ssfdfghggh
/ 160.83.30.* / 2015-08-21 13:29
Pani z Lewiatana mówi tylko o tym, co jest oczywiste, czyli że w zasadzie sens referendum jest ograniczony, bo nie spodziewałbym się, żeby ludzie zagłosowali za tym, żeby pracować do 67 roku życia. Skoro wiadomo, że ludzie wolą pracować krócej, bo taki jest "common sense", to po co o to pytać. Tak samo możemy urządzić referendum, gdzie pytaniem będzie, "czy chciałbyś/chciałabyś dostać Ferrari 458?". Kwestia jest kto przy danym wyniku referendum weźmie za to odpowiedzialność, wprowadzi to i za to zapłaci. Co więcej, myślę, że pytanie o wiek emerytalny jest bezprzedmiotowe, bo zwyczajnie system ubezpieczeń społecznych jest niewydolny i o ile jeszcze teraz możemy sobie mówić o przechodzeniu na emeryturę wtedy kiedy nam system pozwala, o tyle obecni 20-30latkowie mogą o tym tylko pomarzyć, bo zwyczajnie demografia jest taka, że nie będzie kto miał pracować na system repartycyjny, a w dodatku trzeba będzie najpierw zapłacić swoimi składkami na wszelkich emerytów, którzy się pojawią po drodze, a więc jeśli system się nie zmieni (ok nie liczyłem tego, ale to chyba nie będzie wielka przesada), obecni 20-30latkowie albo dostaną emerytury, które obecnym nie dorastają do pięt (co jest przerażające), albo nie dostaną ich wcale, bo wszystkie pieniądze pracujących pójdą na starszych od nich emerytów, lub co gorsza będą musieli ciągle jeszcze wpłacać do systemu, żeby ludzie starsi mieli emerytury. Do tego dochodzą olbrzymie wzrosty składek, a w konsekwencji brak możliwości oszczędzenia sobie samemu na emeryturę, bo system pochłonie wszystko (ok, apokaliptyczna wizja, ale czy tak oderwana od rzeczywistości?). Jednym słowem, pytanie o wiek emerytalny, to pytanie do ludzi, którzy mają przejść na emerytury w ciągu najbliższych 10 lat, czego wiele osób nie rozumie i raczej należałoby je przełożyć na pytanie "czy jesteś za tym by dla Twojej, znikomej, bo znikomej ale jednak korzyści, udupić następne pokolenia?". To pytanie również nie ma sensu, przedmiotowym byłoby zapytanie się obywateli o to jakich zmian w systemie emerytalnym by chcieli (to, że obecny system nie da rady jest jasnym), czy w kierunku uspołecznionym, tj. wszyscy łożymy po 75% swoich pensji na emerytury, ale potem one rzeczywiście są i da się z nich żyć, czy system zindywidualizowany, tj. niższe składki obowiązkowe, takie by emeryt dostał jakąs minimalną kwotę zapewniającą przeżycie na głodowym poziomie- 300-400 zł/mies na dziś, a resztę każdy sobie zbiera sam i co uzbiera to jego.