Obostrzenia. Nowy sposób na przedsiębiorców, sanepid przychodzi codziennie
Przedsiębiorcy, którzy w ramach desperacji zaczynają otwierać swoje biznesy wbrew rządowym zakazom, są odwiedzani przez sanepid codziennie. Każdego dnia otrzymują też karę na 30 tys. zł. Właściciele twierdzą, że to już nie są kontrole, a nękanie.
Sanepid ma zdusić bunt przedsiębiorców. Do właścicieli otwartych lokali inspekcja przychodzi codziennie i każdego dnia wystawia karę - czytamy w "Gazecie Wyborczej". W rozmowie z dziennikiem Agata Wojtowicz z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej poinformowała, że inspektorzy sanitarni spisują protokół i informują, że serwowanie napoi oraz dań na miejscu to łamanie prawa.
Czytaj też: Podatek od smartfona. Rząd ma spory problem
Problem w tym, że sanepid może nakładać kary do 30 tys. zł codziennie. U jednego z zakopiańskich restauratorów inspektorzy przychodzili przez 8 dni z rzędu. Jeśli za każdy dzień dostanie najwyższą karę, daje to 240 tys. zł do zapłaty.
Dziennik informuje, że nie tylko sanepid, ale także policja dostała w poufnej korespondencji rekomendacje, by wzmóc kontrole. Wszystko przez to, że bunt przedsiębiorców i akcja #otwieraMY przybiera na sile.
Nowe obostrzenia do lutego. Prof. Simon: restauratorzy największymi przegranymi
Na działania rządu w rozmowie z money.pl narzekają hotelarze i restauratorzy. Podkreślają, że są w stanie działać w najwyższym reżimie sanitarnym, ale rząd jest głuchy na te zapewnienia. A przedsiębiorcy przez to są całkowicie pozbawieni dochodu.
Jak mówi nam Jan Wróblewski, współzałożyciel Zdrojowa Invest&Hotels, zamknięte branże są kozłem ofiarnym obecnej sytuacji. Twierdzi, że rząd nie zamyka zakładów pracy czy fabryk, choć tam łatwiej o zarażenie niż w hotelu, bo się to po prostu nie opłaca, bez tych zakładów kryzys gospodarczy byłby znacznie większy.
Jak dodaje, rozumie frustracje restauratorów, hotelarzy i właścicieli stoków narciarskich, którzy przyparci do muru otwierają swoje biznesy, bo "nikt o nich nie dba, a decyzje wobec nich są bezduszne".
Czytaj także: Frontex wycofuje się z Węgier, bo te złamały prawo
Wtóruje mu Jan Latajka, właściciel restauracji Jaśkowa Dolina. - Nie chcę używać zbyt ostrych słów, w takiej sytuacji jeszcze nigdy nie byłem. Ogarnia mnie wręcz jakaś agresja - mówi.
Restaurator oburza się na władze. Twierdzi, że skoro władze są takie solidarne, to powinny zrezygnować z wynagrodzeń i uposażeń. - Niech każdy dostanie 5 tys. zł bezzwrotnej pożyczki i 2 tys. zł postojowego. Niech tak żyją przez pół roku – denerwuje się przedsiębiorca.
- Nie oczekuję żadnej pomocy, żadnej tarczy. Tylko niech rząd pozwoli nam pracować, zarabiać. Niech nie nasyła na nas sanepidu, policji czy innych służb - dodaje Latajka.
Przypomnijmy, rząd zdecydował o wydłużeniu narodowej kwarantanny co najmniej do 14 lutego, ale można spodziewać się, że nie jest to graniczna data. Otwarte od 1 lutego zostaną sklepy w galeriach handlowych oraz muzea i galerie sztuki. Przestaną wtedy też obowiązywać godziny dla seniorów. Reszta bez zmian.