Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krystian Rosiński
Krystian Rosiński
|
aktualizacja

Mateusz Morawiecki zrobił to, co sam zarzucał opozycji? "Musimy wspierać najbiedniejszych"

284
Podziel się:

Zgodnie z rządową decyzją, od lipca 2022 r. Polacy z minimalnym wynagrodzeniem będą zarabiać o niemal 20 proc. więcej. To wzbudziło porównania do sytuacji sprzed kilku miesięcy, gdy Donald Tusk proponował 20-procentowe podwyżki dla tzw. budżetówki. Wtedy Mateusz Morawiecki nazwał go "polskim twórcą inflacji". Dziś opozycja triumfuje, a politycy Zjednoczonej Prawicy mówią o wspieraniu osób najbiedniejszych.

Mateusz Morawiecki zrobił to, co sam zarzucał opozycji? "Musimy wspierać najbiedniejszych"
Płaca minimalna w lipcu 2023 r. wzrośnie niemal o 20 proc. Mateusz Morawiecki zrobił to, co zarzucał opozycji? (PAP, PAP/Rafał Guz)

Rząd zaskoczył wszystkich swoją decyzją i na ostatniej prostej zdecydował o wyższej podwyżce płacy minimalnej. Od 1 stycznia 2023 r. wyniesie ona 3490 zł brutto, a od 1 lipca – 3600 zł brutto. Jeszcze dzień przed ogłoszeniem decyzji Andrzej Radzikowski, szef OPZZ i przewodniczący Rady Dialogu Społecznego, opowiadał money.pl, że na posiedzeniu RDS ustalono kwoty odpowiednio 3450 zł i 3500 zł brutto.

Minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg tłumaczyła, że ten krok "zapewni bezpieczeństwo finansowe Polakom". – Nie dopuścimy do sytuacji, kiedy wypłata nie wystarcza na podstawowe potrzeby. Podwyżka jest naszą odpowiedzią na oczekiwania pracowników, w ten sposób reagujemy na inflację spowodowaną agresją Rosji na Ukrainę – wyjaśniała szefowa MRiPS.

Przyjęte przez rząd wysokości minimalnego w za pracę w 2023 r. na poziomie 3490 zł od 1 stycznia 2023 r. i 3600 zł od 1 lipca 2023 r., zostały ustalone w oparciu o prognozy makroekonomiczne określone w projekcie ustawy budżetowej na rok 2023, tj.: średnioroczny wskaźnik wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem (109,8 proc.) i realny przyrost PKB (1,7 proc.) – tłumaczy Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej w odpowiedzi na pytania money.pl.

Dalej MRiPS podkreśla, że po uwzględnieniu wszystkich czynników przeciętne minimalne wynagrodzenie w 2023 r. nie powinno być niższe niż 3447,30 zł brutto.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Rząd zaskoczył wszystkich, ale przegiął? "Konsekwencją będzie bankructwo"

Mateusz Morawiecki "polskim twórcą inflacji"?

Nowa rządowa propozycja oznacza, że płaca minimalna od stycznia wzrośnie o 15,9 proc., a od lipca – o 19,6 proc. w porównaniu do obecnej kwoty, która wynosi 3010 zł brutto. Niektórzy internauci i komentatorzy zauważyli w tej drugiej podwyżce pewną analogię do słów Mateusza Morawieckiego sprzed kilku miesięcy. Niekorzystną dla premiera.

Najpierw przypomnijmy kontekst. Donald Tusk na początku kwietnia zaproponował 20-procentowe podwyżki dla pracowników tzw. budżetówki, czyli ochrony zdrowia, oświaty, kultury oraz urzędników. Ta propozycja nie spodobała się szefowi rządu. Tak ją skrytykował:

Mamy także takich polskich twórców inflacji. To ci, którzy natychmiast proponują, aby podnieść wynagrodzenia np. o 20 proc. To są twórcy inflacji. Oni proponują taki schemat, taki scenariusz, jaki mieliśmy w Turcji. Niektórzy mają krótką pamięć, ale przypomnijmy sobie: rok, dwa lata temu, Turcja miała inflację na poziomie 12-15 proc. Brzmi znajomo? Dziś w Turcji mamy inflację na poziomie 60 proc.

Dziś triumfować mogą politycy Platformy Obywatelskiej. – Premier Morawiecki mówił wtedy, że chcemy do Polski przyprowadzić kilkudziesięcioprocentową inflację jak w Turcji. A dziś premier twierdzi, że wzrost minimalnego wynagrodzenia nie jest proinflacyjny. To kiedy kłamał? – pyta w rozmowie z money.pl Izabela Leszczyna.

Posłanka dodaje, że przez tak prowadzoną politykę pensja minimalna prześciga wynagrodzenia nauczycieli. – To nie jest droga do konkurencyjnej i innowacyjnej gospodarki – ocenia.

Tadeusz Cymański z klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, zapytany o tę analogię, zaznacza, że propozycję Donalda Tuska skrytykowali też "przedstawiciele obozu opozycyjnego", czyli np. Marek Belka. Były szef Narodowego Banku Polskiego i minister finansów w rozmowie z Polsat News odradzał liderowi PO "stawać do zawodów o to, kto jest większym populistą".

Między propozycją pana Tuska i obecną sytuacją jest pewien element wspólny. Pomoc to dosypywanie pieniędzy, a więcej pieniędzy oznacza czynnik proinflacyjny, to jest jasne. Tylko że czym innym propozycja 20-procentowej podwyżki dla całej potężnej i licznej grupy pracowników w kraju, a czymś innym jest podniesienie płacy minimalnej, która ma pomóc przede wszystkim najmniej zarabiającym. A w warunkach wysokiej inflacji, wspierać trzeba biedniejszych i średnio zamożnych. Ludzie zamożni sobie poradzą – mówi money.pl Tadeusz Cymański.

O różnice w tych dwóch propozycjach również zapytaliśmy resort rodziny i resort finansów. Oba ministerstwa jednak nie odpowiedziały na nasze pytanie i... odesłały nas do wzajemnie do siebie.

Trudno porównać jedną i drugą propozycję

Rzeczywiście, bardzo trudno jest porównać obie propozycje. Po pierwsze, trudno porównać liczebność obu grup pracowników. Pensję minimalną od przyszłego roku pobierać będzie ok. 3 mln Polaków, jednak nie wszyscy z nich odczują podwyżkę w pełnej skali. Ok. 800 tys. pracowników dziś ma pensję wyższą od obecnej minimalnej (3010 zł brutto) i przyszłoroczna podwyżka "prześcignie" ich obecną pensję, przez co dojdzie do wyrównania do minimalnej płacy.

A jak jest z tzw. budżetówką? Według danych Głównego Urzędu Statystycznego za pierwszy kwartał 2022 r. w edukacji pracowało nieco ponad 1,14 mln osób, w szeroko rozumianej administracji – 657,5 tys., w opiece zdrowotnej – niemal 700 tys.

GUS podaje też, że w administracji przeciętne zarobki wynosiły 8187,54 zł brutto, w edukacji – 6662,92 zł brutto, a w opiece zdrowotnej – 6492,59 zł brutto. Średnia ma jednak to do siebie, że zawyżają ją osoby z pokaźnym uposażeniem, więc być może nieco więcej światła rzuci na tę kwestię mediana zarobków (50 proc. osób otrzymuje wyższą pensję, a 50 proc. – mniejszą).

I tak portal wynagrodzenia.pl podaje, że mediana płac nauczycieli wynosi 4260 zł brutto, referentów w administracji publicznej – 3740 zł brutto, specjalistów w tejże administracji – 4680 zł brutto, pielęgniarzy – 4990 zł brutto, a lekarzy – 6550 zł brutto.

Fundusze potrzebne na płace są pobierane z publicznych pieniędzy w inny sposób dla każdej z tych grup. Natomiast, co istotne, podwyżka płac w budżetówce obciążyłaby przede wszystkim budżety: państwa, samorządów i Narodowego Funduszu Zdrowia, podczas gdy wyższą pensję minimalną odczują głównie prywatne przedsiębiorstwa: najmocniej mikro- małe i średnie firmy.

Spirala inflacyjna się nakręca

Wszyscy nasi rozmówcy są zdania, że firmy mocniej odczują nadchodzące podwyżki cen energii, aniżeli wyższą płacę minimalną. Jednak prof. Marian Noga, były członek Rady Polityki Pieniężnej, widzi inne ryzyko: nakręcanie się spirali inflacyjnej.

Propozycja, z którą wyszli rządzący, jest dla mnie klasyczną spiralą cen i płac. Jeżeli będzie się dalej dosypywać pieniądze, to ona ciągle będzie się kręcić i wchodzić na coraz wyższe poziomy. Poza tym wyższe stopy procentowe stracą swoje ostrze. Z jednej strony RPP podnosi stopy, by ograniczyć popyt globalny, a z drugiej – rządzący go zwiększają – ocenia ekonomista w rozmowie z money.pl.

Problem ten zauważają też analitycy mBanku. We wpisie na Twitterze komentującym rządową propozycję podniesienia płacy minimalnej napisali, że "w zależności, jak zareaguje na to rynek pracy, czynnik ten stanowi istotne ryzyko dla inflacji na początku roku".

Problem w tym, że cały czas nie ma punktowego ustabilizowania sytuacji poprzez pomoc najuboższym rodzinom, tylko ciągle mamy do czynienia z pchaniem pieniądza na rynek w nieograniczonej ilości, co powoduje inflację. Rządzący, a szczególnie pan premier Morawiecki, codziennie mówią o "putinflacji". Zapominają jednak o inflacji bazowej, za którą głową odpowiada władza monetarna. A władzę tę tworzy nie tylko bank centralny, ale też Ministerstwo Finansów, czyli element rządu. Krótko mówiąc, rządzący jeszcze muszą dużo się nauczyć z ekonomii, ażeby móc racjonalnie rządzić – ocenia prof. Marian Noga.

W piątek 16 września NBP podał, że w sierpniu inflacja bazowa (czyli inflacja z wyłączeniem cen energii i żywności, poprzez które głównie dziś na Europę wpływa Kreml) w Polsce wyniosła rekordowe 9,9 proc.

Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(284)
A propos
2 lata temu
tego hasła, że moje zdanie nie może ranić innych - to zróbcie coś, żeby tego pana wypowiedzi nie raniły innych. Każde jego słowo rani moje poczucie prawdomówności władzy wobec obywateli i jej wiarygodności!!! A do tego jeszcze moją inteligencję!!!
Janosik
2 lata temu
się znalazł. Swoje rozdawaj, a nie cudze!!! Później powie, że wyższa inflacja to wina przedsiębiorców, bo pensje ludziom wywindowali!!!
sondor
2 lata temu
Ujmując PIS jako całość to wypisz wymaluj to druga Bukietowa z serialu "Co ludzie powiedzą" a pozostali to nic innego jak "małżonek Bukietowej"!!!
emerytka
2 lata temu
PIS wszystkie projekty opozycji torpeduje w sejmie, a później wprowadza je jako swoje. Żałosne
Dnd
2 lata temu
Przestańcie ich okradać To wystarczy Nic nie Musicie dawać bo nie dajecie swojego tylko nasze
...
Następna strona