zx
/ 83.16.202.* / 2006-10-12 12:08
R. Ziemkiewicz napisał: "O szafie pułkownika Lesiaka mówi się za mało, i na dodatek czasem głupio. A rzecz - jak bardzo słusznie udowodnił to krótką sondą "Dziennik" - w każdym innym kraju byłaby skandalem przyćmiewającym wszystko inne.
Osoby w taki skandal zamieszane zostałyby przykładnie ukarane i usunięte raz na zawsze z życia publicznego, a w mediach trwałaby dyskusja, jak do czegoś podobnego nigdy w przyszłości nie dopuścić.
Powie ktoś, że to historia sprzed dwunastu lat, że wszystko się od tego czasu zmieniło, nie ma już UOP, jesteśmy w NATO i w UE... To prawda, ale to nie powód, by politycy udawali, że nic się nie stało. Służby specjalne zajmowały się nękaniem legalnie działającej opozycji politycznej, jej "dezintegrowaniem", wedle dokładnie tych samych wzorców, jakie stosowały w peerelu. Żadne państwo demokratycznie nie może czegoś podobnego rozgrzeszyć.
Ujawnione dokumenty mówią tylko o szukaniu "haków", rozpuszczaniu pogłosek, werbowaniu agentury do rozbijania partii od środka. Ja pamiętam, że działo się wtedy więcej - były jak w peerelu i telefony z pogróżkami, i podcinane przewody hamulcowe w samochodach, i wbijane w opony metalowe kołki (taki kołek, jak wyjaśniał mi wtedy fachowiec, jeśli się go umiejętnie wbije, rozgrzewał się w czasie jazdy i przy dużej prędkości powodował nagłe pęknięcie opony). Podsłuch, znaleziony w redakcji "Gazety Polskiej", widziałem na własne oczy i nie mam wątpliwości, że nie założyła go konkurencyjna gazeta.
Fakt, że odpowiada za to wszystko (choć jeszcze, wierzę, okaże się, w jakim stopniu) legendarny przywódca "Solidarności", który takimi właśnie metodami, jako nowy "ojciec chrzestny" takich właśnie ludzi, umyślił sobie rządzić wolną Polską i rozprawiać się przeciwnikami politycznymi, to już tylko dodatkowy aspekt całej sprawy. Taka była ta III Rzeczpospolita, której wciąż tak wielu uporczywie chce bronić, i jeszcze każe mi z niej być dumnym.
Tu nie chodzi o martyrologię. To sprawa elementarnego porządku w państwie i elementarnego ładu prawnego. Wałęsa kręci dziś i posuwa się do oskarżeń, że to Kaczyński inwigilował sam siebie, Milczanowski w oczy zaprzecza, choć na papierach są jego odręczne podpisy - to może i normalne. Ale mierna reakcja Platformy i sympatyzujących z nią mediów zdumiewa.
Można odnieść wrażenie, że wszystko to nie jest żadną aferą wobec faktu, że u ministra Wassermana spadł z dachu pracujący na czarno robotnik. Zaślepienie i zacietrzewienie wrogością do Kaczyńskich chyba już do cna odebrało opozycji rozum. I fakt, że takie samo zacietrzewienie odebrało rozum Kaczyńskiemu, który nagle wykorzystuje całą sprawę do tyleż wściekłego co pozbawionego podstaw ataku na Rokitę, to żadne usprawiedliwienie."