Protesty w Bułgarii trwają od wielu miesięcy. Początkowo miały podłoże ekonomiczne, teraz uderzają w całą klasę polityczną, której zarzuca się korupcję i brak kompetencji.
Przed budynkiem Zgromadzenia Narodowego w Sofii zebrało się ponad 2,5 tys. osób, w tym kilkusetosobowa grupa zwolenników rządu, popieranego przez lewicę i partię mniejszości tureckiej DPS.
Zwolennicy rządu, którzy zorganizowali się kilka dni po wybuchu antyrządowych protestów w połowie czerwca, chcą, by gabinetowi dano szanse na przeprowadzenie obiecanych reform gospodarczych i socjalnych.
Protestujący gwizdali, walili w bębny i skandowali: Dymisja i Mafia. Policja nie interweniowała, przekierowując jedynie ruch na sąsiednie ulice, gdzie tworzą się ogromne korki.
Według Konfederacji Pracy Podkrepa w kraju panuje nie mający precedensu politycznego parlamentarny i rządowy kryzys, który nieuchronnie prowadzi do kryzysu społecznego.
Bułgarski prezydent Rosen Plewnelijew opowiedział się za przyspieszonymi wyborami do parlamentu.
Kilkaset osób otoczyło parlament i wstrzymało ruch uliczny w Sofii. Manifestanci domagają się rozwiązania Zgromadzenia Narodowego i nowych wyborów.
Bułgarski premier Płamen Oreszarski nie wykluczył dzisiaj podania się do dymisji, czego od 12 dni domagają się protestujący przed siedzibą rządu.
W jedenastym dniu demonstracji w bułgarskiej stolicy doszło do blokad kilku ważnych skrzyżowań. Kilka tysięcy uczestników antyrządowych protestów zebrało się przed siedzibą Rady Ministrów.
Bułgarska policja poinformowała o zatrzymaniu w nocy z niedzieli na poniedziałek 28 osób, które dążyły do sprowokowania starć podczas antyrządowej demonstracji w Sofii. Trzej zatrzymani staną przed sądem za chuligaństwo.