Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|
aktualizacja

Polska stawia na saudyjską ropę. Popełniamy ten sam błąd co Niemcy?

Podziel się:

Polska idzie drogą Niemiec, uzależniając się od dostaw z Arabii Saudyjskiej - piszą niemieckie gazety, porównując nasz kontrakt z Saudi Aramco do umów podpisywanych przez Berlin z Gazpromem. Udział saudyjskiej ropy będzie znaczny - przyznają eksperci. Czy możemy mówić już o uzależnieniu od surowca z jednego kierunku?

Polska stawia na saudyjską ropę. Popełniamy ten sam błąd co Niemcy?
Mohammed Y. Al Qahtani, starszy wiceprezydent odpowiedzialny za biznes downstream w Saudi Aramco, i prezes PKN Orlen Daniel Obajtek (East News, Andrzej Iwanczuk/REPORTER)

Europa walczy o uniezależnienie się od rosyjskich surowców. Wojna w Ukrainie i kryzys energetyczny unaoczniły, jak niebezpieczne może być uzależnienie od surowców sprowadzanych z jednego kierunku. Krytyczne oceny niemieckich powiązań z Gazpromem, zwłaszcza w kwestii budowy gazociągów Nord Stream, spotkały się odpowiedzią ze strony Niemiec w związku z polskimi kontraktami z Saudi Aramco.

Niemiecki dziennik "Die Welt" wprost porównał współpracę Polski z Arabią Saudyjską ws. dostaw ropy naftowej i sprzedaż gdańskiej rafinerii do chybionej polityki energetycznej naszego sąsiada. Czy rzeczywiście Polska podąża ścieżką Niemiec i uzależnia się od potężnego dostawcy?

- Do końca nie wiemy, jaki będzie ostateczny udział Arabii Saudyjskiej w naszym rynku. Nie znamy treści umów w szczegółach, a raporty monopolisty na polskim rynku tego nie dookreślają. Należy jednak zakładać, że będzie on znaczący, skoro sam Orlen mówi, że ma nam dać bezpieczeństwo. W najbliższych latach zapewne będą kluczowym dostawcą - zaznacza w rozmowie z money.pl Marek Kossowski, były prezes PGNiG.

Polska pogłębia współpracę

Arabia Saudyjska jest jednym z dostawców ropy naftowej oraz produktów ropopochodnych na europejski rynek. Po wprowadzeniu embarga na rosyjskie surowce Europa szuka nowych dostawców. Polska postawiła na Arabię Saudyjską. Przypomnijmy, że jeszcze w 2019 r. Orlen podpisał umowę na dodatkowe dostawy setek tysięcy ton surowca dla naszych rafinerii.

Kontrakt zakładał zakup dodatkowych 800 tys. ton ropy saudyjskiej, co oznacza, że średnio co miesiąc z Arabii Saudyjskiej do Polski trafiać miało około 400 tys. ton surowca.

Do kolejnego porozumienia miało dojść kilka lat później. Połączenie Orlenu z Lotosem wymagało bowiem zbycia części udziałów w rynku. Był to warunek Komisji Europejskiej, by ta mogła zgodzić na fuzję. Tu znów Warszawa nawiązała porozumienie z Saudami. Orlen sprzedał 30 proc. udziałów rafinerii gdańskiej Saudi Aramco i wynegocjował dalsze dostawy ropy naftowej dla Polski.

Saudowie zdobywają silny przyczółek w Europie. Weszli dość mocno do UE przez bramę, którą otworzył dla nich Orlen. Tu nie chodzi jednak o kwestię dostawcy. Saudowie mają zastąpić rosyjskich dostawców i to jest w porządku, ale gra toczy się o benefity ze zmonopolizowanego rynku i związane z tym ryzyka - zaznacza Kossowski.

Jak wyjaśnia były prezes PGNiG, dla Saudi Aramco to komfortowa sytuacja. Wchodzą bowiem za nieduże pieniądze do grupy, która kontroluje prawie w 100 proc. rynek paliw płynnych i gazu w Polsce, a do tego ma swoje udziały w rynku litewskim czy czeskim.

- Arabia Saudyjska będzie miała do tego monopolu dostęp i będzie go "betonować" swoimi dostawami ropy oraz być może gazu. A stawka jest naprawdę duża. Saudowie tylko w naszym kraju za naprawdę małe pieniądze uzyskali dostęp do zmonopolizowanego rynku, na którym rocznie sprzedaje się paliwa płynne i gazowe o wartości setek miliardów złotych. W dłuższej perspektywie to fatalne. Jeśli nie ma na rynku konkurentów, to mogą dziać się cuda z cenami i dostawami - zaznacza.

Podobnego zdania jest Grażyna Piotrowska-Oliwa, również była prezes PGNiG. Jak zaznacza w rozmowie z money.pl, wybór Arabii Saudyjskiej na strategicznego partnera wydaje się dziwny. - Europa nauczona doświadczeniem rosyjskim stawia raczej na kraje demokratyczne, tymczasem Saudowie nie słyną z poszanowania praw człowieka i sprawują rządy autorytarne. Za pośrednictwem Polski, małym kosztem, na zamknięty dotąd rynek unijny wchodzi jeden z krajów z Zatoki - argumentuje.

Co do zasady, uzależnianie się od jednego dostawcy surowca jest błędem. Generuje bowiem szereg ryzyk. Posiadanie długoterminowego, jednego dużego kontrahenta, biznesowo może się bronić, ale musi być zabezpieczone odpowiednimi zapisami w umowach. Co w przypadku niedostarczenia surowca? W przypadku ropy z Arabii Saudyjskiej nasuwa się pytanie choćby o potencjalną możliwość ponownego zablokowania Kanału Sueskiego. Nie znamy szczegółów zapisów umowy. Decydując się na taką współpracę konieczne jest inwestowanie w alternatywne źródła dostaw - zaznacza była prezes PGNiG.

Odcinając się od Rosji i uzależniamy od Arabii?

Jak przekonuje Orlen, umowa z Arabią Saudyjską daje Polsce bezpieczeństwo i zabezpiecza dostawy po tym, jak z rynku zniknie rosyjska ropa. W styczniu 2023 r. wygasa kontrakt długoterminowy Orlenu na dostawy rosyjskiej ropy. W efekcie ok. 90 proc. przerabianej ropy będzie pochodziło z kierunków alternatywnych do rosyjskiego.

Przypomnijmy, że do końca 2022 r. Rosja pozostawała głównym dostawcą ropy dla Polski. Choć jej udział systematycznie malał. Według raportu Forum Energii opierającego się na danych GUS z 20,7 mln ton surowca sprowadzanego w okresie od stycznia do października 2022 r. 51 proc. stanowiły dostawy z Rosji.

W drugiej kolejności ropę sprowadzaliśmy z Arabii Saudyjskiej, co stanowiło 28 proc. importu, dopiero w dalszej kolejności z Norwegii (8 proc.), Wielkiej Brytanii (5 proc.), USA (4 proc.), Kazachstanu (3 proc.), Gujany (1 proc.) czy Nigerii (1 proc.).

W przesłanym nam komentarzu Orlen podkreśla, że umowa z Saudi Aramco pozwala zapewnić stabilność dostaw ropy, a tym samym i produkcji w całej Grupie Orlen (dostawy surowca do wszystkich siedmiu rafinerii, którymi zarządzamy, nie tylko w Polsce, ale też w Czechach i na Litwie). Jednocześnie zaznacza, że uzależnieniu od jednego dostawcy nie może być mowy.

"Jednocześnie w Grupie ORLEN istnieje przestrzeń na dostawy ropy z innych kierunków. Należy pamiętać, że dziennie w rafineriach Grupy ORLEN przerabiamy około 900 tys. baryłek ropy, a umowa z Saudi Aramco obejmuje dostawę do 400 tys. baryłek. Tym samym koncern nie zamyka sobie drogi dla dalszej dywersyfikacji dostaw ropy naftowej z różnych kierunków świata, na przykład ze złóż norweskich, Afryki Zachodniej czy Zatoki Meksykańskiej itp." - czytamy w odpowiedzi na pytania money.pl.

Podpisana przez Orlen umowa na dostawy ropy naftowej ma zapewnić do 45 proc. łącznego zapotrzebowania na surowiec całej Grupy Orlen zarówno w Polsce, jak i na Litwie oraz w Czechach. - To nie jest coś, czego nie można zastąpić – przyznaje Grażyna Piotrowska Oliwa.

Podobnego zdania jest dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw e-Petrol. - To, że w obecnej chwili dostawy ropy z Arabii Saudyjskiej mają wiodący charakter, nie przesądza jeszcze o tym, że uzależniamy się w zupełności – twierdzi.

Jak wyjaśnia, z ropy rosyjskiej korzystaliśmy dlatego, że była ona tania i łatwo dostępna, podobnie zresztą jak Niemcy.

Dzisiaj wszyscy szukają szybkich i dużych możliwości zakupowych, żeby zaspokoić brak surowca pochodzącego z Rosji. W naszym przypadku nie jest to wyłącznie Arabia Saudyjska, ale także inne kraje. Podobnie zresztą jak i Niemcy szukamy na różnych rynkach, ale jak na razie nie można chyba mówić o uzależnieniu od surowca z jednego kierunku. Po latach wszyscy zaczynają rozumieć i dostrzegać znaczenie dywersyfikacji zaopatrzeniowej w surowiec - dodaje Bogucki.

Niemcy też szukają ropy

Odejście od rosyjskiej ropy i paliw, w tym także oleju napędowego, to wyzwanie dla całej Europy. Niemcy niewątpliwie zdają sobie sprawę z konieczności znalezienia dostawców zastępczych. Ich struktura importu stawia jednak na inne kierunki.

Podobnie jak w przypadku Polski Rosja była do tej pory dominującym graczem na rynku - tylko w pierwszym półroczu 2022 r. dostarczała 13,8 mln ton ropy, co stanowiło 32 proc. całego importu.

Jednak poza nią 23,4 proc. kupowanej przez Niemców ropy pochodziło z brytyjskich i norweskich odwiertów na Morzu Północnym - wynika z oficjalnych rządowych danych z sierpnia 2022 r.

Wśród wszystkich 27 dostawców ropy na niemiecki rynek w pierwszej czwórce są również USA, które miały 12 proc. udział w skupowanej przez Berlin ropie, a także Kazachstan, który dostarczał co dziesiątą baryłkę.

Zarzuty wiązania się umowami z krajami autorytarnymi (np. Arabią Saudyjska) trudno bronić, zwłaszcza że Rosję Kazachstan trudno dziś nazwać demokracjami.

Trochę nie mamy wyjścia, jeśli chodzi o wybór dostawców. USA czy Norwegia nie są w stanie obsłużyć całego rynku. Musimy opierać się również na innych dostawcach. Polska podpisuje kontrakty z Saudami, a kanclerz Scholz niedawno ogłosił współpracę z Irakiem. Ale weźmy pod uwagę choćby Wenezuelę. Nie jest to państwo, które chciałoby się mieć w obecnej sytuacji politycznej za partnera, a mimo tego bierze się pod uwagę jako dostawcę ropy - zaznacza Kossowski.

Również w przypadku Niemiec, aż 16,6 proc. importu ropy naftowej pochodziło z krajów członkowskich OPEC.

Choć "derusyfikacja" europejskiego sektora energii wymaga szybkiego znalezienia dodatkowych źródeł surowców energetycznych dla całego Starego Kontynentu, kraje Wspólnoty nie mogą ponownie popełnić błędu wiązania się z jednym nawet najkorzystniejszym ekonomicznie dostawcą. Stąd też każda nierównowaga powinna być traktowana jako sygnał ostrzegawczy.

Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl

Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl