Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Witold Ziomek
Witold Ziomek
|

Rozwożą kanapki Lexusem. "To dobry biznes, ale początki są bardzo trudne"

100
Podziel się:

Choć początki są trudne, a konkurencja duża, rozwożenie kanapek do biurowców to opłacalny biznes. Dobry sprzedawca może zarobić znacznie więcej, niż jego klienci pracujący w korporacjach.

Kanapkowy biznes to opłacalny biznes. Codziennością jest jednak walka z liczną konkurencją
Kanapkowy biznes to opłacalny biznes. Codziennością jest jednak walka z liczną konkurencją

Pani Kasia i pan Łukasz poznali się w firmie cateringowej rozwożącej jedzenie po warszawskich biurowcach.

Po kilku latach zostali małżeństwem i razem z dwójką znajomych, Darią i Bartkiem, założyli własną firmę - Fit Łyk. Kanapkowy biznes idzie na tyle dobrze, że towar rozwożą białym lexusem, za ponad 200 tys. złotych.

- Ludzie się trochę śmieją, że jak to, kanapki takim samochodem rozwozić? - mówi pan Łukasz. - Ale my w tym aucie spędzamy większą część dnia. Musimy się w nim dobrze czuć. Przed wyborem samochodu sprawdzaliśmy, czy nam wejdą do środka skrzynki z towarem. Weszły. Nawet nam się kolor podobał.

Samochód przedsiębiorcy wzięli w leasing. Nie chcą zdradzić ile dokładnie wynosi jego rata, ale patrząc po ofertach dealerów, to około 1500 - 2 000 złotych miesięcznie.

Pomagały babcie

Dziś Kasia i Łukasz wyszli (a nawet wyjechali) na swoje, ale jak mówią, początki w branży były bardzo trudne.

- Udało się, bo już wcześniej pracowaliśmy w branży, mieliśmy kontakty, wiedzieliśmy co i jak - mówi Łukasz. - Do niektórych biurowców nieraz trudno się dostać, bo recepcja nie chce wpuszczać kolejnego dostawcy, a co dopiero wybić się i zyskać klientów. My wiedzieliśmy już, jak to robić, no i znaleźliśmy sobie niszę. Zaczęliśmy od sprzedawania deserów. Tego nikt rok temu nie miał, no i chwyciło.

- Ale początki były straszne, ledwie wystarczało nam na rachunki - wspomina Kasia. - Pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie. Rano trzeba było porozwozić towar, potem chwila przerwy, zakupy i produkcja. Wszystko robiliśmy sami i zaczynaliśmy w trudnym okresie. Ledwo przetrwaliśmy wakacje w zeszłym roku. Wszystkie firmy miały znacznie mniejsze obroty.

Koszty działalności były niewielkie. Pierwsze desery i koktajle Kasia i Łukasz przygotowywali w domu.

- Trzeba było kupić profesjonalny blender, trochę sprzętu kuchennego. W sumie ze 4 tys. złotych inwestycji - wylicza Łukasz. - Odpadły koszty lokalu i pracowników.

- Jak rozszerzyliśmy działalność o dania obiadowe, to pomagały babcie - opowiada Kasia. - Akurat kupiliśmy nowe mieszkanie i wszystko działo się w naszej kuchni.

Dobra praca dla leniuchów

Dziś Kasia Łukasz, Daria i Bartek mają swój lokal i pracowników. Nie pracują już po kilkanaście godzin dziennie, a interes się kręci.

- W tej branży ważne są znajomości. Wszyscy wcześniej pracowaliśmy w firmie cateringowej, nasz wspólnik ma znajomości w hurtowniach, gdzie może załatwić pewne rzeczy taniej, dzięki temu wychodzimy na swoje - mówi Łukasz. - Ważne jest też, żeby mierzyć siły na zamiary i nie przesadzić z produkcją. Wiele firm padło, bo próbowało za dużo i nie nadążało ze sprzedażą.

- To co zostanie, zazwyczaj rozdajemy wśród znajomych - mówi Kasia. - No ale ile można? Oni już też mają dość.

Jak mówią Łukasz i Kasia, sukces na rynku firm cateringowych zależy w dużej mierze od umiejętności sprzedażowych. A te nie każdy posiada.

- Są tacy sprzedawcy, którzy staną gdzieś z boku i czekają. Nigdy nie będą mieli wysokich obrotów - mówi Kasia. - Większość firm płaci sprzedawcom procent od utargu. Dzięki temu bardziej się starają, wychodzą do klienta, rozmawiają, polecają.

Dziennie, sprzedając jedzenie w jednym biurowcu, można mieć ponad 1 tys. złotych utargu. Zazwyczaj sprzedawca dostaje z tego 20 proc.

- Miesięcznie wychodzi ponad 4 tys. netto, a bywa że i znacznie więcej, bo zrobić 1 tys. złotych na obiekcie to dla dobrego sprzedawcy nie jest żaden problem - mówi Łukasz. - No i to jest taka praca dla leniuchów, bo po godz. 13 już się ma w zasadzie wolne.

Rynek wart miliardy

Według badań sprzed dwóch lat, rynek usług cateringowych w Polsce jest wart 4,5 mld złotych i jest ważną częścią rynku usług gastronomicznych, który w całości wycenia się na 18,5 mld.

Już trzy lata temu, jedna z większych firm sprzedających kanapki w warszawskich biurowcach chwaliła się rocznym przychodem przekraczającym 15 mln złotych.

Takie firmy jak Pan Kanapka, Fit Łyk będą się rozwijać, bo z roku na rok rośnie zapotrzebowanie na ich usługi. Według ostatnich badań przeprowadzonych dla sieci handlowej Żabka, 30 proc. Polaków jada śniadanie poza domem. 96 proc. je w pracy przekąski.

Tendencje coraz częstszego sięgania po gotowe kanapki, zestawy śniadaniowe czy obiadowe, zauważają też tradycyjne sklepy, które wprowadzają do swoich ofert takie produkty.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

pomysł na biznes
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(100)
Prawda
4 lata temu
PRAWDA JEST TAKA LUDZIE ROBIĄ NA CZARNO.NAWET UKRAINKI.NIE SA WYPŁACALNI WYPŁATY I FAKTURY NIEPOPŁACONE.KARALUCHY W KANAPKACH.WYZYSK LUDZI ZALEGAJA Z WYPŁATAMI.NAWET SANEPID PRZEKUPUJA ŁAPÓWKA.ODPOWIEDNIE ORGANY POWINNY SIE NIMI ZAJAĆ.ZUS.SANEPID.I NIELEGALNI OBCOKRAJOWCY
Alik
6 lat temu
nie ma to jak sobie wyhodować żmiję na własnym łonie, byli pracownicy założyli firmę bo mieli kontakty i doświadczenie. Teraz ich handlowcy powinni się dogadać, zlecić mamie i babci robienie kanapek i zamiast 20% zebrać 100% i zarobić na lexusa
walizka pełna...
6 lat temu
I tak lexus zszedł do ludu. Od fashion night, Sharon Stone, samochodu dla „wyższego mendżmentu” do przewożenia skrzynek z kanapkami w bagażniku. Cudnie.
Tomasz
6 lat temu
Pomyślałbyś Franz, żeby wurst 600-tą wozić ?
Dany
6 lat temu
+30 i kanapki zwykłym autkiem się wozi. Wolę sobie rano zabrać kilka plasterków wędlinki(pewnej) po drodze kupić bułeczkę i samemu sobie zrobić a nie przez jakąś babcię której może cieknie z nosa albo pot spływa na posmarowane masełko. Dziękuję za jedzenie niewiadomego pochodzenia. Wierzycie, że rozdają znajomym za darmo? wędlinka powrotem trafia do środka kanapeczki na drugi dzień. Przywożą w tych samych koszach nie mytych od lat. Wiem co piszę.
...
Następna strona