Kiedfy studiowałem na jednej z Akademii Ekonomicznych, to kanonem wykładowym z organizacji i zarządzania było przypominanie prawa o "samonakręcaniu się" biurokracji do tego stopnia, że w końcu sama zaczyna funkcjonować dla siebie, stawiać własne cele tylko sobie potrzebne, motywować się w ich realizacji itd.. Czyż nasz Prezydent nie jest przodownikiem w realizacji tego prawa, którego nazwy, wywodzącej się od nazwiska pewnego uczonego, nie wspomnę, aby nie frasować tak twórczych umysłów, potrzebnych (tylko) IV RP.

Ciekawe czy ktoś przeanalizował powody dla których te resorty były w ogóle rozdzielone. Jakie argumenty były wtedy za rozdzieleniem i jakie kontrargumenty są obecnie za połączeniem. Choć pewnie tak naprawdę chodzi jedynie o to jak najwygodniej operować stołkami, to mimo wszystko przydałaby się jakaś minimalna ilość merytorycznej dyskusji.