Inflacja w sierpniu nie osiągnęła jednocyfrowego poziomu, który był jednym z warunków obniżki stóp procentowych podanych przez szefa NBP. Wzrost cen zatrzymał się na poziomie 10,1 proc. Ekonomiści jednak nie mają wątpliwości, że nie przeszkodzi to Radzie Polityki Pieniężnej w podjęciu decyzji o obniżkach już na najbliższym posiedzeniu we wrześniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
RPP obniży stopy procentowe we wrześniu? Ekonomiści nie mają wątpliwości
Czy decyzja jest już więc przesądzona? - Chociaż jasno postawione założenia nie zostały spełnione, to jednak nie da się ukryć, że inflacja wyraźnie i mocno spada, a dodatkowo w rozważania wkradają się również czynniki raczej mniej związane z gospodarką - wyjaśnia Michał Stajniak, analityk XTB.
Zauważa on, że stopy procentowe w Polsce są utrzymywane na wysokim poziomie już niemal przez rok, ale z drugiej strony inflacja jest wciąż "uporczywie wysoka".
To, czy mamy inflację 10,1 proc., czy 9,9 proc. nie ma żadnego znaczenia. Jest to bardzo wysoka i wynosi 4-krotność celu inflacyjnego (2,5 proc. - przyp. red.). Z drugiej strony dla gospodarki nie ma też wielkiego znaczenia czy faktycznie dojdzie do obniżki stóp procentowych o 25 punktów bazowych. Jedynie dłuższy cykl faktycznie dla gospodarki będzie miał znaczenie, ale wpłynie też jednocześnie na opóźnienie osiągnięcia celu inflacyjnego. A ten cel jest bardzo odległy - przypomina Michał Stajniak.
W lipcowej prognozie NBP szacuje, że celu nie osiągniemy nawet do końca 2025 r. Z kolei zdaniem Ministerstwa Finansów na średnioroczną inflację rzędu 2,5 proc. przyjdzie nam czekać jeszcze cztery lata do 2027 r.
Gospodarka Polski słabnie
Niemniej, jednym z argumentów, który może użyć Rada jest słabnąca gospodarka naszego kraju. Najświeższy przykład słabych wskaźników widzieliśmy w piątek rano. Indeks PMI dla przemysłu spadł kolejny miesiąc z rzędu. Ekonomiści ING Banku Śląskiego wymieniają trzy powody, które mogą skłonić NBP do działania we wrześniu:
- Jesteśmy na ścieżce do wyraźnie jednocyfrowej inflacji we wrześniu, a dodatkowo jej przebieg w drugiej połowie 2023 r. będzie zbliżony albo nieco niższy niż wskazywała to lipcowa projekcja NBP, co RPP uzna za realizację oczekiwanego scenariusza dezinflacji.
- Tempo PKB w II kw. 2023 było niższe od projekcji NBP, a dane o aktywności gospodarczej w Polsce i Europie sugerują odsuwanie się odbicia gospodarczego raczej na końcówkę roku, więc stan koniunktury w II połowie 2023 będzie wciąż słaby.
- W krótkim okresie planom RPP sprzyjają silne trendy dezinflacyjne w globalnych łańcuchach dostaw, które skutkują dużym spadkiem oczekiwań inflacyjnych firm, a te tendencje są wciąż mocniejsze niż odbicie cen ropy oraz pszenicy.
"Dlatego NBP obetnie stopy o 50-75 pb. w tym roku, a cykl luzowania może kontynuować w 2024 r." - zaznaczają specjaliści ING.
To nie jest dobry czas na taką decyzję?
Dodają jednak przy tym, że "obraz inflacyjny w Polsce nie jest jednak jednoznacznie pozytywny".
Wskaźnik inflacji bazowej w Polsce spada istotnie wolniej niż regionie, w 2024 r. oczekiwany jest ok. 20 proc. wzrost pensji minimalnej oraz planowane jest duże poluzowanie fiskalne. Gdy wygaśnie sprzyjający wpływ spadających cen zewnętrznych, trwałe sprowadzenie inflacji do celu będzie trudne - przewidują.
Podobnego zdania jest Michał Stajniak. - Sytuacja gospodarcza w Europie nie jest najlepsza i niemal wszędzie obserwujemy bardzo słabe odczyty indeksów PMI. Odbija też inflacja, ale bankierzy ze strefy euro nie są już tacy pewni, czy kolejna podwyżka jest faktycznie potrzebna. Z drugiej strony inflacja w krajach nadbałtyckich jest już niższa niż w Polsce, więc EBC też tak dużej presji na podwyżki już nie ma. To pokazuje jednak, że mając inflację rzędu 10,1 proc., na obniżki stóp procentowych jest jednak zbyt wcześnie - przestrzega.
Obniżka stóp - kontrowersje
Wśród ekonomistów powstały dwa obozy. Jedni uważają, że inflacja będzie opadać w kolejnych latach. Inni są zdania, że może nas czekać negatywne zaskoczenie, a uporczywość wzrostu cen nad Wisłą będzie trwać i to do tego stopnia, że w 2024 r. mogą nas czekać nie obniżki, a podwyżki stóp. Także amerykański bank Goldman Sachs jest zdania, że po wyborach NBP będzie w tej kwestii bardziej jastrzębi, niż jest teraz, co może wskazywać na upolitycznienie decyzji Rady i "zrobienie prezentu" przed wyborami partii rządzącej.
- Będzie to propagandowy prezent - a władza będzie mogła mówić, że wychodzimy na prostą. Ale jest to gospodarczy sabotaż. Władza w ten sposób niszczy mechanizmy, które powinny normalnie funkcjonować w gospodarkach rynkowych. Oszukuje samą siebie. Pamiętajmy, że Polska odznacza się jedną z najwyższych inflacji w całej Europie. Nie przypominam sobie sytuacji, żeby ktoś przy takim wzroście cen zapowiadał obniżki stóp procentowych - mówił w rozmowie z money.pl Janusz Steinhoff, b. minister gospodarki, ekspert BCC ds. energetyki.
Według niego dla rynków jest to "sygnał absurdalny". - Wszystko to jest podyktowane upolitycznieniem wszystkich struktur państwa. Mówię to z wielkim smutkiem, ale pan Glapiński jest funkcjonariuszem Prawa i Sprawiedliwości, oddelegowanym do NBP. Jest to bardzo smutny obraz państwa - zresztą niesamowicie niebezpieczny, bo choć wmawia się nam, że to wszystko robi się dla dobra społeczeństwa, to jestem przekonany, że polskiemu społeczeństwu za takie działanie przyjdzie zapłacić. I to wysoką cenę - ostrzegał.
Z kolei Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion pisał w money.pl, że z ekonomicznego, gospodarczego punktu widzenia obniżka wtedy, kiedy inflacja jest na poziomie nieco niższym niż 10 proc., byłaby "mało rozsądna".
- Indeks surowców (CRB) zyskał od czerwca ponad 10 proc., ropa zdrożała o 20 proc. A pamiętać trzeba, że podczas obrad biura politycznego Komunistycznej Partii Chin obiecano w ostatnim tygodniu wspomóc gospodarkę chińską szerokim wachlarzem bodźców. Rozwój tej gospodarki może być czymś, co Amerykanie określają mianem blessing in disguise (błogosławieństwa w przebraniu - przyp. red.), bo szczęściem byłoby wspomożenie gospodarki globalnej (w tym niemieckiej, a za jej pośrednictwem polskiej), a nieszczęściem to, że gospodarka chińska jest potężną pompą ssącą surowce i inne towary, co znacznie utrudni opanowania inflacji - argumentował.
Jego zdaniem poza tym lokalnym, polskim problemem jest wzrost płac. W 2024 roku płaca minimalna w lipcu wzrośnie do 4300 zł (w styczniu do 4242 zł), czyli o 20 proc., a to pchnie w górę inne wynagrodzenia.
- Inaczej mówiąc - wiele jeszcze jest przed nami, a obniżanie stóp po to, żeby za chwilę je musieć podnosić, jest zadecydowanie niesensowne i nieprofesjonalne - podsumował ekspert.