NATO chce 5 proc. PKB na wojsko. Europa ugrzęzła w długach i sporach
Nowe cele NATO zakładające podniesienie wydatków na obronność do 5 proc. PKB nie przyniosą szybkiego impulsu dla gospodarek UE. Jak wskazuje Jakub Rybacki z Akademii Leona Koźmińskiego na łamach "Obserwatora Finansowego", na przeszkodzie stoją długi i opór społeczny.
Podczas czerwcowego szczytu NATO w Hadze sojusznicy podjęli przełomową decyzję o podniesieniu poprzeczki wydatków obronnych. Nowy cel zakłada dojście do poziomu 5 proc. PKB w perspektywie 2035 roku. Zgodnie z przyjętym planem, 3,5 proc. PKB ma trafiać bezpośrednio na potrzeby obronne, natomiast pozostałe 1,5 proc. PKB zostanie przeznaczone na inwestycje infrastrukturalne oraz inne cele wspierające funkcjonowanie armii. Choć liczby te robią wrażenie, Jakub Rybacki, dyrektor Programu Big Data w Akademii Leona Koźmińskiego, studzi entuzjazm dotyczący ich wpływu na europejską koniunkturę.
Uwarunkowania polityczne oraz ograniczenia fiskalne głównych państw Unii Europejskiej sugerują raczej powolne i stopniowe dochodzenie do tego celu – ocenia ekspert w publikacji dla "Obserwatora Finansowego".
Zwraca on uwagę, że choć wzrost nakładów na sprzęt bojowy jest faktem, to w większości państw NATO oscyluje on obecnie wokół 20–30 proc. łącznych wydatków na zbrojenia. Wyjątkiem pozostaje Polska, gdzie po zwiększeniu budżetu obronnego do ponad 4 proc. PKB, udział wydatków na sprzęt wzrósł do 51 proc.
Milioner szczerze do bólu. "Czułem się debilem"
Ekonomiczny sceptycyzm i bariery fiskalne
Analiza Jakuba Rybackiego wskazuje, że wiara w silny impuls prorozwojowy płynący ze zbrojeń może być przedwczesna. Autor przywołuje badania Komisji Europejskiej z kwietnia 2024 roku, które nie dają jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy wydatki militarne faktycznie pobudzają wzrost w gospodarkach rozwiniętych.
– Przeciwnicy zbrojeń podnoszą, że realizuje się je kosztem innych, bardziej perspektywicznych inwestycji o charakterze cywilnym oraz że generują one słabe efekty mnożnikowe z powodu konieczności importowania technologii – zauważa Rybacki.
Dodatkowym obciążeniem jest pogarszająca się sytuacja fiskalna liderów strefy euro. Szczególnie trudna sytuacja panuje we Francji, gdzie dług publiczny sięga 113 proc. PKB, a prognozy wskazują na jego wzrost do 118,4 proc. do końca 2026 roku.
– W takich okolicznościach francuski rząd obawia się napięć na rynkach finansowych, które skutkowałyby wzrostem rentowności obligacji i problemem z rolowaniem długu – czytamy w analizie. Rybacki przypomina, że próby zwiększenia budżetu zbrojeniowego kosztem wydatków społecznych napotkały w Paryżu na zdecydowany opór opozycji, która argumentuje, że ucierpi na tym jakość usług publicznych.
Geopolityka kontra opór społeczny
Nowe cele NATO mają kluczowe znaczenie w relacjach z USA, szczególnie w kontekście oczekiwań Donalda Trumpa. Amerykańska administracja liczy, że europejskie zamówienia zbrojeniowe poprawią bilans handlowy Stanów Zjednoczonych. Jednak na Starym Kontynencie entuzjazm dla remilitaryzacji jest nierównomierny. Rybacki wskazuje na kraje Południa, takie jak Włochy czy Hiszpania, gdzie wydatki utrzymują się na poziomie 1,5 proc. PKB, a społeczeństwa są niechętne wyrzeczeniom.
– Najbardziej niechętni zbrojeniom są obywatele Włoch. Z badań serwisu Euractiv wynika, że jedynie 49 proc. Włochów opowiada się za zwiększaniem wydatków zbrojeniowych – podkreśla autor. Dodatkowym problemem jest niechęć do idei powszechnego poboru, widoczna zwłaszcza wśród młodych Europejczyków w Hiszpanii i na Węgrzech. Nawet w Niemczech, mimo ambitnych planów kanclerza Friedricha Merza, dojście do poziomu 3,5 proc. PKB w 2029 roku będzie wiązało się ze wzrostem długu publicznego do około 70 proc. w 2030 roku.
Jakub Rybacki podsumowuje, że presja zewnętrzna na zbrojenia będzie płynąć głównie z Waszyngtonu, podczas gdy wewnątrz samej Unii Europejskiej determinacja do gwałtownych zmian pozostanie mała. – Przy takich uwarunkowaniach polityka Niemiec będzie miała na celu raczej zrealizowanie działań zaprojektowanych jeszcze przed zmianą rządu. Nie zagwarantują one wyraźnego wzrostu gospodarczego w 2025 r. – konkluduje ekspert. Ożywienie koniunktury może nastąpić dopiero w latach 2026–2027, jednak skala tego zjawiska prawdopodobnie nie będzie spektakularna.