Nieprawidłowości przy spisie powszechnym się zdarzają. Małżeństwo z Gdańska sprawę zgłosiło GUS-owi
Zadzwonili, żeby spisać się w obowiązkowym Narodowym Spisie Powszechnym, ale okazało się, że w systemie już są ich dane - o nieprawidłowościach przy spisie pisze "Gazeta Wyborcza".
Zaczęło się od telefonu. Do mieszkańca Gdańska miał zadzwonić rachmistrz, ale jako że odbiorca nie mógł w tamtym momencie rozmawiać, panowie umówili się na telefon w innym terminie. Czas mijał, ale nikt w sprawie spisu się nie odzywał. W związku z tym mieszkaniec Gdańska sam zadzwonił na infolinię, gdzie dowiedział się, że już się przecież spisał. On i żona.
Jak twierdzi rozmówca "Gazety Wyborczej", z rozmowy z rachmistrzynią okazało się, że zgadzały się tylko nazwisko, imiona i PESEL, reszta danych była "wzięta z kapelusza". Sprawę zgłosił do GUS.
Rzeczniczka urzędu statystycznego w rozmowie z dziennikiem zapewnia, że podobne przypadki nieprawidłowości się zdarzały, ale były jednostkowe. W tym wypadku rachmistrz został zawieszony do czasu wyjaśnienia sprawy.
Samochód albo kara. GUS zachęca Polaków do spisywania się
Narodowy Spis Powszechny trwa do końca września, są to więc już ostatnie chwile na wywiązanie się z obowiązku. Spisać się można już tylko w środę i w czwartek do północy. Większość Polaków już wypełniła obowiązek, ale GUS spodziewa się, że ostatniego dnia nastąpi apogeum liczby spisów.
Spisowi podlegają "osoby fizyczne stale zamieszkałe i czasowo przebywające w mieszkaniach, budynkach i innych zamieszkanych pomieszczeniach niebędących mieszkaniami na terenie Polski oraz osoby fizyczne niemające miejsca zamieszkania". Podlegają mu także "mieszkania, budynki, obiekty zbiorowego zakwaterowania i inne zamieszkane pomieszczenia niebędące mieszkaniami".