Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Janoś
Krzysztof Janoś
|

Okręty podwodne zamiast śmigłowców? Rządowy pomysł na uspokojenie Francuzów

542
Podziel się:

Premier Szydło zapowiada, że podczas planowanej wkrótce wizyty w Polsce szefa francuskiego MSZ dostanie on propozycje „inwestycji i zakupu innego sprzętu”. Z tego enigmatycznego komunikatu można wywnioskować, że nasz rząd po fiasku z Caracalami chce się z Francuzami pogodzić przy przetargowym stole w sprawie innego kontraktu. Najlepszą okazją do tego może być planowany zakup okrętów podwodnych. Tymczasem przecieki z MON sugerują, że po burzy w sprawie śmigłowców wzrosły szanse szwedzkiego producenta.

Okręty podwodne zamiast śmigłowców? Rządowy pomysł na uspokojenie Francuzów
(pixabay)

Premier Beata Szydło zapowiada, że podczas planowanej wkrótce wizyty w Polsce szef francuskiego MSZ dostanie propozycję "inwestycji i zakupu innego sprzętu". Z tego enigmatycznego komunikatu można wywnioskować, że nasz rząd po fiasku z Caracalami chce się z Francuzami pogodzić przy przetargowym stole w sprawie innego kontraktu. Najlepszą okazją do tego może być planowany zakup okrętów podwodnych. Tymczasem przecieki z MON sugerują, że w tym przetargu wzrosły szanse szwedzkiego producenta.

Jeżeli rząd PiS nadal będzie kontynuował wymianę ciosów z Francuzami może się okazać, że stracimy szanse na bardzo korzystny dla naszej marynarki kontrakt. Oprócz możliwości normalizacji stosunków, propozycja producenta z nad Sekwany również i z wojskowego punktu widzenia wydaje się być najbardziej atrakcyjna.

Wprawdzie, jak zauważa ekspert ds. uzbrojenia i szef specjalistycznego magazynu "Raport" Michał Likowski, w MON jest grupa zwolenników zakupu niemieckich okrętów podwodnych, związana głównie z Marynarką Wojenną, ale to jednak Francuzi mają znaczącą przewagę.

Amerykanie sprzedają pociski, ale nie decyzje

Niemieckie okręty nie są wyposażone w rakietowe pociski manewrujące dalekiego zasięgu. Z kolei Francuzi na swoich okrętach mają taką broń. - Pociski NCM są bardzo podobne do amerykańskich Tomahawków z tą różnicą, że Paryż gwarantuje nam pełną swobodę w ich użyciu. W rozgrywce o polskie zlecenie są również Szwedzi, jednak ich jednostka jest dopiero budowana - mówi Likowski.

W przypadku wyboru Amerykanów, jako dostawcy pocisków manewrujących, musielibyśmy z nimi każdorazowo uzgadniać wybór zarówno celu, jak i sam moment odpalenia. Zdaniem eksperta, jest to zatem jedyny przetarg na potrzeby polskiej armii, w którym można byłoby bezpiecznie wskazać Francuzów, bez obawy o protesty innych zainteresowanych.

Wystarczyłoby postawić wymóg dostarczenia rakietowych pocisków manewrujących dalekiego zasięgu, nad którymi mielibyśmy pełną kontrolę. - Francja to jedyny kraj, który ma tego typu oręż, zgodził się na przekazanie nam tej broni i swobodne jej użycie. Choć nie można być pewnym, czy po wydarzeniach z Caracalami podtrzymają wcześniejsze stanowisko - dodaje Likowski.

Zapowiedź premier Beaty Szydło to nie jedyny sygnał od rządzących, że zakup okrętów podwodnych może być doskonałą okazją do naprawy stosunków z Paryżem. W tym tonie 12 października mówił w programie #RZECZOPOLITYCE wiceszef PE i europoseł PiS Ryszard Czarnecki. Jego zdaniem Francois Hollande jest pragmatykiem i wie, że "nie ma co się obrażać". Polityk przypomniał, że za pół roku odbędą się wybory prezydenckie we Francji i obecnemu przywódcy tego kraju przyda się sukces w postaci kontraktu na okręty podwodne.

Szef MSZ Witold Waszczykowski w piątek w TVP Info przypominał, że rząd planuje zakupić okręty podwodne. Dlatego wciąż jest zainteresowany uzbrojeniem francuskiej produkcji i chętnie rozważy ofertę Paryża w tej sprawie.

Również dla Likowskiego to dobre rozwiązanie dla obu stron. - Niewątpliwie należy szukać każdej okazji, żeby naprawić dwustronne relacje, bo to dla nas bardzo ważny partner w Europie i sojusznik w NATO. Tym bardziej, że Paryż wsparł mocno wzmacnianie wschodniej flanki Sojuszu - mówi ekspert. I przypomina, że Francja również i na naszą prośbę zrezygnowała ze sprzedaży Rosjanom okrętów Mistral. - To są wymierne działania, które powinno się docenić - dodaje.

Wygra podwodny Saab?

Z kolei według nieoficjalnych informacji z resortu obrony, na które powołuje się "Nasz Dziennik", wynika, że bardziej prawdopodobny stał się wybór szwedzkiego Saaba. Dowodem na to ma być fakt, że ten właśnie producent już zdecydował, że partnerem przy tym kontrakcie będzie Polska Grupa Zbrojeniowa. PGZ oficjalnie, jako polski producent, jest wspierana jako dostawca broni dla naszej armii.

Wartość tej oferty ma też podnosić fakt, że szwedzkie okręty A26 mają być praktycznie niewidoczne dla radaru przez zastosowanie technologii stealth. - Nie ma czegoś takiego jak niewykrywalne okręty. Wszystko jest kwestią dystansu, z jakiego próbuje się go namierzyć. Szwedzi ostatni okręt zbudowali ponad 15 lat temu dla Australii. Nam chcą sprzedać nową konstrukcje, ale to jest jeszcze projekt - przekonuje Likowski.

Z kolei, jak dodaje ekspert, francuski okręt podwodny Scorpene czy niemieckie jednostki to sprawdzone, ale bardzo nowoczesne i modernizowane ciągle konstrukcje. Dziennik przekonuje również, że przetarg już zresztą został ogłoszony. Niestety do czasu opublikowania tego artykułu MON nie potwierdził ani nie zaprzeczył tym doniesieniom. Informacją o ewentualnym starcie postępowania zaskoczony jest też bacznie śledzący tę sprawę Michał Likowski.

- Zakup okrętów podwodnych jest we wstępnej fazie. Nie ma jeszcze żadnych decyzji, kierunkowych i politycznych. Nie wiadomo, kiedy i za ile będziemy je kupować - przekonuje ekspert ds. uzbrojenia. I przypomina, że ciągle też trwają rozmowy z Norwegami w sprawie wspólnego zakupu. - Oni potrzebują 6 okrętów, a my 3 i w związku z tak dużym zamówieniem można byłoby uzyskać dużo lepsze warunki - dodaje.

Kosztowne zadośćuczynienie

Gra toczy się o potężne pieniądze, bo wartość tego kontraktu to minimum 10 mld zł. W ramach programu "Orka" Polska Marynarka Wojenna ma otrzymać 3 nowoczesne okręty podwodne, wyposażone w rakiety samosterujące. Koszt jednego eksperci szacują na 1-1,5 mld zł, ale należy jeszcze pamiętać, że oprócz zakupu samych okrętów, chcemy jeszcze kupić pociski, zbudować bazę przemysłową i logistykę. To wszystko bardzo drogie inwestycje.

Warto też dodać w tym miejscu, że próba poprawienia relacji polsko-francuskich przez zakup okrętów podwodnych może być bardziej kosztowna niż otwarty przetarg. Wszystko za sprawą Caracali, które bardzo skomplikują kwestię negocjacji. - Francuzi nie będą z nikim konkurowali i w takiej sytuacji rzeczywiście będą mogli dyktować wyższą cenę, pośrednio rekompensując sobie część strat za śmigłowce - podsumowuje Michał Likowski.

Zgodnie z rządowymi planami okręty powinny trafić do służby w latach 2020-2030. Jednak już teraz wiadomo, że terminy te nie są realne.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(542)
polak
7 lat temu
SWIETA POLSKO ZBROIC SIE NOWOCZESZNIE I SZYBKO bo w tym jest polska wolna ,silna I bogata, powodzenia.........
jajan
7 lat temu
co za nieudacznictwo.ta władza odstawia chwiejnego oberka od płota do płota.polska coraz bardziej bezbronna. wojskiem zarządza człowiek który potrzebuje pilnego przebadania" metodami medycznymi".
Maciek63
7 lat temu
A może by tak kupić segregator z napędem atomowym?
Jack
7 lat temu
Nie ma to jak na okrętach porządne wyrzutnie widelców, w wersjach zaczepnych - do ryb, i obronnych - deserowych. Te już produkujemy, nauczymy Francuzów jak się z nich strzela.
swoj
7 lat temu
a mozna bylo kupic mistrale po miliardzie........i by smigaly po baltyku.....
...
Następna strona