Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Marcin Lis
Marcin Lis
|
aktualizacja

Brexit. Byliśmy wśród protestujących Brytyjczyków. Widok momentami kuriozalny

46
Podziel się:

Brexit ma zdecydować o przyszłości kilku kolejnych pokoleń Brytyjczyków? Obywatele Zjednoczonego Królestwa zdają się tym nie przejmować. Wielkiego zrywu narodowego nie widać.

Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest średnia wieku protestujących. Znacząco przekracza 40, jeśli nie 50 lat.
Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest średnia wieku protestujących. Znacząco przekracza 40, jeśli nie 50 lat. (East News, AP)

Przed brytyjskim parlamentem od kilku miesięcy dzień w dzień zbierają się grupki aktywistów. Słowo "grupki" jest dobrym określeniem – mowa o dwóch, czasem trzech, rzadziej pięciu osobach. To zwolennicy i przeciwnicy brexitu. Obowiązkowo prezentujący nieco zgrane już w debacie o wyjściu z Unii Europejskiej hasła. Te garstki nieco zaskakują. W końcu proces zdefiniuje przyszłość państwa na dekady.

- W dni głosowań jest nas zdecydowanie więcej – mówią mi zwolennicy pozostania w Unii Europejskiej.

Temat ponownego referendum w czasie, gdy Theresa May pisała list do Donalda Tuska, był niemal nieobecny. Zarówno zwolennicy, jak i przeciwny, opuszczania Unii Europejskiej nieco dystansowali się od pomysłu.

Demonstrujący "podzielili" między siebie okolice parlamentu. Wzywający do natychmiastowego wyjścia ze wspólnoty stoją od Big Bena i pomnika Winstona Churchilla aż do figury Jerzego V. Stoją najczęściej pojedynczo, a swoje transparenty o skradzionej suwerenności, odzieraniu z godności i woli ludu kierują głównie do kierowców przejeżdżających obok Pałacu Westminsterskiego.

Od pomnika Jerzego V zaczyna się "strefa” przeciwników brexitu. Jednym z "zarządzających" jest Steve Bray znany jako Mr Stop Brexit. Posiada nawet swoją stronę na Wikipedii.

Na "styku" tych dwóch stref widać, w jaki sposób zwolennicy przeciwnych opcji dokonują "wrogich przejęć". Pierwszy z brzegu przykład: ci, których chcą zostać w UE wzdłuż drogi rozwiesili plakaty stylizowane na te używane przez zwolenników brexitu, ale już w zupełnie innym tonie. Np. ostrzegające przed biedą po wyjściu ze wspólnoty.

Od czas do czasu zdarza się także "wrogie przejęcie" terenu.

Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest średnia wieku protestujących. Znacząco przekracza 40, jeśli nie 50 lat. A przecież ofiarą miały być najmłodsze pokolenia. Dlatego, gdy w okolicy pojawia się młody człowiek, od razu jest "atakowany" przez obie strony.

Czasem staje się karykaturą – jak wtedy, gdy Steve Bray fotografuje dwie młode dziewczyny trzymające jego transparenty, ale nie słyszy tego, jak pięć sekund później mówią: "Brytyjczycy są po..., ale będzie zdjęcie na Instagram". Okazało się, że to francuskie turystki.

- Faktycznie, wyjątkowo często słyszę, że rujnuję życie jakimś dzieciom. Ale to szybko się zmieni. Wystarczy, że wyjdziemy z Unii Europejskiej. Dzień później zobaczą, że słońce nadal wstaje, a w piekarniach będzie chleb - mówi mi Tony, emerytowany biznesmen, który do swojego parasola przytwierdził wezwanie do przyjęcia regulacji WTO w handlu.

Zapytany o cenę chleba, przekonuje, że nie będzie wcale wyższa niż obecnie. Ostrzeżenia o skoku cen po przywrócenia ceł nazywa "nonsensem".

- W jaki sposób mają wzrosnąć, gdy to my będziemy kontrolować nasze cła? Jeśli zechcemy, będą zerowe. Sądzę nawet, że niektóre towary mogą być tańsze – dziś jesteśmy zmuszani kupować ryż z Unii Europejskiej, nawet gdy na rynku jest tańszy spoza. Po wyjściu kupimy najtańszy - przekonuje mnie z zapałem.

Zapowiadanym armagedonem na Wyspach nie przejmuje się też Steve Bray. - Brexit? Jaki brexit? Nie będzie żadnego brexitu. Nie mam się czym martwić - mówi. Na pytanie o możliwe scenariusze rozwija przede mną wizję odwołania artykułu 50. Zaskakuje tym, że nie chce odejścia szefowej rządu ze stanowiska. - Lepszy diabeł, którego znasz - mówi. Ale nie znajduje w sobie współczucia dla premier, która stanowisko objęła, gdy porzucił je David Cameron.

- Nie, Theresa May nie jest ofiarą Camerona. Ona jest ofiarą własnego przeznaczenia - dodaje.

Ciekawym doświadczeniem brytyjskich demonstracji, które mogą zdefiniować przyszłość państwa na długie lata, jest ich temperatura. Niewiele wyższa niż ta marcowego powietrza. Demonstranci rozmawiają ze sobą, dzielą się ciepłymi napojami czy częstują papierosami.

Mniej przyjemnie robi się, gdy dochodzi do "pyskówki" z przechodniami. Z drugiej strony nad Wisłą powinniśmy sobie życzyć takich "ostrych sporów". Największą obelgą, którą usłyszałem w ciągu dwóch dni spędzonych przed Pałacem Westminsterskim było "bloody idiot". Częściej dyskusje zamykały się w dialogu:

- Sądzisz, że znasz jedyną receptę na sprawienie, by Brytania była szczęśliwa?
- Tak!
- To ciekawe, bo ja też znam.
- Musimy wyjść z Unii Europejskiej i wszystko będzie ok!
- Musimy zostać w Unii Europejskiej i wszystko będzie ok!

Po takiej wymianie zdań rozmówcy życzą sobie miłego dnia. Jeden rusza w swoim kierunku, drugi zostaje na "stanowisku bojowym".

Jednym z nich jest George, prawie 80-letni emerytowany żołnierz Sił Zbrojnych Jej Królewskiej Mości. - Służyłem od 1964 do 1989 r. Stacjonowałem w Niemczech, Irlandii Północnej, Kanadzie i Norwegii - mówi na początku i od razu precyzuje, że w Irlandii Północnej służył w latach 70., więc doskonale zdaje sobie sprawę, co może oznaczać powrót granicy na Zielonej Wyspie. I tak, chce opuszczenia Unii Europejskiej.

- Unia Europejska zapewniła Europie pokój? Unia nie ma z tym nic wspólnego! To zasługa NATO – przekonuje mnie i wyjaśnia, że nie ma nic przeciwko gospodarczym relacjom z Europą, ale najpierw Zjednoczone Królestwo musi "odzyskać skradzioną suwerenność".

- Przypomnę, że w 1973 dołączyliśmy do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Informowano nas, że to tylko układ gospodarczy, ale Edward Heath wiedział dokładnie, co się szykuje. I tak krok po kroku odbierano nam suwerenność kolejnymi traktatami – tłumaczy i mówi, że Europą z Brukseli rządzą "skorumpowani bez wyjątku dyktatorzy, gangsterzy i niewybieralni urzędnicy".

I choć stanowiska demonstrujących zdają się być nie do pogodzenia, dosyć szybko znajduję łączący ich punkt.

- Dziś państwo stało się zakładnikiem kilkudziesięciu parlamentarzystów. Większość członków Izby Gmin i Izby Lordów nie chce brexitu, bo widzą katastrofę, jaką będzie opuszczenie UE - mówi Steve Bray i dodaje, że system polityczny Zjednoczonego Królestwa od lat zmaga się z wieloma problemami, ale "brexit nigdy nie był odpowiedzią".

- Odpowiedź leży w parlamencie i sposobie, w jaki jest zarządzany, w tym jak wygląda dystrybucja dóbr. W końcu od kilku stuleci jesteśmy polem rozgrywek dwóch partii, a XXI wiek jest kumulacją. Musimy zmienić system. Potrzebujemy proporcjonalnej ordynacji wyborczej, by politycy służyli nam, nie swoim interesom - przekonuje mnie z zapałem Bray, a ja nie mogę przestać myśleć o podobnym zaangażowaniu, które widzę u Pawła Kukiza, gdy mówi o konieczności wprowadzenia Jednomandatowych Okręgów Wyborczych.

Wróćmy jednak na Wyspy. Koniec z JOW-ami i wprowadzenie ordynacji proporcjonalnej to postulat padający ponad podziałami. Także Tony przekonywał mnie, że jednomandatowa ordynacja powoduje "zmielenie" wielu głosów. – Ludzie często głosują tylko po to, by czegoś uniknąć, niż coś poprzeć - tłumaczy Tony.

- Potrzebujemy ordynacji proporcjonalnej - podkreślają zgodnie Steve i Tony.

Okolice parlamentu to jednak z natury rzeczy najbardziej rozpolitykowana część Londynu. Żeby sprawdzić temperaturę dyskusji wokół tematu, pytam o brexit w hotelu nieopodal stacji Paddington. Recepcjonista przyznaje, że właściciel hotelu zrobił zapasy żywności, które w razie gwałtownej podwyżki cen pozwolą przejść przez proces mniej gwałtownie. Pytam o turystów. - Był moment, gdy rezerwacji na przełom marca i kwietnia prawie nie mieliśmy. Teraz jest ich tyle samo, co przed rokiem. Goście tylko czasem pytają co dalej, co myślimy, ale niepokoju nie ma - mówi recepcjonista.

- Przecież nawet po wyjściu nikt ich siłą u nas nie będzie zatrzymywać – śmieje się.

Podejście Brytyjczyków do brexit pokazuje doskonale wizyta w pubie. Jest 20 marca, pora lunchu. Theresa May informuje w parlamencie, że poprosiła o przedłużenie brexitu najdłużej do końca czerwca. BBC relacjonuje debatę na żywo, ale nikt, poza mną, nie zwraca na nią uwagi.

Grupa pracowników pobliskiej firmy IT tylko na początku wymieniła się kilkoma zdawkowymi zdaniami o tym, do jakiego "burdelu" doprowadzili politycy. Później na przemian wracali do dyskusji o projekcie, nad którym pracują lub tym, czy ich szefowa pochodzi z Portugalii czy może raczej Francji.

W tym samym czasie Theresa May przekonuje, że jej misją jest doprowadzić do brexitu, bo tego chce społeczeństwo. Troje gości pubu nie zwraca uwagi na wysiłki premier. Wstają i wychodzą zapalić.

– Theresa May jest ofiarą własnego przeznaczenia – przypominają mi się słowa, które usłyszałem kilka godzin wcześniej.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
WP Finanse
KOMENTARZE
(46)
wroc krolowa
4 lata temu
System ich rozwala, ale nikt tego jeszcze nie widzi.
Że co
4 lata temu
Ten art pisał ktoś kto spędził w UK dwa dni??? Bo żenada. Zupełne totalne niezrozumienie ani mentalności ani zwyczajów ani niczego!!@
City Center
5 lata temu
No ktoś musi płacić tym nierobom z transparentami pod Parlamentem, nieprawdaż..? ;/
Trew
5 lata temu
Anglicy wiedza co ich czeka i uciekaja. Kiedy czas przyjdzie i na nas. Traktat lisbonski to kajdany a jeszcze wymysla inne
zx
5 lata temu
Leave and never go back pls.
...
Następna strona