Heya PPaolkaaa
/ 178.73.63.* / 2010-11-05 19:49
Zakończenie tygodnia to przysłowiowa kropka nad i. Z punktu widzenia AT rynek wybił się górą, nie zdradzając jakichkolwiek oznak słabości. Krótkoterminowo okolice 2750 pkt. mogą stanowić pretekst do jakiegoś przystanku, ale większy odwrót byłby dużym zaskoczeniem. Jakkolwiek uważam, że kierunek dla rynków na najbliższe kilka tygodni poznamy dopiero w przyszłym tygodniu, to przesłanie wysłane rynkom finansowym w tym tygodniu jest jasne i sprowadza się do nowej interpretacji jednej z żelaznych zasad inwestowania, czyli „nie walcz z FED-em”. W wersji tradycyjnej jest to zalecenie aby nie grać pod prąd polityki stóp procentowych amerykańskiego banku centralnego. W ostatnich latach FED twórczo rozwinął tę zasadę stając się głównym animatorem, jeżeli nie uczestnikiem, rynków wielu aktywów. A więc nie walcz z FED-em, który jest na pozycji długiej, tym bardziej, że w dream teamie obok głównego rozgrywającego grają np. tacy napastnicy jak Goldman Sachs czy Black Rock (sądząc po tzw. view na rynek tych instytucji z ostatnich tygodni). Powyższe nie oznacza oczywiście, że rynki akcji muszą w nieprzerwany sposób rosnąć w następnych tygodniach, ale faktem jest, iż znajdują się w całkowitym władaniu tych, którzy animują ostatnie wzrosty i ewentualna korekta nastąpi tylko wtedy, kiedy będzie na nią ich przyzwolenie. Abstrahując od technologii tego co być może w przyszłości będzie nazwane „hossą pustego dolara”, mogącej wzbudzać niesmak zwolennika liberalnej gospodarki rynkowej, mijający tydzień ma istotne implikacje z punktu widzenia AT. Wykres WIG20 anulował potencjalnie prospadkową formację budowaną przez kilka tygodni, w wyraźny sposób pokonał poziom 50% zniesienia bessy 2007-2009 i bezdyskusyjnie wybił się powyżej poziomu 2604 pkt., który wygląda na szczyt struktury impulsowej budowanej od lutego 2009 do kwietnia 2010, co oznacza ni mniej, ni więcej tylko start do nowej fali wyższego rzędu z celem przynajmniej 3550 pkt. Oczywiście nie jutro, nie w tym miesiącu i nie w tym roku, ale taka jest logika tej sytuacji. Pozostaje pytanie czy i kiedy dream team zarządzi korektę. Doświadczenia z ostatniego 1.5 roku uczą, iż istotniejsze korekty rozpoczynały się tuż po osiągnięciu kulminacji średnioterminowego optymizmu. Czy aktualny nastrój można za taki szczyt uznać? Zaryzykowałbym twierdzenie, że jeszcze nie. Przed nami chyba jeszcze atak amerykańskich byków na poziom 61.8% zniesienia bessy na S&P500 (S&P500, 1221.92 +0.07%, News), co implikowałoby dojście tego wykresu w strefę 1230-1250 pkt. Wspomniałem na początku komentarza o rynku hodowanym na sterydach. Zwykle organizmy pędzone w ten sposób mają tendencję do wynaturzeń, ale pytanie o to jakie monstrum wyhoduje FED jest pytaniem na odrębną, aczkolwiek bardzo ciekawą dyskusję.