Kupiłem bilet na pociąg w zielonej górze, do mnie na chatkę (wioska koło jeleniej góry).
Miał jechać 3 godziny. Kasjerka nie powiedziała mi nic, o żadnych udziwnieniach które są zresztą od tygodnia i wszyscy na PKP o tym wiedzą, ale nic to.
Minutę przed odjazdem ogłosili, że pociągu nie będzie, ale do żar nas zawiezie autobus podstawiony i potem w żarach w pociąg i już normalnie do domku. Spoko zdarza się - godzina autobusem nikomu nie zaszkodziła.
W żartach okazało się, że pociągu nie mamy i że musimy jechać do węglińca (pół dorgi).
3,5 godziny drogi za mną - W węglińcu okazało się, że dyspozytor puścił już nasz pociąg. Konduktorka po kłótni z kierowcą autobusu puściła nas w dalszą drogę, a sama wysiadła!!
W lubaniu śląskim kierowca wysadził część pasażerów i nas wsadził do busa (nieogrzewanego) z innym kierowcą po czym sam odjechał. A nasz nowy kierowca - bardzo miły człowiek stwierdził, że on nigdy nie jeździł po tych "wiochach" i że musimy mu pomóc.
W domu byłem po 5 godzinach podróży.
Chce się sądzić z PKP - jakie mam szanse Waszym zdaniem i o jaką kwotę powinienm się sądzić.
Dodam, że wybrałem pkp, bo mam chorobę lokomocyjną, a w pociągu chciałem się przespać, bo dzień później idę do pracy na nockę. Jeszce nie wiem jak mój żołądek,