jej współpracowników.
Kto rozda kasę z obronnego KPO
Najnowszy spór dotyczy kontroli wydawania pieniędzy z KPO na cele obronne. Kiedy jasne się stało, że zwrot dotyczący wydatków na cele obronne ma dotyczyć także pieniędzy z UE, Pełczyńska-Nałęcz natychmiast "wyczarowała" pieniądze na ten cel wykrawając je z tego programu. Ostatecznie przesunięcie może dotyczyć 26 mld zł, ale doszło do sporu z MON o kontrolę nad ich wydawaniem.
Resort funduszy rutynowo, jak w przypadku innych pieniędzy z UE, chciał wejść w rolę koordynatora zbierania projektów i pośrednika w kontaktach z Brukselą, ale napotkał na kontrę MON, które uznało, że chodzi o jego kompetencje dotyczące obronności. Ostatecznie w uchwale przyjętej przez rząd założono, że szefowie obu resortów współkierują komitetem sterującym wydawaniem tych pieniędzy, ale w przypadku braku porozumienia złotą akcję ma szef MON. Kolejna odsłona sporu nastąpi, gdy przyjedzie do uzgadniania zasad rozdziału tych pieniędzy.
W kontekście pieniędzy z UE pojawiły się zarzuty części kolegów z rządu, że tezę o sprawczości minister może podważać to, co się wydarzyło w czasie ubiegłorocznej powodzi, która nawiedziła Dolny Śląsk. Szefowa resortu funduszy zapowiadała, że możliwe jest przekierowanie na ten cel 1,5 mld zł unijnych funduszy na odbudowę po powodzi i 3,5 mld zł na wały. - Na pewno nie będziemy bazować na jej zapewnieniach, tak samo miało być z kasą na powódź - mówi jeden z ministrów. Inny dodaje: - W tej chwili korygowane jest program Fenix i powinien być z tego 1 mld zł, ale to daleko od miliardów, o których słyszeliśmy. Resort funduszy odpowiada, że jego rolą była rewizja i zmiana programów, a samo ministerstwo nie decyduje o ich wydaniu. Decyzje w tej sprawie zapadły zresztą niedawno na rządzie.
W samym resorcie jest świadomość, że aktywność Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz oznacza, że w kontaktach z innymi resortami i ich szefami może iskrzyć.
W polityce jak jesteś silny, to grasz o więcej i wszystkich wkurzasz. Jak jesteś słaby, to nikogo nie wkurzasz, ale nikt cię wtedy nie szanuje i zabierają ci kolejne rzeczy. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz robi to pierwsze. A skoro dowozi i ma efekty, to może zawłaszczać kolejne pola - mówi nam osoba znająca realia funkcjonowania resortu.
Każe to zapytać, co będzie się działo z polityczną przyszłością szefowej resortu funduszy. Ona będzie zależała nie tylko od oceny jej politycznej sprawności, ale także efektów prezydenckiej kampanii wyborczej, w której kandyduje lider jej ugrupowania Szymon Hołownia.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak dziennikarze money.pl