Niemal każdego dnia rządy państw, które nałożyły sankcje na Rosję i wspierających Kreml oligarchów, informują o zajęciu kolejnych jachtów lub innych luksusowych dóbr rosyjskich bogaczy. Akcje mają dowodzić, że kary są szczelne, a przede wszystkim dotkliwe dla ukaranych. Celem nie jest zrobienie rosyjskim miliarderom na złość. Chodzi o to, by ci zaczęli naciskać w taki czy inny sposób na władze kraju o zakończenie rozlewu krwi w Ukrainie.
Prawda jest jednak bardziej mroczna i ukryta w dokumentach korporacyjnych, których upublicznienie może trwać kilka dni — podaje Bloomberg. "Pokazują one, że rosyjscy miliarderzy zmieniają udziały we własności, rezygnują z funkcji w zarządzie i pozbywają się kontroli — wszystko to w ramach wyścigu, aby wyprzedzić urzędników w USA, Wielkiej Brytanii i UE i zrestrukturyzować swoje aktywa, póki jeszcze mogą" - pisze agencja.
Pierwszym przykładem z brzegu niech będzie Aleksiej Mordaszow, uznawany za czwartą najbogatszą osobę w Federacji Rosyjskiej. Tego samego dnia, gdy potentat stalowy został objęty sankcjami, przekazał swojej żonie Marinie kontrolę nad udziałami w londyńskiej spółce wydobywczej Nordgold o wartości ok. 1,1 mld dolarów — podaje Bloomberg. Oligarcha ponadto przeniósł część udziałów o wartości 1,7 mld dolarów w firmie turystycznej TUI AG z cypryjskiej spółki holdingowej do spółki zarejestrowanej na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych.
Michaił Fridman, który został objęty sankcjami UE wraz z Mordaszowem i jego partnerem biznesowym Petrem Avenem, dwa dni później oddał kontrolę nad co najmniej trzema firmami w Wielkiej Brytanii. Przekazał te udziały byłemu pracownikowi LetterOne, firmy inwestycyjnej, której był współzałożycielem — podaje Bloomberg.
Czas sprzymierzeńcem rosyjskich oligarchów
Podobnych przykładów próby ucieczki przed skutkami sankcji agencja przytacza dużo więcej. Bloomberg wskazuje, że oligarchowie korzystają z doświadczeń nabytych po pierwszej napaści Rosji na Ukrainę w 2014 r., gdy doszło do aneksji Krymu.
Dziennikarze zwracają uwagę, że biznesmeni mają sporo czasu na to, by ukryć majątek, nawet po ogłoszeniu sankcji. Bo te wymagają np., by firmy przekopywały się przez warstwy własności korporacyjnej, by znaleźć, zamrozić i zgłosić konta właścicieli, którzy są na "czarnej liście". Działać muszą zgodnie z wszystkimi formalnościami. A to trwa.
"Instytucje finansowe mogą potrzebować czasu na zidentyfikowanie kont powiązanych z osobą objętą sankcjami, które nie są jeszcze powszechnie znane" - mówi dla agencji Bloomberg Howard Mendelsohn, dyrektor ds. klientów w firmie Kharon, która zajmuje się tworzeniem sieci powiązań wokół osób objętych sankcjami.
Czas, jak twierdzi Mendelsohn, działa na korzyść oligarchów. "Ktoś, na kogo nałożono sankcje, może wykorzystać ten fakt jako okazję do zatrudnienia prawników, rozważenia zmian własnościowych i innych przesunięć aktywów" - mówi ekspert.