Polska Zbrojna
/ 83.31.39.* / 2011-08-19 08:42
Byli po tej samej stronie, ale kłócili się o "ulicznicę"
Choć Stany Zjednoczone i Wielka Brytania znajdowały się po tej samej stronie żelaznej kurtyny, oceny przywódców tych państw wobec ZSRR często diametralnie się różniły. Gdy brytyjski premier Winston Churchill marzył o końcu zimnej wojny, amerykański prezydent Dwight Eisenhower porównywał Sowietów do ulicznicy, która "pomimo kąpieli, perfum i koronek nadal jest taka sama".
Gdy w Europie, a później na Dalekim Wschodzie kończyły się sześcioletnie zmagania, mało kto przewidywał, że w ciągu zaledwie kilkudziesięciu miesięcy antyhitlerowska koalicja załamie się, a świat wejdzie w okres znany jako zimna wojna. Na Zachodzie niemal nikt nie mówił jeszcze, że Związek Sowiecki może być zagrożeniem. Trafnością prognoz wykazał się wówczas brytyjski premier Winston Churchill. Już w marcu 1945 roku podczas rozmowy z generałem sir Francisem de Guingandem stwierdził otwarcie: W przyszłości głównym źródłem zagrożenia dla aliantów nie będą Niemcy, lecz Rosjanie.
Co znamienne, brytyjski premier w tym aspekcie różnił się od amerykańskich decydentów i nie przejawiał takiej jak oni chęci do poprawy relacji z Moskwą. Świadczy o tym choćby odrzucenie w marcu 1945 roku propozycji Waszyngtonu zwołania trójstronnej konferencji. Jak wspominał osobisty wysłannik prezydenta Harry’ego Trumana Joseph E. Davies, Churchill krytycznie odniósł się do tej idei, wykazując przy tym "zajadłą wrogość w stosunku do Sowietów".
Cios w plecy
Wiara w przyjazne intencje Sowietów nie dotyczyła wyłącznie ekipy Franklina Delano Roosevelta, podobną bowiem naiwnością cechowali się współpracownicy kolejnego prezydenta. Zamiast więc spotykać się z premierem Wielkiej Brytanii, który chciał stworzyć blok brytyjsko-amerykański w celu ograniczenia wpływów sowieckich w Europie, Truman wybrał rozmowy z Józefem Stalinem. Co gorsza, z Waszyngtonu docierały niepokojące dla Londynu sygnały, które mogły sugerować, że Amerykanie nie dostrzegają sowieckiego zagrożenia i nie chcą koordynować wysiłków obronnych. Dla przykładu wskazać można wypowiedź amerykańskiego sekretarza stanu Jamesa F. Byrnesa, który po przemówieniu Churchilla w Fulton (5 marca 1946 roku) stwierdził, że "Waszyngton nie jest bardziej zainteresowany sojuszem z Wielką Brytanią przeciwko Związkowi Sowieckiemu niż sojuszem ze Związkiem Sowieckim przeciwko Wielkiej Brytanii".
Amerykanie nie rozumieli zagrożenia i sytuacji w Europie. Kuriozalna wydaje się analiza Kolegium Szefów Sztabów z maja 1947 roku, w której nie potrafiono przewidzieć reakcji Polski w razie wybuchu wojny. Analitycy zastanawiali się, czy Polska odpowiedziałaby zbrojnie przeciwko sowieckiej agresji. Wcześniej, bo w listopadzie 1945 roku, amerykańscy wojskowi opracowali plan, który nie poruszał kwestii zagrożenia sowieckiego. Z kolei w lutym 1946 roku szef sztabu US Army generał Dwight Eisenhower również pominął ten problem w swym dokumencie o strategicznych wytycznych dla sił zbrojnych.
Takie stanowisko, w połączeniu z narastającymi żądaniami amerykańskiego społeczeństwa "sprowadzenia chłopców do domu" i ustępliwością wobec Moskwy, niepokoiło Brytyjczyków. I chociaż polityczno-wojskowe relacje z Amerykanami nadal pozostawały silne, to coraz bardziej obawiano się, że Waszyngton powróci do polityki izolacjonizmu.
Na różnice w percepcji nałożyło się wzajemne pogorszenie relacji. Już 29 sierpnia 1945 roku Amerykanie wstrzymali realizowanie programu pomocowego "Lend-Lease", co wielu Brytyjczyków uznało za zdradziecki cios w plecy. W krótkim okresie Stany Zjednoczone zyskały sobie w Wielkiej Brytanii wielu wrogów, a sympatia zdobyta w czasie wojny - szczególnie wśród lewicy - szybko prysła. Warunki z trudem wynegocjowanej wtedy pożyczki (5 miliardów dolarów) zostały uznane za drakońskie. "The Economist" pisał: "Niewiele osób w kraju wierzy komunistycznej tezie, że świadomym celem amerykańskiej polityki jest zrujnowanie Wielkiej Brytanii i zniszczenie wszystkiego, o co Wielka Brytania walczy w świecie. Fakty mogą być jednak w ten sposób interpretowane, a rezultaty takiej polityki zgodne z przewidywaniami komunistów, nawet jeśli w rzeczywistości nie jest to intencją Amerykanów".
Determinacja Churchilla
W krótkim okresie doszło do zamiany stanowisk - Brytyjczycy przyjęli rolę zachowawczą, Amerykanie zaś ofensywną. Londyn musiał działać zdecydowanie roztropniej niż Waszyngton, którego poczucie pewności wzmagane było posiadaniem bomby atomowej. W tej sprawie Brytyjczykom bliżej było do Francuzów, którzy opowiadali się przeciwko tajnym operacjom, podcinającym kruchą równowagę międzynarodową i prowokujących Moskwę.
Wyraźna różnica poglądów co do polityki względem Sowietów wzmocniła się, gdy w 1951 roku na Downing Street w Londynie powrócił Churchill. Jego główny cel w trakcie drugiej kadencji stanowiło zakończenie zimnej wojny. Nie bez wpływu był wiek premiera. Churchill zbliżał się do o