- Poprosiłam ministrów o przygotowanie planu oszczędnościowego. (Jeśli zaistnieje taka potrzeba lub konieczność - przyp. red.) dodatkowe środki mogą być uruchamiane na te obszary, które są ważne dla naszego bezpieczeństwa. Przede wszystkim bezpieczeństwo obronnościowe Polski, ale też socjalne i energetyczne - mówiła podczas wtorkowej konferencji po posiedzeniu Rady Ministrów szefowa resortu finansów Magdalena Rzeczkowska.
Rząd podjął decyzję, że każde ministerstwo ma obciąć do 5 proc. swoich wydatków. O tym, co konkretnie pójdzie pod nóż, zdecydują poszczególni ministrowie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wcześniej premier mówił, że polecił ministerstwom przygotowanie oszczędności na poziomie 10-15 mld zł. Jednak plany mogą przekroczyć nawet 20 mld zł.
PiS musiał szybko zmienić taktykę i przejść na tryb oszczędzania, po tym, jak we wrześniu i październiku nastąpił zwrot na rynkach, które nie są już skłonne zaakceptować rozdawnictwa polityków i luźnej polityki fiskalnej (w Wielkiej Brytanii przez działania inwestorów doszło do wymiany premiera). Więcej na ten temat pisaliśmy TUTAJ.
PiS szuka oszczędności. Deficyt może wynieść ok. 5-6 proc. PKB
Patrząc na dane budżetowe, trudno nie odnieść wrażenia, że coś niepokojącego dzieje się z finansami Polski. Ze wstępnych szacunków Ministerstwa Finansów wynika, że skumulowana nadwyżka budżetowa za okres styczeń-październik wyniosła 27,2 mld zł.
W samym październiku dochody budżetu państwa z tytułu podatków pośrednich wzrosły o 5,5 proc. rok do roku (r/r), a z podatku CIT o 45 proc. r/r. Mocny spadek dochodów został z kolei odnotowany w przypadku podatku PIT (-53,1 proc. r/r), co miało związek z przekazaniem części udziałów w podatku dochodowym od osób fizycznych samorządom, podobnie jak miało to miejsce w marcu.
Sęk w tym, że budżet już nic nie mówi o stanie państwowej kasy. Co najwyżej może być dobrym probierzem kondycji gospodarki w kontekście napływających podatków (im będzie ich mniej, tym większą zadyszkę będzie łapać wzrost PKB naszego kraju). PiS w ciągu ostatnich lat stał się mistrzem tworzenia nowych funduszy celowych, które nie są ujmowane w budżecie. Politycy prawicy "wypchnęli" je przede wszystkim do Banku Gospodarstwa Krajowego, którego zakamarków i planów nie zna nawet resort finansów. To z BGK rząd wypłacał pieniądze na walkę z COVID-19, wyda na obronność, czy przeznaczy pieniądze na inwestycje samorządowe oraz mrożenie cen energii i gazu.
Budowanie przestrzeni i czekanie na to, co się wydarzy
Niemniej, jak przekonują ekonomiści PKO BP, rząd zapewne wykorzysta budżet centralny, by zrobić poduszkę finansową na przyszły rok.
Ich zdaniem budżet jest na dobrej drodze, aby osiągnąć planowany w ustawie na 2023 r. deficyt - ok. 23 mld zł. "Ostateczny wynik zależeć będzie m.in. od możliwości przesuwania wydatków między latami (jak to miało miejsce w poprzednich latach), co wiązałoby się z nowelizacją ustawy na 2022 r. Szacunkowo, gdyby skala przesunięcia była zbliżona do tej z ubiegłych lat, to deficyt w 2022 r. mógłby uplasować się w okolicach 50 mld zł" - przekonują.
Prawdziwe kłopoty się zaczną wtedy, kiedy naprawdę zaczną spadać dochody z VAT-u. Jeśli będzie źle i zacznie się mała panika w resorcie, poznamy to po przesunięciu czasu publikacji danych o wpływach podatkowych. Wszystko po to, by dodać choć jeden, dwa dni, kiedy będzie spływał VAT na konta ministerstwa i pokazać wyższy wynik - mówi w rozmowie z money.pl były pracownik Ministerstwa Finansów.
- Nie sądzę, żeby wpływy podatkowe jakoś znacząco spadły. Pamiętajmy, że po wyrugowaniu dużej części luki VAT i wprowadzeniu wielu mechanizmów poprawiających ściągalność podatków, stare zasady już nie bardzo mają zastosowanie. Moim zdaniem dochody podatkowe - nawet podczas największego spowolnienia w I-II kwartale przyszłego roku - wciąż będą naprawdę solidne, choć oczywiście trzeba szukać oszczędności. Rynki patrzą nam teraz na ręce - wyjaśnia z kolei nasz rozmówca z kręgów rządowych.
Duży deficyt, sporo zadłużenia
Rząd obecnie spodziewa się deficytu sektora finansów publicznych na przyszły rok na poziomie ok. 5-6 proc. Byłoby to zgodne z przewidywaniami ekonomistów.
"Ze względu na istotne spowolnienie realnego wzrostu PKB i wzrost kosztów obsługi długu deficyt sektora rządowego i samorządowego wzrośnie do ok. 6 proc. PKB w 2023 r." - prognozują specjaliści Citi Handlowego.
Wydatków bowiem nie brakuje. Sama ustawa gazowa to koszt rzędu ok. 29 mld zł. 8 mld zł ma z kolei kosztować utrzymanie zerowego VAT-u na żywność w pierwszej połowie przyszłego roku. Koszty obsługi długu mają zgodnie z ustawą budżetową wzrosnąć o 40 mld zł, ale już się mówi, że będzie to znacznie więcej.
Skąd wziąć pieniądze? Rynki zagraniczne
Wysoki deficyt oznacza, że skądś te pieniądze trzeba będzie pożyczyć. Kierunkiem jest zagranica. Minister finansów kilka tygodni temu zachwalała emisję obligacji na amerykańskim rynku. - Bardzo duży popyt pozwolił zwiększyć pierwotnie planowaną kwotę emisji, a także zredukować spread (różnica w oprocentowaniu - przyp. red.) do amerykańskich obligacji skarbowych - wyjaśniała.
To duży zwrot w polityce rządu, który był do tej pory nastawiony na oddłużanie Polski u zagranicznych inwestorów. Teraz jednak nie ma wyjścia i musi ich prosić o pieniądze. To oznacza, że udział zagranicznego długu może znów zacząć rosnąć, choć MF zakładał spadek tego udziału.
- Zagranica to naturalny kierunek dla polskiego rządu. Nie byliśmy na nim obecni przez ok. 5 lat, więc w momencie, kiedy krajowy rynek długu jest martwy, należy szukać pieniędzy tam, gdzie one są. To całkowicie zrozumiałe. Pytaniem otwartym pozostaje sytuacja rynkowa na świecie. Każdy wzrost niepewności odbije nam się czkawką, a polskie finanse mogą szybko popaść w turbulencje, jak parę lat temu działo się to z Rumunią. Przy niskim długu do PKB miała ona potężne problemy fiskalne właśnie przez drastyczny wzrost rentowności obligacji - mówi nasz informator z kręgów rządowych.
Damian Szymański, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.