I tyle zostało z prognoz. Ekspert aż musiał w sklepie zrobić zdjęcie
Ceny masła, które jest zaliczane do podstawowych produktów, to dla konsumentów zawsze gorący temat. Na początku roku mieliśmy do czynienia z dużymi podwyżkami. Eksperci ostrzegali, że w święta może zostać przebity pułap 10 zł za kostkę i sięgnąć nawet 12 zł. Te prognozy jednak ewidentnie się nie sprawdziły.
Na początku tego roku produkt mocno drożał od miesięcy i to mimo grudniowej rządowej interwencji na rynku.
W połowie grudnia ubiegłego roku Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych, by ustabilizować ceny masła, sprzedała ok. 1000 ton masła. Decyzję podjął Donald Tusk, którego - jak wynikało z sondażu przeprowadzonego przez Instytut Badań Pollster na zlecenie "Super Expressu" - Polacy obwiniali za podwyżki (52 proc.).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Znany miliarder ujawnia po latach. "Stracona okazja"
Sprzedaż masła z zapasów nie pomogła.
Co do prognoz cen masła, to przyszedł czas na wyznaczenie nowego progu psychologicznego - 12 zł w cenie regularnej i nie mniej niż 8,99 zł w promocji. Myślę, że ten poziom osiągniemy do Wielkanocy - mówił Piotr Biela z Grupy Blix.
Te prognozy jednak zupełnie się nie sprawdziły, o czym informuje Rafał Mudry, ekonomista. Na platformie X pokazuje zdjęcie, które wykonał podczas przedświątecznych zakupów. Masło w promocyjnej cenie kosztuje poniżej 5 zł.
W ubiegłym tygodniu wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak alarmował, że "duże sklepy osiągają nadmiarowe zyski ze sprzedaży masła i jaj pomimo spadku cen tych produktów w hurcie". - Tą sprawą powinien zająć się UOKiK - ocenił.
- Cena masła na przełomie listopada i grudnia była na poziomie mniej więcej 860 euro za 100 kg masła w kostkach. Ta cena na dzień dzisiejszy plasuje się w mleczarniach na poziomie o ponad 100 euro mniej. To jest mniej więcej 730-740 euro - stwierdził Kołodziejczak na briefingu prasowym w Warszawie.
Minister uważa, że sieci handlowe wykorzystują swoją dominację na rynku i nie opuszczają cen. - Mam pretensje o to. Możemy tutaj także mówić o nadmiarowych zyskach dla sklepów wielkopowierzchniowych, które zarabiają bajońskie sumy pieniędzy na Polakach - grzmiał wiceminister.