Mikołaj Tusk wielki worek cudów niesie - takie zdanie można przeczytać na portalu Wirtualna Polska. Wciąż zadaję sobie pytanie - dlaczego Polacy tak łatwo uwierzyli w cuda? A może jednak chodziło o coś innego?
Odkąd sięgam pamięcią, wybory w demokratycznej Polsce, począwszy od tych przełomowych w roku 1989, były plebiscytem nie tyle za, ile przeciwko czemuś. Najpierw przeciw komunizmowi, wkrótce potem w 1993 r. przeciwko rządom solidarnościowym, które nie przyniosły oczekiwanej poprawy materialnego bytu Polaków, a przeciwnie - doprowadziły większość z nich do ubóstwa. Wygrali więc spadkobiercy PRL. Kolejne głosowanie było już przeciw postkomunie, która - jak można było przewidywać - zupełnie w rządzeniu się nie sprawdziła, toteż w wyborach 1997 r. miażdżąco wygrała AWS. W 2001 r. zaś 40-procentowe zwycięstwo SLD było głosowaniem przeciw błędom rządzącej wcześniej, wspólnie z Unią Wolności, Akcji Wyborczej Solidarność.
Niestety, wygląda na to, że wygrana PiS w 2005 r. również była takim właśnie plebiscytem. Tym razem przeciw aferalnym rządom SLD i PSL. W ostatnim, październikowym plebiscycie zwyciężyła Platforma Obywatelska. Prawdopodobnie wcale nie dlatego, że naobiecywała cudów. Po prostu ludzie poszli licznie na wybory, aby zagłosować przeciwko PiS. W takim układzie, żadna partia rządząca właściwie nie ma w Polsce szansy ponownie wygrać, bez względu na to, czy służy jej interesom, czy wręcz przeciwnie. Smutne to zjawisko i wielce niebezpieczne dla przyszłości Narodu. Pomyślności ani dobrobytu bowiem nie buduje się przez nieustanną negację i bycie przeciw, ale cierpliwością i mozolną pracą "dla". Tak właśnie wyglądało to w krajach Europy Zachodniej, również w Irlandii, którą podobno chcemy naśladować. Przykre, że zupełnie nie rozumieją tego nasi młodzi emigranci. Jeżeli jednak Naród w swej większości nie potrafi odróżnić, kto działa dla, a kto przeciw jego interesom, będzie tyko bezwolną marionetką w rękach ludzi, którzy zechcą w przyszłości wykorzystywać to nasze bezrefleksyjne umiłowanie sprzeciwu.