anna 0919
/ 83.21.27.* / 2016-04-14 12:00
Szanowni internauci, milczeniem pominę uprzejme komentarze poniżej Napiszę tylko z własnego doświadczenia. Pracuję 30 lat w zawodzie nauczyciela-terapeuty z dziećmi mocno uszkodzonymi umysłowo i fizycznie. Moje wynagrodzenie brutto (dodatek 20%, wysługa lat) wynosi 5200 zł Jestem nauczycielem dyplomowanym (wyżej nie podskoczę mimo 4 studiów podyplomowych, że o kursach specjalistycznych pozwalających pracować różnymi metodami nie wspomnę). Moje pensum godzin pracy z dzieckiem to 20 godzin zegarowych + dyżury np. przy karmieniu itp. Do tego cotygodniowe posiedzenia zespołów terapeutycznych (+- 4 godz). Moje dzieci nie pracują z podręcznikiem, ćwiczeniami itp. Trzeba im zrobić pomoce, atrakcyjne ilustracje do każdego działania (na ogół "myślą" obrazem a nie słowem), "przerobić" książeczki, kukiełki, sprawić, by mogli być sprawczy i samodzielni. Taką pracę (poza koncepcyjną stroną) po prostu trzeba wykonać własnymi rękoma. Wiedza neurofizjologiczna postępuje błyskawicznie- bez czytania i uczenia się nowości nie ma co rozmawiać z rodzicami moich dzieci- oni oczekują postępu, rozwoju czasem cudu. Jeden tydzień ferii pracuję (drugi mam wolny). No i te budzące emocje wakacje... Mój urlop zawsze jest w najdroższym rynkowo terminie- nie wyjadę na tańsze wakacje do Turcji....czy "gdzieśtam". Lubie moją pracę i nie skarżę się ale teraz oceńcie obiektywnie moje obciążenie pracą, odpowiedzialnością, emocjami (nie każdy lubi być opluty lub kopany a tak też się zdarza). Czy uważacie, że jest to praca, która należy szanować i opłacać uczciwie czy nadal uważacie, że jestem tylko trutniem i pasożytem żerującym na urzędnikach, sprzedawcach, inżynierach i reszcie ciężko pracującego społeczeństwa?