Na śniadaniu prasowym na Uniwersytecie Warszawskim poruszono temat ostatnich przełomów technologicznych na rynek pracy. Zmiany te są brane pod lupę przez naukowców nie od dziś.
Mniej więcej od 20 lat jest podejście, żeby patrzeć na to, jak one wpłynęły na rynek pracy. Najpierw była komputeryzacja, potem rozwój internetu i oprogramowania, chmury. Przez cały czas przewijała się też najpierw robotyzacja, a potem uczenie maszynowe. Zmian więc było dużo, natomiast dotychczas mówiło się o tym, że służą one automatyzacji pracy – zauważa dr Wojciech Hardy z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, członek zespołów Digital Ekonomy Lab i Labfarm i Polskiego Ośrodka Ekonomii Kultury.
Badacze dlatego też skupiali się na analizie pracy pod kątem zadań fizycznych i kognitywnych (abstrakcyjnych) lub też rutynowych i nierutynowych. Dotychczas technologia miała odciążać pracowników od działań rutynowych. Wszystko jednak zmienił najpierw algorytmizacja, a następnie rozwój sztucznej inteligencji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jedno jest pewne: zmiany
Nie oznacza to jednak wcale, że natychmiast spora grupa pracowników zostanie wypchnięta z rynku pracy i już się na nim nie odnajdzie. Bo jak pokazuje historia, choć część zawodów traci znaczenie lub znika z rynku, to jednak wykonujące je osoby najczęściej przekwalifikowują się.
Poza tym pojawiają się przecież miejsca pracy, których w przeszłości nikt nie mógł przewidzieć. Dobrym przykładem są prompt inżynierowie (prompt engineers), czyli osoby specjalizujące się we wpisywaniu odpowiednich poleceń do chatbota.
Wciąż nie mówimy o całych zawodach, które będą automatyzowane, tylko automatyzacji poszczególnych zadań. Nie mówiłabym o "zanikaniu" zawodów, tylko raczej o ich przekształcaniu pod wpływem rozwoju sztucznej inteligencji – mówiła podczas spotkania na Uniwersytecie Warszawskim Satia Rożynek, doktorantka UW w dyscyplinie ekonomia i finanse.
Czego tak naprawdę boją się ludzie?
Na nasze obawy w związku z pracą wpływa nie to, co rzeczywiście dzieje się na rynku pracy w wyniku przełomów technologicznych, lecz samo nasze wyobrażenie o tym, co może się wydarzyć.
– Dużą rolę w tym wypadku odgrywa sposób przedstawienia zmian w mediach i opowieść o nich, jak również to, w jaki sposób organizacja, w której pracujemy, wprowadza te zmiany i jak o tym informuje. To może sprawić, że osoby, których stanowiska rzeczywiście są zagrożone, mogą sobie wręcz nie zdawać z tego sprawy, bo będą mieć nieco inny obraz w głowie – wskazała Satia Rożynek.
Tu znów jednak naukowcy odwołali się do historii, a ta wskazuje, że wraz z falami automatyzacjami nie pojawiał się masowy wzrost bezrobocia. Podali też przykład, że obecnie wpływ robotyzacji na rynek pracy jest zróżnicowany: w niektórych krajach był on negatywny, w innych – pozytywny, a w kolejnych – neutralny.
Nie znamy też jeszcze wpływu sztucznej inteligencji, bo ona jest nowa. Jesteśmy na początku tej przemiany, więc dziś nie możemy ustalić wpływu ekspozycji AI na zatrudnienie – podkreśliła badaczka.
Wydaje się, że boimy się przede wszystkim wpływu technologii na społeczeństwo, ale na nas, jako jednostki, już niekoniecznie. W Wielkiej Brytanii zrealizowano badanie, z którego wynikało, że 75 proc. respondentów obawiało się wpływu maszyn na społeczeństwo, ale tylko co dziesiąty realnie bał się w tym kontekście o swój zawód.
Badania wykonywane na Wyspach, ale też w Stanach Zjednoczonych i w Niemczech, wskazały, że procesów automatyzacji obawiają się głównie osoby ze słabszą pozycją na rynku pracy, wynikającą z np. niższego wykształcenia, mniejszych dochodów czy typu umowy zatrudnienia. Co ciekawe, młodsze pokolenie bardziej obawia się automatyzacji niż starsi.
Scenarzyści vs. sztuczna inteligencja
Dotychczas na rozwiniętych rynkach był obserwowany negatywny wpływ robotyzacji, ale inny, niż można się było spodziewać. Otóż firmy wprowadzające roboty rozrastały się i wypychały z rynku mniejsze przedsiębiorstwa, przez co pośrednio wpływały na ich zatrudnienie.
Kto może się obawiać o utratę pracy?
Byłbym bardzo ostrożny w próbowaniu przewidzieć, kto zostanie zastąpiony. W zasadzie do tej pory było tak, że upubliczniano badanie, które wskazywało, że np. za 10 lat połowy pracy już nie będzie. To się dobrze rozchodziło, ale jak minął czas, to nie widać, żeby nie było komu pracować – mówi dr Wojciech Hardy.
Faktem jest, że niektórzy już teraz obawiają się o swoją przyszłość. Jako przykład badacze podają scenarzystów w Hollywood, którzy w ostatnim czasie protestowali, by poprawić swoje warunki zatrudnienia. Walczyli m.in., by scenariusze mogli pisać wyłącznie ludzie, a nie sztuczna inteligencja. Apelowali też o wytyczne co do zakresu używania AI w procesie powstawania produkcji filmowych.
Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl