Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Katarzyna Bartman
|

W budżetówce wrze, rząd nie słucha. Jeśli związkowcy wyprowadzą ludzi na ulice, czeka nas piekło w urzędach

1662
Podziel się:

NSSZ "Solidarność" idzie do ministra finansów po 12 proc. podwyżki płac dla budżetówki. Jeśli rząd się nie ugnie pod ich postulatami, czeka nas paraliż urzędów, sądów i stołecznych ulic. Do walki o podwyżki chcą się bowiem włączyć również inne centrale związkowe.

W budżetówce wrze, rząd nie słucha. Jeśli związkowcy wyprowadzą ludzi na ulice, czeka nas piekło w urzędach
Przedstawiciele największych central związkowych zapowiadają, że jeśli premier Morawiecki nie wycofa się z zamrożenia płac w budżetówce, połączą siły i uderzą wspólnie (Pixabay)

Nad Warszawą kłębią się ciężkie chmury, mimo żaru lejącego się z nieba. I jeśli rząd z tym w porę nic nie zrobi, będzie nawałnica. Przedstawiciele największych central związkowych zapowiadają, że jeśli premier Mateusz Morawiecki nie wycofa się z zamrożenia płac w budżetówce, połączą siły i uderzą wspólnie z siłą huraganu.

Danuta Hus jest kierownikiem kancelarii tajnej i pracownikiem cywilnym policji. Ma za sobą 40 lat pracy. Jej wynagrodzenie zasadnicze wynosi obecnie 3100 zł brutto. Podobne pensje dostaje ok. 55 proc. pracowników cywilnych w Policji.

Zobacz także: Rozłam wśród członków PiS. Domagają się zerwania z "segregacją sanitarną"

Budżetówka wrze

– Kiedyś najniższą krajową otrzymywali w policji konserwatorzy, magazynierzy i personel sprzątający. Dziś płaci się tyle również specjalistom, kierownikom kancelarii tajnych czy pełnomocnikom ds. ochrony informacji niejawnych z wieloletnim doświadczeniem – mówi nasza rozmówczyni.

Dodaje, że sytuacja jest dramatyczna. Już w tym roku w policji zabrakło 11,5 mln zł na wyrównanie ludziom wynagrodzeń do najniższej krajowej, a w przyszłym roku, kiedy płaca minimalna wyniesie już 3 tys. zł brutto, dziura rozszerzy się na ok. 30 mln zł. - Ciekawe skąd policja weźmie fundusze na wyrównanie pracownikom do najniższej krajowej? Pewnie będą oszczędności w zakupie sprzętu - zastanawia się głośno Hus.

Nasza rozmówczyni ma ogromny żal do rządu, że ten nie zauważa ich istnienia, podobnie zresztą, jak i poprzednie ekipy polityczne. Pisała wszędzie w sprawie głodowych płac pracowników cywilnych policji: do Mateusza Morawieckiego, Mariusza Kamińskiego, a nawet Jarosława Kaczyńskiego. I nic, cisza. – To jest meczące i upokarzające, to wyszarpywanie groszy! – mówi smutno.

Hus podkreśla, że już w tym roku mieli zamrożone pensje i odebrano im 3-proc. fundusz nagród, który wlicza się do emerytur. - Jeśli zaczniemy strajki w komendach policji, nikt pewnie tego nie zauważy – uważa Hus. - Dlatego skuteczniejszym rozwiązaniem, o ile rząd nie wycofa się z pomysłu zamrożenia płac w budżetówce, będzie wyjście na ulice i dołączenie do innych grup zawodowych – zapowiada Hus, która jest również wiceprzewodniczącą Związku Zawodowego Pracowników Policji.

Sądy nie czekały na resztę, zaczęły już protest

Na rozwój sytuacji nie czekają już pracownicy sądów. W wielu polskich sądach już rozpoczęły się protesty pod hasłem "Śniadania sądowe". Mają one zwrócić uwagę społeczeństwa na fatalną sytuację w sądach i prokuraturach: mobbing i głodowe pensje.

Justyna Przybylska z zarządu Krajowego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Ad Rem" w wywiadzie udzielonym portalowi prawo.pl mówiła, że nie powinno się ponownie zamrażać pensji pracowników sądów i prokuratur. - Zwłaszcza, że z planów budżetowych rządu wynika, iż np. w dziale leśnictwo średnie zarobki są powyżej 9 tys. zł, co jest dwukrotną średnią zarobków pracowników sądów - wskazywała.

Jak zauważa związek "Ad Rem", projekt ustawy budżetowej na rok 2022, zakładający brak jakiegokolwiek, nawet inflacyjnego, wzrostu wynagrodzeń, oznacza de facto obniżenie płac poprzez spadek ich wartości.

"Podziękowanie" pracowników sądów i prokuratur rządowi za brak podwyżek będzie konkretne, czyli takie jak w 2019 r. Jak przypominają związkowcy, wtedy sytuacja była podobna i wielomiesięczne akcje protestacyjne poskutkowały w końcu podwyżkami po ok. 900 złotych brutto na osobę.

O podwyżki dla pracowników walczyć będzie też NSZZ "Solidarność". – Nie wyobrażamy sobie, by płace w budżetówce stanęły w miejscu – mówi prosto z mostu Wojciech Pleciński, członek Krajowej Sekcji Pracowników Administracji Rządowej i Samorządowej NSZZ "Solidarność".

Dodaje, że wkrótce odbędzie się spotkanie związkowców z ministrem finansów Tadeuszem Kościńskim w sprawie przyszłorocznych podwyżek. "Solidarność" domaga się m.in. 12 proc. wzrostu płac.

Co, jeśli rząd się nie ugnie?

Co będzie, jeśli rząd na te postulaty się nie zgodzi? Rzecznik prasowy "Solidarności" Marek Lewandowski w programie "Money, to się liczy" powiedział wprost, że związek dysponuje ogromnym budżetem strajkowym i jeśli budżetówka będzie chciała wyjść na ulicę, to związkowcy im to sfinansują i wezmą za to również odpowiedzialność.

- Pensje w budżetówce są zamrożone od wielu lat, a choćby COVID-19 pokazał, jak strasznych skutków tego doświadczamy. W rządowych agencjach, od których zależy nasze bezpieczeństwo, takich jak np. sanepid, zarobki są takie, że nie przyciągną fachowców, ludzi po studiach technicznych, chemicznych czy weterynaryjnych. Nikt tam za takie pieniądze pracować nie będzie – mówił Lewandowski.

Regulator rynku pracy z obciętym budżetem

Informacje rzecznika Solidarności potwierdza również Państwowa Inspekcja Pracy, w której znacząco obcięto fundusz wynagrodzeń.

- Niestety zmniejszenie planu nie ominęło tak newralgicznej i wrażliwej w Inspekcji pozycji, jaką są wynagrodzenia osobowe, których plan uległ zmniejszeniu o kwotę 1 mln 443 tys. zł – mówiła w Sejmie podczas debaty nad wykonaniem budżetu za 2020 r. Główna Inspektor Pracy Katarzyna Łażewska-Hrycko.

Według niej poziom wynagrodzeń w urzędzie jest obecnie bardzo newralgicznym tematem. - Przy dotychczasowej wysokości wynagrodzeń pogłębiać się będzie problem nie tylko w pozyskiwaniu, ale również w utrzymaniu wysoko wykwalifikowanej, specjalistycznej kadry, tak niezbędnej dla realizacji złożonych zadań urzędu - ostrzegła szefowa Inspekcji.

ZUS dołącza do niezadowolonych

Jak dowiedział się money.pl, kilka dni temu w ZUS związał się nowy związek zawodowy "Związkowa Alternatywa". Jego członkowie nie wykluczają strajku płacowego.

- Nastroje wśród pracowników ZUS są bardzo bojowe i jeśli dojdzie do strajków ogólnopolskich, to jako "Związkowa Alternatywa" z pewnością je poprzemy bez względu na to, kto będzie ich organizatorem - mówi przewodniczący związku Piotr Szumlewicz.

O tym, czy spotkanie z ministrem finansów dojdzie do skutku i kiedy, oraz o szansach powodzenia związkowych postulatów dotyczących podwyżek, poinformujemy, gdy tylko otrzymamy odpowiedź ministerstwa na nasze pytania.

W sektorze budżetowym zatrudnionych jest ponad 20 proc. ogółu pracujących Polaków.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1662)
WYRÓŻNIONE
Tomek
3 lata temu
Jedna rzecz mnie zastanawia. Prawie każdy "budżetowiec" to liberał, nawet na tym forum piszą jak to nieroby mają dobrze, zasiłki, socjalne lokale itd. Dlaczego nie rozumieją mechanizmów liberalizmu w budżetówce, płacimy tyle ile wasza praca jest warta. Nie podoba się przekwalifikować się na psich fryzjerów i zarabiać miliony. No chyba że dla was musi być tak jak było czyli komunizm, wy udajecie że pracujecie, my że płacimy.
Piotr
3 lata temu
wedlug kliki morawieckiego ta pani jest bogaczem ma powyzej 3000 brutto . dowala jej 9 % skladke zdrowotna bez odpisywania od podatku. za rzadow kliki morawieckiego najpiej sie maja menele i lenie . pracowac w ogole nie warto. trzeba tylko brac rozne zasilki i ewentualnie gdzies dorabiac na czarno .
thjy
3 lata temu
Przestać rozdawać nierobom-dzieciorobom, przestać rozdawać rydzykom, obajtkom, łukaszkom i handlarzom broni wtedy będą pieniądze dla ludzi którzy tak naprawdę trzymają to państwo w całości bo rządzący starają się za wszelką cenę naszą Ojczyznę zniszczyć i przy okazji się nachapać...
NAJNOWSZE KOMENTARZE (1662)
Wela
rok temu
Jestem mamą dziecka, które we wrześniu idzie do 2 klasy podstawowej. Pani od wychowania wczesnoszkolnego zaczyna pracę o 8.00 rano, kończy zawszw 11.30 albo 12.45 i idzie do domu. Nie ma dyżurów na świetlicy, nie sprawdza po godzinach prac domowych (robinto na lekcji, przeglądając zeszyty czy zadania w ćwiczeniach), nie ma codziennie rad na których musi siedzieć dłużej, jak są to dzieci mają wtedy tego dnia skrócone lekcje więc i tak wychodzi na to samo. Jak był organizowany piknik dla dzieci w szkole to nie dosyć, ze rodzice pomagali to jeszcze nauczyciele tego dnia również nie mieli lekcji, więc trzeba było samemu zapewnić opiekę swojemu dziecku, piknik zaczynał się o godzinie 17.00, a aż tylu dni urlopu jak nauczyciele nie mam. Pracuje w normalnej pracy, 8 godzin plus na dojazd 2 godziny na pełen etat, tylko 26 dni urlopu w roku. I proszę nie mówić, że ta Pani codziennie przygotowuje się do zajęć jak dzieci uczą się czytać i pisać literki oraz dodawać i odejmować do 20. Przecież to można z biegu poprowadzić takie zajęcia, zresztą nie pierwszy rok pracuje to ma na pewno to ogarnięte. Mi ręce opadają jak pisze do mnie na elektronicznym dzienniku o godzinie 17.00, że mam coś przygotować na zajęcia dla dziecka na jutro. Jak ja jeszcze do domu nie dotre o tej godzinie, a gdzie zakupy, kolacja, sprzątanie, spędzanie czasu z dzieckiem. Kpina to jest jest z takich ludzi jak ja, a nie ciężka praca... Dodam jeszcze, że jaknPani jest chora i przebywa na zwolnieniu to osoba, która ją zastępuje je prowadzi lekcji tylko dzieci mają w szkole "przechowalnię", później po powrocie Pani zaznacza w książce i ćwiczeniach wszystko co powonno zostać zrobione z materiału wedlug rozpiski i dzieci muszą to same uzupełnić w domu z rodzicami, bo Pani idzie dalej z materiałem. Odkąd moje dziecko chodzi dp szkoły to czuje jakbym miała dodatkowy etat, darmowy w szkole. Dramat. A najciężej według mnie w szkole pracują Panie na kuchni, mają codziennie do przygotowania i wydania setki obiadów i to jest dopiero ciężka, fizyczna praca, a nie odklepanie tego samego co robią od lat, i jeszcze delegowanie części obowiązków na dzieci i ich rodziców jak to robią nauczyciele.
bercik
3 lata temu
Nosz kuźwa w PIP zwykli inspektorzy zarabiają na poziomie 110 000,00 zł rocznie. To jest jakieś 9200 brutto miesięcznie. do tego diety, kilometrówka za wyjazdy swoim autem. Praca po 5 - 6 godzin dziennie, zwiększony wymiar urlopu bo podobno się przepracowują. Kpiny jakieś.
Miś
3 lata temu
Ja, na Poczcie 2600 podstawa........
Emil
3 lata temu
Polska jak zapowiada premier chce dorównać z zarobkami do Zachodu Europy. Ale w takim tempie dogonimy ich może za 1500 lat. Tylko że Wschód który w tej chwili zarabiaj dużo ale to dużo mnie przegoni nas w tym tempie za 5 lat a może wcześniej. Niedługo będziemy żebrakami Europy.
querk
3 lata temu
zus jest niepotrzebny i powinien być zlikwidowany a wraz z nim zasiłki dla darmozjadów.
...
Następna strona