"Komentarz pisany w rozkroku". Co ze złotym i giełdą po wyborach? [OPINIA]
Pisanie tekstu tuż po ogłoszeniu wyników exit poll zapowiadało się na frustrującą i jałową pracę, bo przecież wszystkie sondaże przed II turą zapowiadały nieznaczne różnice. Realne wybory mogą się nawet drastycznie różnić od wyników exit poll. Komentarz jest pisany w rozkroku - wskazuje w opinii dla money.pl Piotr Kuczyński.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Oczywiście skupię się (prawie) wyłącznie na gospodarce i rynkach finansowych. Każdy ma poglądy polityczne zahaczające o światopogląd, ale postaram się, żeby mój światopogląd w niewielkim stopniu wpłynął na tekst komentarza. Oczywiste jest jednak, że jeśli śladową liczbą głosów wygra Rafał Trzaskowski (tak jak w tej chwili, czyli o 21:05) to druga strona to oprotestuje i dojdzie to do nieuznawanej izby Sądu Najwyższego. Ale tym niech martwią się już politycy i prawnicy.
Kogo będzie musiał przekonać nowy prezydent i rząd?
Jedną uwagę nie ze swojej branży muszę jednak zrobić. Widać było w pierwszej turze wyborów, że młodzi ludzie głosowali na panów Mentzena i Zandberga. W finale wyborów też z pewnością da się to zauważyć. Politolodzy mówią o "młodych wściekłych mężczyznach", którzy chcą zmiany i głosują na każdego, kto ją obieca. Nie jestem politologiem, ale analityk to ponoć nie tylko zawód, ale i charakter.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Biznes bez produktu. Absurd? Raczej genialny plan - Wiktor Schmidt w Biznes Klasie
Warto więc o tym napisać, bo przecież ten rząd będzie z nami przez 2,5 roku. Powinien o tym elektoracie pamiętać. Ci "młodzi, wściekli" muszą zobaczyć we władzy, w rządzie i prezydencie, ludzi, którzy o nich zadbają. To trudne zadanie, bo pięćdziesięciolatkowie blokują im drogę awansu, a doskonale wykształcone kobiety niekoniecznie widzą w nich partnerów. Od młodości mają "pod górkę" (vide film "Dojrzewanie" na Netflixie). Tak więc zadanie przed władzą trudne, ale nie niemożliwe. Jeśli się z niego nie wywiąże to przegra następne wybory.
Wracam na swoje poletko. Będę się też nieco powtarzał, cytując część tego, co pisałem po pierwszej turze wyborów. Pisałem wtedy, że wygrana Rafała Trzaskowskiego zapewni aksamitną współpracę rządu z prezydentem do czasu wyborów parlamentarnych w listopadzie 2027 roku. Prezydent i rząd będą się starali uzgodnić gospodarcze pomysły tak, żeby nie powstawało wrażenie pojawienia się zjawiska określanego mianem "szorstkiej przyjaźni". Po 2027 roku prezydent będzie miał jeszcze trzy lata do walki o drugą kadencję, a to dużo czasu, żeby pokazać niezależność.
Polacy stanęli przed trudnym wyborem
Prezydent musi jednak brać pod uwagę to, że Polska jest pęknięta na dwie, prawie równe części. Skoro Karol Nawrocki zdobył ponad 50 proc. głosów (według sondażu late poll), to znaczy, że bardzo duża jest część Polski chcąca czegoś, co Amerykanie nazywają "checks and balances", czyli wzajemne kontrolowanie się poszczególnych władz. Jest też przewaga Polaków chcących, żeby wybór prezydenta skutkował zmianą rządu.
Oba te poglądy są według mnie przeciwskuteczne, jeśli chodzi o wpływ polityki na gospodarkę. Równowaga władz w Polsce działa słabo, co widzieliśmy podczas ostatnich 17 miesięcy, kiedy rząd sprawowała obecna koalicja, a prezydent był zdecydowanie z innej opcji. Tak byłoby, gdyby Karol Nawrocki wygrał wybory.
Nawrocki nie ukrywa, że marzeniem zarówno jego, jak i jego ugrupowania, jest zmiana koalicji rządzącej na taką, w której pojawiłoby się Prawo i Sprawiedliwość. Z tego wniosek, że sam będzie składał projekty ustaw (odrzucane przez rząd Donalda Tuska) i będzie wetował wiele z ustaw przyjmowanych przez Sejm. Wynikiem będzie bałagan, który rzeczywiście może skończyć się nawet wcześniejszymi wyborami, czyli tym, czego chce połowa Polaków.
Jak wybór Polaków wpłynie na gospodarkę?
Od początku było dla mnie oczywiste, że jeśli kogoś interesują przede wszystkim sprawy ekonomiczno-gospodarcze to musi głosować na Rafała Trzaskowskiego. Nie spotkałem w gronie bardzo ludzi o bardzo różnych poglądach nikogo, kto miałby inne zdanie. Opinie zagraniczne były jeszcze bardziej jednoznaczne. Oczywiście, jeśli zdecydowanie przeważała chęć zmiany rządu, to wyborca musiał głosować na Karola Nawrockiego.
Patrząc od strony gospodarczej, oczywiste jest, że co prawda wiele projektów rządu (gdyby się pojawiły) byłoby szybciej realizowane, jeśli do tej realizacji potrzebny by był podpis prezydenta, z Trzaskowskim w tej roli. Jednak prezydent Nawrocki też musi walczyć o drugą kadencję i o to, żeby jego ugrupowanie wygrało wybory parlamentarne w 2027 roku. Nie może więc wetować wszystkiego, bo strzelałby sobie tym w stopę.
Inaczej mówiąc, zarówno z Trzaskowskim, jak i Nawrockim gospodarka będzie się rozwijała, przedsiębiorcy nadal będą działali, ożywienie gospodarcze jest niezagrożone. Czy wygrana Nawrockiego gwarantuje bessę na rynku akcji i katastrofę gospodarczą? Nie, tak wcale być nie musi. W 2005 roku wybory parlamentarne wygrało Prawo i Sprawiedliwość i utworzyło egzotyczną koalicję z Samoobroną i LPR. Zapowiadała się bessa na rynku akcji, a hossa była kontynuowana aż do 2007 roku, czyli do kryzysu, którego końcowym akordem był upadek Lehman Brothers we wrześniu 2008 roku. Oczywiście, sytuacja była inna, bo rok wcześniej Polska weszła do Unii Europejskiej, a na całym świecie trwała hossa i gospodarcze ożywienie. Jednak jest to nadal poważna przestroga dla obozu niedźwiedzi.
Wybory prezydenckie. Jaka będzie reakcja na giełdzie?
Co będzie się więc działo na Giełdzie Papierów Wartościowych i rynku walutowym? Widzieliśmy od 16 maja potwierdzenie tezy mówiącej o tym, kogo woli zagranica i ogólnie rzecz biorąc większość inwestorów. W wyborach prezydenckich w Rumunii w drugiej turze wygrał proeuropejski burmistrz Bukaresztu Nicusor Dan. Co się stało w poniedziałek na rumuńskiej giełdzie? Jej główny indeks zyskał 3,7 proc. po wzroście w piątek przedwyborczy o około 3 proc. (już wtedy sondaże pokazywały, kto wygra). Potem indeks też rósł – przez dwa tygodnie zyskał 12,6 proc. Umacniał się też rumuński lej (chociaż do naszego złotego umocnienie było śladowe).
To tak jakby WIG20 z poziomu piątkowego zamknięcia przez dwa tygodnie przekroczył poziom 3.100 punktów. Dla jasności - nie twierdzę, że tak musi się stać, ale nie ulega wątpliwości, że zagranica - która jest podstawą naszej hossy, bo Polacy częściej sprzedają, niż kupują - woli spokój i harmonię. Pieniądze lubią ciszę.
Zachowanie naszego rynku akcji było przed wyborami dość symptomatyczne. W przedwyborczy czwartek ruszyła podaż. Indeks WIG20 stracił około 1,8 proc. i był jednym z najsłabszych indeksów na świecie. Po prostu sprzedawali ci inwestorzy, którzy nie chcieli ryzykować obstawiania wyniku wyborów. Rynek złotego był w maju bardzo spokojny - kurs EUR/PLN stabilizował się, a USD/PLN nawet się osuwał (pod dyktando EUR/USD).
W piątek, w porannych rozmowach telewizyjnych, mówiłem, że najpewniej zakończenie sesji na GPW będzie bliskie neutralnemu. I tak też się stało. Podczas sesji WIG20 tracił już około 1,7 proc., a skończył spadkiem jedynie o pół procent. Zwracał też uwagę rekordowy obrót - 6,86 mld zł. Poprzedni rekord z 2015 roku wynosił 6,02 mld zł. GPW twierdzi, że był to efekt rewizji portfeli indeksowych przed nowym miesiącem, ale mnie to nie do końca przekonuje. Po prostu duża, przedwyborcza podaż, została wchłonięta przez równie duży popyt. To plus dla rynku.
Wybory prezydenckie. Jaka będzie reakcja na rynku walutowym?
Co będzie dalej? Jeśli prezydentem będzie Trzaskowski, to zobaczymy reakcję na rynkach akcji i walutowym, która będzie trwała od połowy dnia do dwóch dni. Potem wszystko wróci do normy, czyli do reagowania w zależności od tego, co będzie się działo na świecie. Wygrana Karola Nawrockiego według mnie doprowadzi do realizacji bardziej skomplikowanego scenariusza.
Według mnie zagraniczne fundusze, które są podstawa naszej hossy, nie wyzbyły się naszych akcji. W ich interesie nie leży teraz bessa. Ja na ich miejscu pozwoliłbym na krótką wyprzedaż akcji i złotego (od połowy sesji do półtorej sesji), po czym uderzyłbym popytem, pokazując, że "Polacy! Nic się nie stało!". To zawsze działa na nastroje. Wtedy poprowadziliby indeksy na północ i dopiero wtedy powoli zaczęliby się pozbywać polskich akcji. Oczywiście o ile nie zobaczą, że warto prowadzić indeksy ku nowym rekordom. Jest to gorszy scenariusz, niż byłby po wygranej Trzaskowskiego, ale jednak dramatu nie będzie.
Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion