Wzięli udział w konkursie NCBR, teraz są na skraju bankructwa. Twierdzą, że padli ofiarą "miotły" po PiS
Spółki, które wzięły udział w konkursie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (NCBR) "szybka ścieżka - Innowacje cyfrowe", stoją dziś na skraju bankructwa - pisze "Gazeta Wyborcza". Przedstawiciele firm twierdzą, że stali się ofiarami "sprzątania" po rządach PiS.
Budżet programu NCBR wynosił 800 mln zł. Jego założeniem było stworzenie innowacyjnych produktów i usług z obszarów cyberbezpieczeństwa, cyfrowych technologii kreatywnych oraz cyfryzacji przemysłu. Centrum znalazło się jednak po zmianie władzy w Polsce pod lupą śledczych. Stawiane są zarzuty dotyczące m.in. łapówkarstwa za przyznanie dotacji.
Na aferze cierpią jednak również spółki, które zdobyły pieniądze na swoje projekty, uczestnicząc w konkursie. "Gazeta Wyborcza" podaje, że "za drobne, a czasem nawet nieistniejące nieprawidłowości, muszą zwracać miliony złotych z przyznanych im pieniędzy". Twierdzą, że padły ofiarą "porządków" po rządach PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Biznes na sprzedaży okularów. "Marże nawet 90%" - Mateusz Matula, prezes Kodano w Biznes Klasie
- Przez dwa dni zalegaliśmy do ZUS z opłatą 3,5 tys. zł. Nie miałem o tym pojęcia, a gdy tylko się dowiedziałem, księgowi natychmiast uzupełnili brak - opowiada dziennikowi Artur Kurasiński, który otrzymał grant na finansowanie swojego projektu od NCBR. - Za to NCBR chce od nas zwrotu 1,8 mln zł, które już otrzymaliśmy i wstrzymał wypłatę obiecanych 2,7 mln zł - powiedział.
Małe, ale kosztowne błędy
Kurasińki wyjaśnia w rozmowie z "GW", że NCBR w większości przypadków zwlekało z wypłaceniem pieniędzy. W tym czasie wraz ze wspólnikami finansował projekt innowacyjnego systemu do gier RPG z własnej kieszeni.
- Zwolniliśmy 30 osób. Moi prawicy mówią, że to jest do wygrania w sądzie, ale za jakieś 7-8 lat, bo tyle te sprawy trwają. Teraz jestem wzywany na przesłuchania, a ministra Pełczyńska-Nałęcz mówi publicznie, że robię "ewidentne szwindle" - powiedział dziennikowi.
Gazeta podaje dużo więcej podobnych historii. - My przez kilka miesięcy mieliśmy zaległość 3,4 tys. zł wobec ZUS. Zwykła pomyłka. I teraz mamy zwrócić 800 tys. zł dotacji. Płatność przeoczyła księgowa i natychmiast ją uzupełniła. Przecież to by było idiotyczne: ryzykować 800 tys. dla 3,4 tys. Zwłaszcza że mieliśmy wtedy na koncie VAT kilkadziesiąt tysięcy zapasu - mówi z kolei Sebastian Zieliński, który od ponad 10 lat tworzy programy szkoleń w wirtualnej rzeczywistości w rafineriach i na podobnych instalacjach technicznych.
Co na to Narodowe Centrum Badań i Rozwoju? "NCBR twierdzi, że właściciele spółek wprowadzili centrum w błąd: w momencie podpisania umowy twierdzili, że ich firmy nie mają zaległości w ZUS albo Urzędzie Skarbowym, a w rzeczywistości ją miały" - czytamy w poniedziałkowym "GW".