Przedsiębiorcy o deregulacji: nowe ustawy nadal nie są konsultowane z biznesem
Deregulacja miała ułatwić życie przedsiębiorcom i stać się impulsem dla polskiej gospodarki. Tymczasem firmy alarmują, że nowe ustawy nadal powstają bez realnych konsultacji, a kluczowe problemy – niestabilność prawa i uznaniowość urzędników – pozostają nierozwiązane.
Eksperci, którzy zabrali głos podczas – organizowanego przez Polskie Stowarzyszenie ESG – Forum Innowatorów Biznesu 2025, nie mają wątpliwości: bez zmiany sposobu tworzenia i stosowania prawa deregulacja pozostanie tylko hasłem. W panelu "Deregulacje jako siła napędowa polskiej gospodarki – jakie najważniejsze zmiany zostały przyjęte i jakie są planowane w kolejnych latach?" wzięli udział przedstawiciele strony rządowej, biznesu oraz prawnicy. Najważniejsze wnioski? Deregulacja wyraźnie ruszyła, ale biznes nie czuje, że stoi w centrum zmian. Zbyt wiele ustaw nadal powstaje bez wystarczającej rozmowy z tymi, którzy mają się do nich stosować.
Deregulacja wciąż poza firmami
Kiedy w 2024 roku ruszał proces deregulacyjny, towarzyszyła mu obietnica, że wreszcie uda się uporządkować chaotyczne prawo gospodarcze, uprościć procedury i odzyskać przewidywalność. Pierwszy pakiet zmian, który wszedł w życie w 2025 r. i objął ponad 40 propozycji w różnych obszarach, takich jak uproszczenie kontroli firm, likwidacja biurokracji czy poprawa zasad tworzenia prawa gospodarczego, miał być sygnałem: państwo zaczyna działać inaczej. Jednak atmosfera podczas Forum Innowatorów Biznesu 2025 sugerowała, że dla przedsiębiorców to dopiero początek drogi.
Jak podkreśla Dariusz Standerski z Ministerstwa Cyfryzacji, kluczowym efektem pierwszego roku deregulacji jest zmiana sposobu myślenia administracji.
– Na każdą regulację, zanim ją wprowadzimy, patrzymy kilka razy i szukamy miejsc, w których można uprościć proces. To jest jakościowa zmiana w legislacji – nie ma wątpliwości.
Odchodzenie od przestarzałych procedur i lepsze wykorzystywanie technologii postępuje, tak jak się to dzieje w przypadku automatycznych procesów w mObywatelu czy dostępu do rejestrów państwowych. To jednak perspektywa systemowa, odległa od codzienności wielu firm.
Dialog ograniczony do wybranych
W projekcie SprawdzaMy, jednym z największych obywatelskich przedsięwzięć deregulacyjnych, przeanalizowano 487 propozycji zmian. Rafał Wojciechowski, Chef Legal Officer projektu podkreśla ogrom pracy i wagę dialogu, jaki udało się zbudować.
– Każdy postulat był omawiany godzinami. Jeśli coś odrzucono, to z przekonującym uzasadnieniem. Ta energia może być fundamentem na lata – nie ma wątpliwości.
Jednak to doświadczenie dotyczyło jedynie wycinka legislacji – tego, który trafił do struktury projektowej. Poza nią wiele ustaw nadal powstaje przy minimalnym udziale biznesu.
Małe i średnie firmy, zwłaszcza te spoza dużych organizacji, sygnalizują, że deregulacja dzieje się obok nich. Dla wielu przedsiębiorców zmiany są "niewidoczne" i "zbyt powierzchowne".
Prawo zmienia się szybciej niż firmy
W debacie wielokrotnie powracał wątek niestabilności regulacyjnej. To problem, którego same pakiety deregulacyjne nie są w stanie rozwiązać.
Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP ujął to metaforycznie: – Można posprzątać liście, które już spadły. Problem w tym, że cały czas spadają nowe.
Deregulacja – zdaniem Kamila Sobolewskiego – usuwa skutki, lecz nie dotyka źródła problemu – nadprodukcji prawa. Brakuje ograniczeń, które powstrzymywałyby szybkie wdrażanie kolejnych regulacji.
– W pół roku mogą się zmienić dwa akty prawne, które wywracają firmie cały biznesplan. Żadne uproszczenia tego nie zrównoważą – przekonuje ekonomista.
Z nadregulacją – jak wskazują eksperci – mierzy się m.in. branża tytoniowa. Tylko w ostatnich dwóch latach rząd procedował kilka ustaw mających istotny wpływ na ten sektor. Obecnie trwają prace m.in. nad ustawą zakazującą aromatów w saszetkach nikotynowych, która budzi bardzo dużo emocji i sprzeciwów strony społecznej oraz wywołuje pomiędzy poszczególnymi resortami. Swoje uwagi do projektu zgłaszają m.in. Ministerstwo Rolnictwa, Ministerstwo Finansów, a nawet samo Rządowe Centrum Legislacji.
Problemem jest także interpretacja przepisów – różna, często przypadkowa, zależna od urzędu i urzędnika.
– Mamy dobre regulacje, które są źle stosowane. To jest największe ryzyko przedsiębiorców. Jedna błędna interpretacja potrafi kosztować firmę miliony. Dlatego prawo musi być nie tylko dobrze napisane, ale też dobrze rozumiane – zwraca uwagę Anna Partyka-Opiela, radca prawny, partner w Kancelarii Rymarz Zdort Maruta.
Konieczne są: edukacja administracji, ujednolicenie praktyk i budowanie kultury dialogu, a nie konfrontacji między urzędami a biznesem.
Bariery w dostępie do państwa
Jak wskazuje Marcin Cichy, dyrektor zarządzający Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej, deregulacja nie uwzględnia jednej praktycznej bariery: małe i średnie firmy zagraniczne zderzają się nie tylko z procedurami, lecz także z barierą językową i brakiem dostępu do informacji.
– Duże korporacje mają kancelarie i doradców. Mały producent armatury czy materacy nie ma. A kontakt z urzędem bywa dla niego barierą samą w sobie – zauważa.
Przedsiębiorcy często nie są nawet dopuszczani do dialogu. – Spotkania z administracją trudno zorganizować. A jeśli już do nich dochodzi, to na bardzo niskim szczeblu – wskazuje Marcin Cichy.
To pokazuje, że deregulacja, aby działać, musi objąć także praktyczne aspekty dostępu do państwa.
Rząd: prawo łatwo uprościć, trudniej wdrożyć
Podczas debaty wybrzmiewał również głos administracji, która musi równolegle obsłużyć nowe obowiązki i zmieniające się procesy. Robert Brochocki, wiceprezes Rządowego Centrum Legislacji, odpierał zarzuty dotyczące słabej jakości ocen skutków regulacji.
– OSR to nie formalność. To narzędzie, które ogranicza nakładanie nowych obowiązków. Każda regulacja to koszt po stronie administracji – podkreśla.
Kluczem jest nie tyle tempo zmian, co ich rozsądna analiza. – Nie chodzi o to, by ogłosić zasadę dwa za jeden. Chodzi o to, by obowiązki były równoważne i realne – mówi Robert Brochowski.
Deregulacja jest swoistym papierkiem lakmusowym relacji państwo-biznes.
– Najważniejsza zmiana zaszła w instytucjach. Powstała nowa ścieżka myślenia o regulacjach – bardziej uważna, bardziej świadoma obciążeń – wskazuje Jakub Bińskowski, dyrektor Departamentu Prawa i Legislacji, ZPP. I dodaje jednocześnie: – Oczekiwania przedsiębiorców rosną jednak szybciej niż możliwości legislacji.
Dialog pomiędzy stronami – choć coraz częstszy – nadal nie jest równy. Część resortów prowadzi go wzorowo. Inne nadal trudno otworzyć na biznes.
Co dalej z deregulacją?
Z debaty wyłaniają się trzy kluczowe potrzeby. Przede wszystkim konsultacje powinny się odbywać przy każdej ustawie, a nie tylko przy wybranych projektach. Biznes potrzebuje możliwości zabrania głosu w stałym procesie. Jednolite stosowanie prawa to konieczność. Bez uspójnienia interpretacji nawet najlepsze przepisy będą działać nierówno. I po trzecie, ocena skutków deregulacji powinna być powtarzana po 1-2 latach. – Skoro obiecano efekty, trzeba sprawdzić, czy się pojawiły – wskazuje Kamil Sobolewski.
Deregulacja pokazała, że współpraca państwa i przedsiębiorców jest możliwa. Z drugiej strony – jak ujął to jeden z panelistów – "przedsiębiorcy zaczynają widzieć ruch po stronie administracji, ale wciąż stoją w kolejce, by zostać wysłuchani".
Jeśli deregulacja ma być siłą napędową gospodarki, musi przestać być projektem, a stać się codziennym sposobem pracy legislacyjnej. I to właśnie – nie pakiet ustaw – będzie jej prawdziwym sprawdzianem.