Fundusz Sprawiedliwości pod lupą. NIK ujawnia szczegóły kontroli
Promowanie partii, opłacenie MBA, setki tysięcy dla bliskich zarządów – tak, według NIK, stowarzyszenia związane z posłem Dariuszem Mateckim wydawały miliony z Funduszu Sprawiedliwości - ujawniło Radio Zet.
W centrum zainteresowania NIK znalazło się Stowarzyszenie Przyjaciół Mediów oraz Stowarzyszenie Fidei Defensor, kierowane kolejno przez Mateusza W. i Adama S. – byłych działaczy stowarzyszenia Koliber, związanych z posłem Suwerennej Polski Dariuszem Mateckim.
Obaj byli prezesi zostali zatrzymani w śledztwie dotyczącym defraudacji 165 mln zł z Funduszu Sprawiedliwości. Prokuratura zarzuca im m.in. przywłaszczenie mienia i pranie pieniędzy.
Jak wynika z raportu NIK, część funduszy dotacyjnych została przeznaczona na działania niezgodne z umowami – m.in. na opłacenie studiów MBA (69 tys. zł), kursów językowych i studiów z zarządzania dla osób z otoczenia prezesa. Tłumaczenia, że były to wydatki na "podnoszenie kwalifikacji", nie przekonały kontrolerów - podaje Radio Zet.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ile właściciel Lecha zainwestował w klub? Pasja czy twardy biznes? Jacek Rutkowski w Biznes Klasie
Firmy powiązane z rodzinami członków zarządów otrzymywały pieniądze
Wątpliwości wzbudziły także setki tysięcy złotych przekazane firmom powiązanym z rodzinami członków zarządu. Jedna z nich – D.S.D.K., zarejestrowana jako hurtownik pasz i zbóż – otrzymała 160 tys. zł, a jej przedstawiciel przyznał, że w rzeczywistości nie świadczył usług, a część pieniędzy oddawał prezesowi w gotówce – od 5 do 20 tys. zł.
Zlecenia warte setki tysięcy złotych otrzymały także osoby z otoczenia byłych prezesów. Jedna z nich otrzymała 428 tys. zł za "kampanie marketingowe", mimo że działalność gospodarczą zarejestrowała miesiąc wcześniej. Inni współpracownicy zainkasowali odpowiednio 201 i 172 tys. zł za "czynności analityczne".
NIK przeanalizowała też 116 artykułów zamieszczonych w serwisach internetowych sfinansowanych z dotacji. Aż 45 z nich promowało konkretną partię polityczną – Suwerenną Polskę – i jej liderów, zawierały elementy mowy nienawiści oraz wykraczały poza zakres określony w umowie.
Stowarzyszenia usuwały wtyczki i dane analityczne tuż przed kontrolą, co uniemożliwiło weryfikację skuteczności kampanii. "Nie można było określić, czy cele umowy zostały osiągnięte" – napisali kontrolerzy.
W ocenie NIK wiele działań miało charakter pozorowany i służyło transferowi środków publicznych do podmiotów prywatnych. Mimo zatrudnionego koordynatora ds. organizacji wydarzeń, za 300 tys. zł zlecano zewnętrzne konferencje podmiotom, które nie miały faktycznego udziału w ich realizacji.