sytuacja wyglądała tak:
chcieliśmy wyjechać samochodem z wąskiej uliczki (dwa samochody nie miesiły się obok siebie ale uliczka jest dwukierunkowa, tak ludzie po parkowali) przed nami zatrzymało sie auto i rozmawiali z przechodnim dłuższą chwilę blokując nam drogę Użyliśmy klaksonu żeby sie trochę ruszyli Po chwili auto odjechało a przechodzień puknął nam w maskę że omal nie odpadła. {No a kierowca pokazał dyskretnie środkowy palec reki }Nie zważając na to pojechaliśmy dalej. Po przejechaniu 10m i gdy zjechalismy w boczną drogę żeby skrucić czas przejazdu usłyszeliśmy syrenę (tylko bez kogutów) jechał za nami polonez i machał lizakiem Zjechaliśmy na pobocze. Momentalnie wyskoczyło dwóch kolesi CELOWALI Z BRONI I NIE POKAZALI ODZNAK (bynajmniej ten który we mnie) wyciągnęli kierowce przeszukali i wsadzili do poldka Zdziwienie policjantów było ogromne gdy z auta wysiadło jeszcze 3 osoby (samochód jest przyciemniony wiec nie widać) Jeden z panów zaczął sie "rzucać" że rodzice wychowali bandytę groził że przeszukają samochód my na to szukajcie i tak tam nic nie ma itp.

Mam wątpliwości co do zatrzymania czy powinni użyć broni Ten policjant nie wie chyba co to bandyta !! Myślał że w samochodzie jest tylko kierowca i dlatego tak zrobił bo jak to można trąbic na policjanta tłumaczył sie że miał pokazac ale nie bylo czasu i że w tym samochdzie (ten w z którym rozmawił) jechał jego przełożony i też przyzna mu rację W co nie chce mi sie wierzyć!!

Co na to powiecie??

jak by to mnie tak zatrzymał to bym dzwoniła po policje no i teraz jeszcze przychodzi takie trzeźwe myślenie