Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Marcin Łukasik
Marcin Łukasik
|
aktualizacja

Lojalki, potrącenia, niższe stawki. Kierowca Arrivy: obiecują złote góry, potem okazuje się, że to ściema

764
Podziel się:

Przewoźnik Arriva nie ma dobrej passy. Ostatnie tygodnie to dwa wypadki z udziałem kierowców, którzy - jak się okazało - przyjmowali narkotyki. - Nie bronię ich, uważam, że postąpili źle i powinni ponieść konsekwencje, ale gdyby był inny system wynagradzania, to pewnie do tych tragedii by nie doszło - mówi nam kierowca firmy.

Kierowca Arrivy pokazał nam pasek z wypłatą.
Kierowca Arrivy pokazał nam pasek z wypłatą. (PAP)

To nie jest dobry czas dla firmy transportowej Arriva. W ostatnich tygodniach doszło w Warszawie do dwóch wypadków z udziałem kierowców tego prywatnego przewoźnika, który realizuje przewozy autobusowe na zlecenie miasta. Jeden z kierowców był pod wpływem narkotyków, drugi – jak się okazało – zażywał substancje kilka dni wcześniej, a ich ślady znaleziono we krwi kierowcy.

Arriva nie jest jednak ani jedynym, ani największym przewoźnikiem, który wykonuje usługi dla miasta. Z raportu Zarządu Transportu Miejskiego wynika, że firma ma zaledwie 142 autobusy, co stanowi jedyne 8 proc. całego taboru. Na rynku dominuje MZA – 1422 autobusy (77 proc.), a pozostali przewoźnicy to m.in. Mobilis (9 proc.), PKS Grodzisk Maz. (3 proc.), KM Łomianki (2 proc.) i Michalczewski (1 proc.).

Umowa między miastem a Arrivą na realizowanie przewozów została zawarta rok temu i miała obowiązywać przez osiem lat. Po dwóch wypadkach miasto ją zawiesiło. Wartość przetargu wyniosła 291 mln zł. Pozornie może wydawać się, że to spora kwota, jednak w porównaniu z cennikiem miejskich spółek prywatny przewoźnik liczy sobie nawet o jedną piątą mniej za kilometr.

Zobacz także: Obejrzyj: Wypadek autobusu w Warszawie. Nagrania z miejsca tragedii

- To oczywiście przekłada się na zarobki kierowców, bo firma musi to sobie jakoś zrekompensować – opowiada nam pan Paweł (imię zmienione – red.), który pracuje w Arrivie od roku.

Jak twierdzi mężczyzna, Arriva płaci swoim kierowcom najniższe wynagrodzenia spośród wszystkich przewoźników. Jako dowód pokazuje swój pasek z pensją i tłumaczy, jak wygląda system wynagradzania pracowników w tej firmie.

- Na początku obiecują złote góry, a potem okazuje się, że to wszystko ściema, a kierowcy, którzy zaczęli pracę, zdają sobie sprawę, że wpadli w pułapkę – opowiada pan Paweł. - Arriva werbuje młode osoby bez doświadczenia, następnie zaprasza je do udziału w Akademii Kierowcy. Jest to program, w którym można wyrobić prawo jazdy kat. D, czyli dla kierowcy autobusu. Takie prawko nie jest tanie. Kurs kosztuje 8 tys. zł. Wprawdzie firma pokrywa ten koszt, ale jest pewien haczyk. W zamian trzeba podpisać lojalkę na dwa lata, zapłacić połowę ceny kursu, a do tego dostaje się niższą stawkę.

Nasz rozmówca precyzuje, że lojalka oznacza, iż pracownik nie może odejść z pracy przez dwa lata. Jeśli zerwie umowę, musi spłacić całość z 8 tys. zł. W przypadku tych osób, które wykonują przewozy dla Arrivy, firma co miesiąc potrąca z wynagrodzenia ratę za kurs prawa jazdy. W przypadku pana Pawła jest to ok. 170 zł. Tyle samo wynosi część składowa jego wynagrodzenia za godziny jazdy. Wziąwszy to wszystko razem, wychodzi na to, że za sam czas spędzony w autobusie pan Paweł nie dostaje ani złotówki. Z kolei stawka za przejazd wygląda tak, że osoba, która wyrabiała prawo jazdy w Arrivie dostaje 18,50 zł/h brutto, zaś osoba, która przyszła z już wyrobionymi dokumentami, otrzymuje ok. 23 zł/h brutto.

- W efekcie taki człowiek, który przepracuje 200 godzin w miesiącu dostaje na rękę 2300 zł. I jak za coś takiego wyżyć, gdy koszt wynajmu mieszkania w Warszawie to co najmniej 2 tys. zł? Ci, którzy mieszkają z rodzicami, mają łatwiej, ale inni dorabiają np. na Uberze czy Bolcie - mówi nasz rozmówca.

Do tego, jak zaznacza pan Paweł, na początku tego roku doszło do obniżek wynagrodzeń o 10 proc. Firma miała również przestać wypłacać dodatki za nadgodziny czy do wczasów. Wszystko, jak tłumaczono, z powodu epidemii koronawirusa i jego skutków dla finansów firmy.

- Dlatego część chłopaków zaczęła robić sobie "maratony". Kończyli pracę na autobusie i wsiadali za kierownicę Ubera. A potem brali narkotyki. Nie dla zabawy, ale po to, by nie zasnąć, wytrzymać noc i następnego dnia rano pójść do pracy. Nie bronię ich, uważam, że postąpili źle i powinni ponieść konsekwencje, ale gdyby był inny system wynagradzania, to pewnie do tych tragedii by nie doszło. Wszyscy wiedzieli, że to się źle skończy, ale chyba nikt nie przypuszczał, że w taki sposób – wskazuje nasz rozmówca.

Poprosiliśmy o komentarz firmę Arriva. W komunikacie dla money.pl odmówiono udzielenia informacji na temat systemu wynagradzania, zasłaniając się tajemnicą przedsiębiorstwa.

- Upublicznienie takiej informacji mogłoby być wykorzystane do uzyskania przewagi konkurencyjnej nad naszą spółką w potencjalnych postępowaniach przetargowych. Podkreślamy, jednak, że informacje dotyczące wynagrodzeń w spółce są jasno komunikowane kandydatom na stanowisko kierowcy, zarówno tym, którzy posiadają już prawo jazdy kategorii D, jak i osobom, które chcą zdobyć uprawienia kierowcy kat. D w ramach umowy szkoleniowej z Arriva – wskazała rzeczniczka przewoźnika Joanna Parzniewska.

Wątpliwości co do sposobu wynagradzania pracowników, wedle tego co przedstawił kierowca Arrivy, mają jednak prawnicy zajmujący się prawem pracy. Jak wskazują, na tym samym stanowisku stawki wynagrodzeń mogą być zróżnicowane, ale kryteria o tym decydujące muszą być obiektywne.

- Te kryteria powinny być związane np. z kompetencjami, doświadczeniem zawodowym i jakością wykonywanej pracy. Firma musi wykazać, że ten, kto zarabia więcej, ma większe kompetencje lub staż pracy. Natomiast to, kto sfinansował kurs na prawo jazdy jest bez znaczenia. To, kiedy prawo jazdy zostało wyrobione, też automatycznie nie przekłada się na staż pracy. Przykładowo, ktoś mógł zrobić prawo jazdy 10 lat temu, ale wcale nie jeździć – tłumaczy money.pl dr Marta Madej-Kaleta, ekspert prawa pracy.

Pan Paweł zwraca też na uwagę na, jak twierdzi, wysoką rotację w firmie Arriva. Pomimo "lojalki" i surowych zapisów, nie brakuje takich, którzy odchodzą do konkurencji. - Po prostu biorą kredyt na 8 tys. zł i idą do MZA, gdzie zarobią 3600 na rękę. Z tego co wiem, to w ostatnim roku z Arrivy odeszło ok. 500 osób. Duża część z nich przeszła właśnie do MZA. Dziwi mnie, że nikt w Zarządzie Transportu Miejskiego nie zwrócił na to uwagi – puentuje.

Rzecznik MZA Adam Stawicki potwierdził nam, że zdarzają się przypadki zatrudniania kierowców Arrivy, jednak firma nie prowadzi pod tym kątem specjalnych statystyk i nie jest w stanie podać dokładnych liczb. Zaś ZTM – jako instytucja samorządowa, która nadzoruje to, w jaki sposób organizowany jest transport zbiorowy w Warszawie – nie bada zmian kadrowych w poszczególnych firmach.

Zbiera natomiast dane m.in. na temat wypadków. W tym roku autobusy obsługiwane przez Arrivę miały 7 wypadków, a – dla porównania – przez MZA 103 wypadki. Dodajmy jeszcze, że Arriva ma zakontraktowanych 8 mln wozokilometrów (iloczyn kursów, wozów i długości tras), a MZA – 84 mln. Średnio daje to 1 i ¾ wypadku na 1 mln wzkm w przypadku prywatnego przewoźnika oraz prawie 2 i ½ wypadku dla spółki miejskiej.

Czy to znaczy, że Arriva radzi sobie lepiej? Statystycznie tak, jednak – jak poinformowano nas w ZTM – ciężko pokusić się o proste przełożenie z tego względu, że każda firma ma różne autobusy, obsługuje trasy o różnej długości i natężeniu, a same trasy często też się zmieniają.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(764)
endloch
3 lata temu
To nie jest jedyny tak szczodry pracodawca. Kontrole? Jakie kontrole - to jeden wielki pic . Kontrole to mają kierowcy jak ich zatrzyma Państwowa Inspekcja Drogowa.
Dan
4 lata temu
Jak funkcjonuje prywatna firma zależy od właściciela i jego wizji. W tej firmie właściciel postawił na szybki własny zysk kosztem pracownika. Takich firm w Polsce jest bardzo dużo. Pracownicy aby mieć pracę nie nagłaśniają tych problemów i godzą się na takie umowy .
Nie widzą nie...
4 lata temu
Inspekcja Pracy przymyka na takie praktyki oczy.
zagubiony
4 lata temu
No i PiS rządzi już drugą kadencję i nie potrafi załatwić prostych, codziennych spraw, jak autobusy. POLSKO.... bój się co będzie dalej......!!!! A dalej będzie jedno, jak ten "marionetkowy prezydencina" , wygra, czeka nas Polska zamordyzmu, ale, nie w jego wydaniu, tylko w chorych wizjach prezesa. A potem... mogą być Żuławy, Bieszczady i kamieniołomy pod Kielcami, a do jedzenia... rzepa, butelka wody. Jak za komunizmu... robolu rób i pamiętaj, kto jest Twoim Panem i Władcą !!!
Tok szow
4 lata temu
Arriva to de fakto Niemiecki przewoźnik wożący Ludzi po Warszawie i nie tylko ... bo Polski przewoźnik nie POwiązany z Partią która z 5 letnią przerwą Zarządza Warszawą od 1992 roku ! Więc jest jak jest ...na polityczne PO -Germany układy nie ma rady .
...
Następna strona