czytajcie uniofile
/ 213.158.197.* / 2007-06-13 13:33
"Materiały budowlane, mimo stale rosnących cen, od dłuższego już czasu są dobrem trudnym do zdobycia. Już słyszę, jak antyrynkowy chórek szydzi - no, i gdzie ta niewidzialna ręka rynku? Przecież zgodnie z liberalną doktryną zwiększony popyt powinien zaowocować zwiększeniem produkcji i samoregulacją?!
Powinien, i na pewno by się tak stało, gdybyśmy mieli w tej dziedzinie wolny rynek. Ale mamy regulacje, których istotną częścią są limity emisji gazów cieplarnianych. Polskie cementownie pracują w tej chwili na 60 - 65 proc. swoich możliwości produkcyjnych, ale choćby ludzie się pod składami budowlanymi zabijali, produkcji nie zwiększą, bo przekroczyłyby wtedy wyznaczone im limity i musiałyby płacić takie kary, że lepiej już niech się ci ludzie zabijają. Siła wyższa, musimy przecież ratować zagrożony klimat.
Niemniej jednak rynek działa - skoro nie możemy zwiększyć produkcji, to zwiększamy import. Wbrew pozorom jednak nie importujemy spoza Unii Europejskiej, która tak przejęła się globalnymociepleniem, że przydusiła cementownie ostrymi limitami. Importujemy głównie z Niemiec. Z jakiegoś powodu tamte cementownie nie mają kłopotu z limitami emisji spalin, i to one właśnie zgarniają owoce polskiego boomu budowlanego.
A już chodzą słuchy, że w przyszłym roku ta sama sytuacja powtórzy się z hutami stali - tu też kończą się nam limity i przyjdzie oprzeć się na imporcie.
Sam tak negocjowałeś, Grzegorzu Dyndało - mogą nam dziś powiedzieć nasi unijni partnerzy. Ale gdybyśmy swego czasu negocjowali inaczej, przyszłoby nam na pewno nieźle się nasłuchać o polskiej nieodpowiedzialności czy zgoła głupocie. Bynajmniej nie od Zachodu.
Sami dochowaliśmy się całego tłumu mędrków, popsykujących gniewnie, gdy tylko polski rząd nie dość gorliwie podchwytuje i wciela w życie płynące z centrali sugestie. Wolno myśleć o swoich interesach innym krajom; Polacy zdaniem mędrków powinni grzecznie brać, co się im daje, i nawet nie śnić o żadnych tam pierwiastkach."
Rafał Ziemkiewicz