Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Porozumienie z Iranem. "Ciągle brakuje nam demokracji"

0
Podziel się:

Myślę, że teraz, po porozumieniu, będzie żyło się lepiej - mówi Irańczyk, Dariush Bazazian. Chociaż z pewnością jeszcze nie tak dobrze, jak byśmy tego chcieli. Ciągle wielu ludzi wyjeżdża z Iranu i nawet jeśli ten reżim sprawi, że kraj wyjdzie z ekonomicznego kryzysu, to nie poczujemy się wolni.

Porozumienie z Iranem. "Ciągle brakuje nam demokracji"
(Joanna Skrzypiec)

Myślę, że teraz, po porozumieniu, będzie żyło się lepiej - mówi mi Irańczyk, Dariush Bazazian. - Chociaż z pewnością jeszcze nie tak dobrze, jak byśmy tego chcieli. Ciągle wielu ludzi wyjeżdża z Iranu i nawet jeśli ten reżim sprawi, że kraj wyjdzie z ekonomicznego kryzysu, to my nie poczujemy się wolni.

Dariush Bazazian trzy lata temu zarabiał tysiąc dolarów miesięcznie, teraz zarabia trzysta. Trzy lata temu zamierzał kupić mieszkanie w Teheranie, teraz nie stać go na samochód. Ceny w Iranie wzrosły trzykrotnie w ciągu ostatnich trzech lat.

Powód? Właściwie dwa – embargo i ropa naftowa. Mimo szybkiego rozwoju przemysłu, rolnictwa i usług ropa naftowa ciągle stanowi główne źródło dochodów Iranu. To o nią walczył ubóstwiany do dziś premier Mossadek, nacjonalizując w roku 1951 Anglo-Iranian Oil Company. To przez nią obalili go Amerykanie (rola CIA i wywiadu brytyjskiego w zamachu została jednoznacznie potwierdzona). To dzięki drastycznemu wzrostowi cen ropy, w latach siedemdziesiątych XX wieku, ostatni szach Iranu – Mohammad Reza Pahlavi ogłosił, że już wkrótce Iran znajdzie się w pierwszej dziesiątce najbardziej rozwiniętych państw świata. Pod koniec lat 70. rewolucja islamska, prócz haseł islamskich, głosiła żądanie: "krwiopijco, oddaj nam naszą ropę!".

Kto wie, czy to perspektywa bezpłatnej benzyny oraz transportu - bo to właśnie obiecywano - nie przekonała do mułłów większej części społeczeństwa niż sama ich ideologia. Do dziś ten, kto ma władzę, posiada też ropę, a Irańczycy mogą swym surowcem zalać rynek, skutecznie obniżając ceny.

Chociaż, jak zauważa Tomasz Lotz, analityk rynku paliw z Centrum im. Adama Smitha, cena często jest zagadnieniem stricte politycznym. Znaczenie ma tu stanowisko wielu dostawców oraz polityka takich krajów jak Stany Zjednoczone i Rosja. Amerykanie do tańszego surowca już przywykli, zresztą mają swoje łupki. Rosjanom za to o wiele trudniej będzie sprzedawać ropę. Paradoksalnie może się zatem okazać, że Waszyngtonowi z Teheranem po drodze w twardej polityce surowcowej.

Na irańskim rynku polityka surowcowa wygląda dużo prościej: ropa trafia na sprzedaż, a zysk finansuje między innymi rozwój i pomoc socjalną. Tuż po wyborach w 2013 roku pytałam, co zrobi Hasan Rowhani i jak z tych narzędzi skorzysta. - Jestem zdziwiony, że w ogóle pozwolili mu startować – mówił Dariush Bazazian, mając na myśli Strażników Konstytucji uważnie prześwietlających wszystkich kandydatów. - Może dogadali się i jest gwarantem obecnego systemu? A może bali się ogromnych zamieszek, które miały miejsce w Iranie po ostatnim zwycięstwie Ahmadineżada? Może w końcu sam Ahmadineżad był dla nich tak złym doświadczeniem, że zdecydowali się na kogoś w miarę rozsądnego? W każdym razie wszyscy mamy nadzieję, że nastąpią zmiany, choćby ekonomiczne.

Irańczycy, naród kupców, nie mogą funkcjonować we współczesnym świecie, pozostając jednocześnie poza światowym systemem bankowym, z którego w ramach embarga zostali wykluczeni. Ale sankcje odczuwa się też na dużo niższych szczeblach. Mocno cierpi sektor medyczny. - Nawet ci, którzy nazywają siebie klasą średnią, mają problem z leczeniem i płaceniem za leki – wyjaśnia mi Iranka, Maryam Nabavineżad. - Szpitale są w opłakanym stanie. Coraz mniej zarabiamy, coraz więcej Irańczyków zamiast mięsa, ryżu i chleba kupuje makaron, który jest po prostu tańszy.

Irańczycy chcą zmian ekonomicznych, o innych w Iranie na razie trudno mówić. Na teherańskiej ulicy spotkana przeze mnie dziewczyna skarżyła się: - Ciągle brakuje nam demokracji. Brakuje też wolności słowa. W hotelowym pokoju, korzystając z internetu, nie mogłam wejść na większość stron zachodnich, także polskich.

W Iranie nie ma systemu prezydenckiego, w którym prezydent sprawuje rzeczywistą i najwyższą władzę. Wszystko opiera się na opracowanej w latach 70. przez Chomeiniego teorii "zwierzchnictwa uczonego w prawie – rządów islamskich". Zgodnie z tą doktryną władzę w państwie islamskim sprawuje Najwyższy Przywódca, którym może być tylko uznany duchowy i naukowy autorytet. Jego słowo jest prawem, z jego decyzjami się nie dyskutuje. Nie mianuje prezydenta, ale może go w każdej chwili odwołać. I w tej strukturze Hasan Rowhani po wyborach musi się odnajdywać. W takim kraju jak Iran wszystko zależy od polityki. Jeśli chcemy wiedzieć, w którą stronę pójdzie irańska gospodarka, musimy przyglądać się, jaką politykę prowadzi obecny prezydent.

Zniesienie embarga i lepsze relacje ekonomiczne z Zachodem były od początku jednymi z głównych celów Hasana Rowhaniego. Obecne porozumienie zwiększa jego autorytet i umacnia pozycję. Zdaniem wielu Irańczyków nawet najmniejszy postęp w rozmowach z Zachodem poprawi ich sytuację. - Władze irańskie zdają się to rozumieć - mówi Zbigniew Pisarski, prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego. – Obu stronom zależy na unormowaniu stosunków. Stany Zjednoczone potrzebują dodatkowych sojuszników na Bliskim Wschodzie, aby zrównoważyć uzależnienie od relacji z Izraelem, Arabią Saudyjską i Egiptem - dodaje.

Społeczeństwo irańskie, w przeciwieństwie do władzy, jest dosyć pozytywnie nastawione do USA. Chociaż prezydent Rowhani reprezentuje tych samych Ajatollahów co jego poprzednik Mahmud Ahmadineżad, od początku przejawia znacznie bardziej kompromisowe podejście do Amerykanów. Nie bez znaczenia pozostaje to, że Barack Obama u schyłku swej prezydentury chce się zapisać w historii, odblokowując patowe relacje z Iranem oraz Kubą. Przytłoczony embargiem Iran potrzebuje nowych technologii. To rynek wygłodniały, uzależniony od energetycznych surowców. To także duży rynek zbytu – od 1979 roku liczba mieszkańców się podwoiła, a władza ciągle naciska, by przyrost naturalny był jak największy. To kraj odizolowany, ale szukający alternatyw i nowych partnerów. Na razie największym i najefektywniejszym pozostają Chiny. Pekin inwestuje w irańską infrastrukturę, sprzedaje swoje produkty i ta współpraca będzie się pewnie zacieśniać.

- Przywódcy zachodni powinni zrozumieć, że Iran nie chce się izolować – mówi Maciej Grzegrzółka, podróżnik, przewodnik po Iranie. Jak przypomina, wszystko szło w dobrym kierunku jeszcze na przełomie wieków, za prezydentury Chatamiego, najbardziej liberalnego ze wszystkich dotychczasowych irańskich prezydentów, kiedy to nagle i niespodziewanie (nawet dla własnego Departamentu Stanu) prezydent George W. Bush zaliczył Iran do państw "osi zła"', wpychając kraj z powrotem w ręce konserwatystów. - Kiedy byłem w Iranie kilkanaście lat temu, za dolara płacono nieco ponad tysiąc riali, byłem niedawno i płacono trzydzieści pięć tysięcy, teraz pewnie jeszcze więcej – mówi Grzegrzółka. - Dodatkowo Irańczyków irytuje fakt, że na embargu bogaci się długi łańcuch pośredników - zarówno irańskich, jak i zagranicznych. Bo chociaż w Iranie wszystko można kupić, towar często przybywa do kraju okrężną drogą, przez Tadżykistan czy Uzbekistan. A im dłużej podróżuje, tym bardziej rośnie jego cena – dodaje Grzegrzółka.

Rowhani nie jest rewolucjonistą i nikt od niego rewolucyjnych zmian nie oczekuje. Ale Irańczycy chcą przynajmniej, by za jego prezydentury przeciętny obywatel znów mógł zaprosić gości do domu i podać im tacę pistacji. Bo dzisiaj dla wielu ten odwieczny zwyczaj staje się luksusem. - Myślę, że teraz, po porozumieniu, będzie żyło się lepiej - mówi Dariush Bazazian. - Chociaż z pewnością jeszcze nie tak dobrze, jak byśmy tego chcieli. Ciągle wielu ludzi wyjeżdża z Iranu i nawet jeśli ten reżim sprawi, że kraj wyjdzie z ekonomicznego kryzysu, to nie poczujemy się wolni.

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)