Zawsze mnie dziwiło - gielda przedsiębiorstw (bo towarów to rozumiem) jako wyznacznik kondycji gospodarki. Mam firmę budynek z cegły, dwie szlifierki i trzy wiertarki, zatrudniam 10 pracowników, wartość - 1000 zł, mam zamówienia i w ogóle jest ok. Teraz chciałbym może dokupić piłę motorową bo mam na oku pewne zamówienie, ale nie ide po kredyt tylko emituję
akcje i wchodzę na giełdę. Emituje
akcje za 450 zł po 1 zł za
akcje. Mam perspektywy dobre podstawy i widoki na rozwój więc moje
akcje po debiucie zwyżkują do 1,5 zł. I teraz co? te zamówienie nie wypaliło, ale nadal jest tak jak poprzednio mam zamówienia zatrudniam ludzi, ale
akcje spadły do 0,5 zł - to co mi ubyło mam nadal wiertarki i szlifierki i piłę i budynek z cegły tylko ktoś nie zarobił/stracił na moich akcjach i tyle.No może straciłem niezależność, ale jak pisałem wcześniej ja tej giełdy nie rozumiem - chyba, że z punktu widzenia spekulantów,krętaczy.Chyba coraz bardziej świat (ludzie, a może ludzkość) preferyje "łatwy pieniądz" z coraz większym brakiem szacunku dla normalnych ludzi pracy wytwarzających podstawowe dobra.