Marek747
/ 83.31.254.* / 2015-01-20 12:34
Caly czas slyszy sie jak to frankowicze sa sami sobie winni i ze nic im sie nie nalezy, bo wiedzieli co brali. Takim , ktorzy tak twierdza sam zycze kredytu we frankach. Trzeba pamietac, ze kiedy byly one poularne, banki same nie tylko namawialy i zachecaly do brania ich, ale przede wszystkim stwarzaly takie warunki, ze czesto kredyt we frankach byl jedyna mozliwoscia. I to jest podstawa problemu. Nie "chytrosc frankowiczow".
Druga sprawa to to, o czym jakos nikt nie chce wspomniec, czyli problem zlotowki. Jeszcze przed "uwolnieniem franka" przez rzad Szwajcarii, zlotowka miala spore problemy i mocno spadla. I jakos rzad nie specjalnie na to zareagowal, co wlasciwie samo w sobie jest niezrozumiale. Wszystkie waluty podrozaly w stosunku do zlotowki i ta tendencja nadal sie utrzymuje. Wiec to nie jest tylko sprawa franka, ale slabosci polskiej waluty i reakcji NBP na ten fakt. Wlasciwie to braku reakcji.
Trzecia sprawa, to sam problem kredytu, ktorego warunki czy w zlotowkach, czy we frankach, sa zlodziejskie. Jak to jest, ze biorac kredyt otrzymuje oprocentowanie rzedu kilku - kilkunastu procent, a zakladajac lokate, czyli de facto dajac bankowi zarobic na obrocie moimi pieniedzmi, otrzymuje z tego 1-3 procent przy odrobinie szczescia?
Jesli mialbym cos do powiedzenia - jedynym sensownym rozwiazaniem jest przeliczenie kredytow w walucie po cenie z dnia zaciagniecia. Dlaczego? Bo w tej sytuacji jest to uczciwe i oprocentowanie powinno byc zyskiem dla banku a nie cena waluty. Tak przy okazji jakos tak sie dziwnie sklada, ze cena waluty w banku jest zawsze duzo wyzsza niz w kantorze. Placimy wiec za cene waluty w zlotowkach, za oprocentowanie i za przelicznik bankowy tejze waluty. No ile mozna?