Autor
/ 85.219.240.* / 2006-10-05 18:38
Łaskawy Panie,
"NIE" jeszcze przed publikacją tekstu, na który się Pan powołuje tj. 12 stycznia, otrzymało ode mnie mail z wyczerpującymi odpowiedziami. Niestety autor tekstu nie uznał za stosowne zamieścić moich odpowiedzi w tekście wyjąwszy krótką wzmiankę. Powód? Nie pasowały do z góry przyjętej tezy paszkwilu. Skoro ktoś nie wykorzystuje odpowiedzi na pytania, pisząc tekst, to trudno od niego oczekiwać, że zamieści sprostowanie kłamliwych twierdzeń po opublikowaniu tegoż tekstu.
Last but not least, odpowiadam przez grzeczność, bo pyta Pan na portalu Money.pl, który szanuję razem z jego czytelnikami. Nie poważam natomiast "NIE" ani jego wyznawców, dlatego nie zamierzam więcej zabierać na ten temat głosu. A oto i wspomniany list
"
1. W drugiej połowie września 2003 roku prowadził Pan z Panem Markiem Dochnalem negocjacje dotyczące wydania książki o kulisach operacji KGHM w Kongo?
W drugiej połowie września 2003 roku nie prowadziłem z Panem Markiem Dochnalem negocjacji dotyczących wydania książki o kulisach operacji KGHM w Kongo.
2. Przedstawił Pan kosztorys (biznes plan), w którym pozycja honorarium wynosiła aż 250 tys. zł.?
Tak. Z moich notatek wynika iż, wspomniany kosztorys przesłałem pocztą elektroniczną do Pana Macieja Popendy, który ze swej strony był uprzejmy poinformować mnie, że: (1) mój e-mail niefortunnie skasował i (2) na osobiste życzenie Pana Marka Dochnala prosi mnie o ponowne wysłanie kosztorysu, tym razem pod adres mad@larchmontcapital.net.
Kosztorys (biznesplan) zawierał oprócz stawki honorarium całą masę szczegółów organizacyjno-technicznych związanych z przygotowaniem i realizacją proponowanego mi przedsięwzięcia (opis gatunku książki, charakterystyka źródeł osobowych, załączników w postaci facsimile dokumentów i zdjęć, map, indeksu nazwisk i nazw własnych, bibliografii literatury przedmiotu, wstępu autorstwa niezależnego eksperta od inwestycji kapitałowych, szczegółowej specyfikacja kosztów autora, wykazu i oszacowania łącznych kosztów produkcji, zarysu kampanii reklamowej i promocyjnej, oraz dystrybucji).
3. Proponował Pan też Panu Dochnalowi "atak" na kilku polityków, m. in.: Kwaśniewskiego, Ungiera, Kalisza, Oleksego, oraz na biznesmenów: Przywieczerskiego, Sołowowa?
Nigdy nie proponowałem ani Panu Markowi Dochnalowi ani jakiejkolwiek innej osobie „ataku” na jakiegokolwiek polityka bądź biznesmena. Tego rodzaju sugestia pod moim adresem nosi charakter co najmniej oszczerstwa.
4. Proponował Pan też Panu Dochnalowi pomoc w sprawie prywatyzacji hut.
Nie proponowałem nigdy Panu Markowi Dochnalowi ani nikomu innemu jakiejkolwiek pomocy w sprawie prywatyzacji hut.
Jako dziennikarz nie zajmowałem się zagadnieniami przekształceń własnościowych w hutnictwie. Jedyny raz w swojej zawodowej karierze, wyraziłem dość oględną opinię na temat prywatyzacji hut, w artykule „Bomba w rurze”, który jest dostępny pod adresem: (www.wprost.pl/ar/?O=50442&C=57).
5. Czy wziął Pan jakiekolwiek pieniądze od Marka Dochnala, lub z firm Marka Dochnala?
Nie wziąłem żadnych pieniędzy od Pana Marka Dochnala ani z jakiejkolwiek firmy z którą Pan Marek Dochnal byłby w jakikolwiek sposób związany.
6. Czy udało się Panu wydać książkę?
Nie, nie udało mi się wydać książki dotyczącej kulisów „operacji” KGHM w Kongu.
7. Czy nie uważa Pan, ze 250 tys. zł to bardzo wysokie honorarium?
Podaną stawkę wynikającą z kosztorysu uważam za umiarkowanie wysoką cenę, zważywszy na szereg okoliczności związanych zarówno z podmiotem zainteresowanym publikacją, charakterem wiedzy źródłowej, opierającej się na dokumentach i informacjach osobowych, związanych z inwestycją o cechach metodycznie zaplanowanego i przeprowadzonego rabunku finansów spółki publicznej, w dodatku z udziałem 44,28 proc. kapitału państwowego, jak też z nakładem pracy związanym z przygotowaniem publikacji.
8. Czy faktycznie, tak jak napisał red. Darski (Gazeta Polska) to Pan zainspirował spółkę King & King do inwestycji w GP?
Przytoczone przez Pana enuncjacje Redaktora Darskiego są całkowicie bezpodstawne, a ich publikacja bez jakiejkolwiek próby zwrócenia się do mnie o komentarz, doprowadziła do tego, że „Gazeta Polska” musiała niezwłocznie opublikować moje sprostowanie o treści, którą załączam przy niniejszym.
9. Czy Pan Dochnal skorzystał z Pańskiej propozycji w sprawie prywatyzacji hut? Czy był to "czarny p.r."?
Nigdy nie składałem Panu Markowi Dochnalowi propozycji w sprawie prywatyzacji hut ani żadnej innej. Nigdy nie zajmowałem się tzw. „czarnym p.r.”. Pragnę przy tym zaznaczyć, że wszelako sam nierzadko padam jego ofiarą, o czym świadczy dezinformacja, której Pan i Pańska redakcja staliście się świadomym bądź nieświadomym narzędziem, jeśli chodzi o mój kontakt z Panem Markiem Dochnalem.
10. Czy poza napisaniem książki proponował Pan/zrealizował Pan jeszcze jakieś inne zlecenia dla Marka Dochnala?
Poza przesłaniem zamówionego kosztorysu (biznes planu) książki o „operacji” KGHM w Kongu, pomiędzy mną a Panem Markiem Dochnalem i jego współpracownikami nie zaistniała nigdy żadna inna płaszczyzna kontaktu.
11. Czy Marek Dochnal lub jego współpracownicy prosili Pana o jakieś "przysługi", tudzież sugerowali Panu cele do "zaatakowania"?
Owszem. Dowiedziawszy się, że studiowałem historię sztuki (proszę o zweryfikowanie informacji u Redakcyjnego Kolegi Pana Bogusława Gomzara, jako uczestnika tych samych seminariów, np. u wybitnego mediewisty, doc. dr. hab. Mariana Kutznera) i praktykowałem jakiś czas w instytucjach krajowych i zagranicznych zajmujących się sztuką, Pan Krzysztof Popenda poprosił mnie w imieniu Pana Marka Dochnala o dżentelmeńską przysługę, polegającą na wyrażeniu opinii na temat najnowszych obrazów, jakimi Pan Marek Dochnal udekorował swoje biuro w Warszawie. Przypuściłem wtedy gwałtowny atak na zgromadzone tam malarstwo nazywając je konfekcją z Krakowskiego Przedmieścia tj. działających przy tej eleganckiej promenadzie galerii sztuki współczesnej. Zaznaczam jednak, że atak mój na zakupione w stołecznych galeriach malowidła miał charakter spontaniczny i nikt mnie do niego nie zachęcał słowem, gestem ani tym bardziej mirażem korzyści finansowych.
12. Jak bliska jest Pańska znajomość z Markiem Dochnalem?
Cała moja znajomość z Panem Markiem Dochnalem ograniczyła się do dwóch dziesięciominutowych rozmów w siedzibie firmy Larchmont Capital oraz wysłania na jego adres elektroniczny dwóch maili: (1) w dniu 01 lipca 2003 r. z kosztorysem (biznes planem) wspomnianej książki o KGHM i (2) 04 września 2003 r. z zapytaniem, czy wobec braku odpowiedzi na moje warunki nadal jest zainteresowany wydaniem tej książki. Do wysłania drugiego maila skłonił mnie komunikat „I am out of the office until 20th August”, który nadszedł w odpowiedzi na pierwszy list.
13. Jak bliska jest Pańska znajomość z Maciejem Popenda?
Moja znajomość z Panem Maciejem Popendą ograniczyła się do kilku (z moich notatek wynika, że trzech) spotkań trwających tyle, ile zajmuje wypicie filiżanki kawy. Rozmowa nie licząc dygresji na temat zbiorów malarstwa Pana Marka Dochnala dotyczyła wyłącznie wspomnianego projektu wydania książki o KGHM w Kongu. Pamiętam, że raz jeden rozmawialiśmy przez telefon i chyba wtedy Pan Popenda poprosił, żebym jeszcze raz wysłał mail z biznes planem, ponieważ niefortunnie go skasował.
14. Czy Pańskie kontakty z Markiem Dochnalem były prywatne, czy też występował Pan jako dziennikarz Wprost?
Pan Marek Dochnal kontakt ze mną nawiązał drogą telefoniczną za pośrednictwem swojego asystenta w październiku 2002 roku, kiedy nie byłem pracownikiem Agencji Reklamowo-Wydawniczej „Wprost”, ani żadnej innej redakcji.
W tym okresie swej kariery zawodowej działałem jako dziennikarz niezależny współpracując z różnymi redakcjami.
Dodatkowo informuję, że po zatrzymaniu Panów Marka Dochnala i Macieja Popendy przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod zarzutem korupcji, poinformowałem swoich zwierzchników w redakcji „Wprost”, że zatrzymane osoby proponowały mi wydanie książki o KGHM w Kongu, a ja przedstawiłem im swój biznes plan.
15. Czy za "atak" na polityków/biznesmenów też oczekiwał Pan wynagrodzenia od Pana Marka Dochnala?
Ponieważ nigdy nie proponowałem „ataków” na żadnych polityków i biznesmenów, pytanie o wynagrodzenie z tego tytułu jest bezprzedmiotowe.
16. Czy nie uważa Pan, ze Pańskie postępowanie było nieetyczne?
Nie, nie uważam. Uważam, że nie jest nieetyczne prowadzenie rozmów na temat propozycji wydania książki, otrzymanej od biznesmena, który zarówno w okresie składania oferty jak i podczas późniejszych kontaktów, cieszył się tak znakomitą opinią, że ożywione kontakty utrzymywali z nim politycy z pierwszych stron gazet i dziennikarze czołowych mediów.
Ocenę moich publikacji i tytułu, w którym pracuję, pozostawiam w wyłącznej gestii Pana Redaktora.
17. Jak Pan skomentuje to co wydarzyło się w Gazecie Polskiej? Jaki był w tej awanturze Pański udział?
Nie jestem zainteresowany komentowaniem „wydarzeń” w „Gazecie Polskiej”. Przeczytałem o tym w „Gazecie Wyborczej”, „Gazecie Polskiej” i w tygodniku „NIE”. Wnioski, jakie wysnuwam są więc syntezą informacji pochodzących z kilku niezależnych źródeł. Mogę stwierdzić, że na całe szczęście nie jestem udziałowcem „Niezależnego Wydawnictwa Polskiego”, wobec czego mogę zachować w stosunku do wydarzeń - wstrząsających od podstaw tym szacownym koncernem medialnym - postawę, którą na Wyspach Brytyjskich określa się jako splendid isolation. Wyraziłem ją już wcześniej swoją reakcją na nieoczekiwaną deklarację Redaktora Tomasza Sakiewicza, który wiosną ub.r., przedstawiając mi w rozmowie telefonicznej swoje stanowisko w sporze z ówczesnym naczelnym „Gazety Polskiej” Panem Piotrem Wierzbickim i jego zastępczynią Panią Elżbietą Isakiewicz, oświadczył, że „ty byłbyś najlepszym szefem działu krajowego”. Odpowiedziałem zwięźle „Wielkie dzięki, ale bynajmniej nie aspiruję”. Doprawdy nie wiem, czy racji nie mają ci, którzy w porażającej swymi wnioskami publikacji Redaktora Darskiego pt. „Przejąć Gazetę Polską”, doszukali się pierwiastków zawiedzionej miłości do mojej osoby ze strony niektórych koryfeuszy wolności słowa w Rzeczypospolitej Polskiej. Odnośnie zaś mojego udziału w kontekście „wydarzeń” w „Gazecie Polskiej”, odsyłam do sprostowania, opublikowanego bodajże w numerze 43 (640) „Gazety Polskiej” z 26 października 2005 roku.
"
Z poważaniem
Jarosław Jakimczyk