Ekonom.
/ 81.190.46.* / 2011-07-31 22:43
Można jeszcze dopisać, że było coś takiego, co się nazywało Akcja Burza, a Powstanie Warszawskie było jednym elementów tego planu; można jeszcze dopisać, że w Anglii szkolili się nasi Komandosi do walk miejskich w Warszawie - w 1944 mieli małą niespodziankę - Arnhem; można jeszcze przypomnieć o planach Aliantów, aby przez Bałkany uderzać na północ ku Morzu Bałtyckiemu, potem znad Morza Śródziemnego, przez Italię tworzyć drugi front (na co Stalin się nie zgodził), a o czym dowiadywaliśmy się dopiero po wojnie; można wreszcie też napisać, że nawet ta cywilna ludność nie angażująca się w konspirację, bardzo kochała Niemieckiego okupanta - po pięciu latach życia w strachu przed łapankami, egzekucjami, wywózkami, rekwizycjami, kontrybucjami, rewijami, ograniczaniem praw publicznych, czyli w kraju okupowanym przez obce wojska i jednocześnie oglądaniu coraz to większych transportów z rannymi Niemcami, coraz wyraźniejszymi odgłosami walk, społeczeństwo też pałało chęcią odwetu, ale dla większości tutaj przed powstaniem było tylko powstanie w Gettcie, kilku krzykaczy biegających po Warszawie z pistoletami i strzelającymi do Niemców i wcześniej tylko Kampania Wrześniowa. Nie pamięta się, że przez długi czas dowódzwto Armii Krajowej powstrzymywało z trudem wybuch powstania, aby jako niezorganizowane luźne walki nie przerodziły się w istną rzeź, w czym oczywiście „pomagali” komuniści obwiniając AK o sprzyjanie Niemcom. Zero patrzenia całościowego, że jednak przez całą naszą konspirację, której punktem kulminacyjnym było Powstanie, Niemcy musiały u nas trzymać kupę swoich wojsk w garnizonach rozmieszczonych w każdym większym miasteczku (w przeciwieństwie do bohaterskich Francuzów poslusznych pod rządami Vichy).
Większość tych niesprzyjających okoliczności to my znamy dzisiaj - 60 lat po wojnie, kiedy wiemy, jak powstanie się potoczyło, kiedy wielu dociekliwych badaczy historii stopniowo przez wertowanie archiwów i rozmowy ze świadkami tych wydarzeń jest w stanie przedstawić wciąż niepełną pewnie jeszcze kolejność wydarzeń, które były podejmowane na podstawie dbających o własny interes „sojuszników” z zachodu. A tylko do nich mogliśmy się zwrócić z prośbą o pomoc...
I ciekawostka z Armii Ludowej - kilka batalionów zdobyło we wrześniu przyczółki na Wiśle w celu pomocy powstańcom, oczywiście bez zgody, a tym samym wsparcia Czerwonego Brata - szybko Niemcy poradzili sobie z tą nieoczekiwaną pomocą.
I dlatego nawet jeżeli chciałbyś stawiać decydentów AK przed sąd za „Przegrane Powstanie”, to ciekaw jestem, czy sam, będąc na ich miejscu, mając ten stan wiedzy, jako mieli oni na koniec lipca 1944, co Ty byś zrobił?
Bo na pewno gdybyś go bohatersko zakazał, to wybuchłoby dzięki bojówkom komunistycznym jako przygotowywany od dawna zryw mający wspomóc Armię Czerwoną w stolicy, a Ty po wojnie szybko byś został skazany pewnie na śmierć w procesie pokazowym z łatkami: „współpracował Niemcami”, „Zdrajca”.