"Kreml mnie zabije". Oligarcha zatrudnił ochronę po tym, jak skrytykował wojnę w Ukrainie
Oleg Tińkow nie bał się skrytykować decyzji Władimira Putina o wywołaniu wojny w Ukrainie. Teraz jednak boi się o własne życie. Jak sam stwierdził, że kiedyś prawdopodobnie "Kreml mnie zabije". Oligarcha podkreśla też, że jego rodzina musiała pozbyć się w ponad jednej trzeciej posiadanych aktywów w dużym rosyjskim banku.
Oleg Tińkow nie miał oporów przed umieszczeniem krytycznego wpisu na Instagramie. Oligarcha 19 kwietnia skrytykował decyzję własnego kraju o wywołaniu wojny w Ukrainie, nazywając ją "szaloną", a każdego, kto ją popiera, "kretynem" - pisze amerykański Business Insider.
Oligarcha sprzedał swoje akcje w banku
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. W ubiegłym tygodniu poinformowano, że oligarcha sprzedał 35 proc. udziałów swojej rodziny w internetowym Tinkoff Banku, który w 2006 roku założył sam Oleg Tińkow. Nabyła je grupa inwestycyjna Interros, należąca do miliardera Władimira Potanina. Nie ujawniono warunków transakcji.
W opublikowanej w niedziele w gazecie "The New York Times" rozmowie, Oleg Tińkow stwierdził, że wyprzedaż akcji wymusił na nim Kreml.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo
Impact'25 - Wojciech Balczun; Prezes Agencji Rozwoju Przemysłu S.A.
- Nie mogłem rozmawiać o cenie - powiedział gazecie oligarcha. - Byłem jak zakładnik - mogłem wziąć tylko to, co mi zaoferowano. Nie mogłem negocjować - stwierdził.
"Kreml mnie zabije"
Oleg Tińkow z dziennikarzami rozmawiał telefonicznie z nieujawnionego miejsca. Jak przyznał, obawia się o własne życie, co zresztą poradzili mu znajomi mający kontakty w rosyjskich służbach bezpieczeństwa. Stwierdził, że choć przeżył białaczkę, to być może "Kreml mnie zabije". Niemniej w rozmowie z "NYT" podwoił swoją krytykę wojny i stwierdził, że "Rosja jako kraj już nie istnieje".
Majątek Olega Tińkowa Bloomberg szacuje na 8,2 miliarda dolarów. W marcu jego nazwisko znalazło się na liście sankcyjnej Wielkiej Brytanii.