Trwa ładowanie...
Zaloguj
Przejdź na
Maciej Berek dla money.pl: ustawa przygotowana przez prezydenta to pułapka
|zmod.

Maciej Berek dla money.pl: ustawa przygotowana przez prezydenta to pułapka

(East News, Filip Naumienko/REPORTER)

Ostatecznym celem jest dokonanie reformy KRS i przywrócenie jej konstytucyjnego kształtu możliwie jak najszybciej. A to wymaga przedstawienia ustawy, która będzie zaakceptowana przez prezydenta - tak o ustawie o KRS mówi money.pl szef komitetu stałego rządu Maciej Berek.

  • Szef Stałego Komitetu Rady Ministrów Maciej Berek przekonuje, że opinie o tym, iż rząd się nie przepracowuje, są fałszywe. Jak podaje, w pięć miesięcy przygotowano 150 zapowiedzi projektów; zapewnia też, że będzie ich więcej niż w poprzednich kadencjach.
  • Zmiana szefa resortu nie wpływa na zapowiedzi programowe - mówi minister o projekcie "Kredytu na start".
  • Twierdzi, że ozusowanie umów zleceń i o dzieło powinno mieć długie vacatio legis i wcześniej zostać dokładnie skonsultowane.
  • W sprawie obietnicy podwojenia kwoty wolnej Maciej Berek podkreśla, że jej realizacja jest odroczona z powodu budżetowych wydatków na obronę.
  • Rządowy prawnik sugeruje, by Sejm nie przekreślał poprawek Senatu do ustawy o KRS. Jego zdaniem wymagają one co najmniej rzetelnego rozważenia.
  • W sprawie wyboru kandydata na unijnego komisarza rząd najpewniej zignoruje prezydenta Andrzeja Dudy, który uważa, że wymagana jest jego zgoda. - W świetle przepisów unijnych to uprawnienie do przedstawienia komisarza jest po stronie rządu - przekonuje Maciej Berek.

Tomasz Żółciak, Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl: Krąży opinia, że rząd i parlament legislacyjnie się nie przepracowują, że prezydent, nawet jeżeli miałby ochotę dużo rzeczy wetować, to i tak po prostu mało rzeczy trafia na jego biurko. Jak to wygląda z waszej perspektywy?

Maciej Berek, Szef Stałego Komitetu Rady Ministrów: Mam nadzieję, że prezydent ma ochotę nie wetować, a podpisywać dobre ustawy, które będzie otrzymywał z parlamentu dzięki inspiracji rządu. Natomiast co do liczb, to rozmawiamy pięć miesięcy po utworzeniu rządu. Statystyka pokazuje, że do tzw. zespołu programowania prac rządu wpłynęło prawie 150 wniosków o wpis do wykazu projektów ustaw. Jak na pięć miesięcy, to nie jest mało.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Dealer Rolls-Royce, McLaren, Aston Martina "Sprzedaję 2,5 tys aut rocznie" Piotr Fus w Biznes Klasie

Macie porównanie z analogicznym okresem poprzedniego rządu?

Rządy Donalda Tuska i Ewy Kopacz w okresie, w którym ja za te rzeczy odpowiadałem, wysyłały do Sejmu rocznie około 100-150 projektów ustaw, podobnie zresztą wyglądało to w czasie rządów PiS-u. Więc zapowiedź tych 150 projektów ustaw w pięć miesięcy, prognozuje, że będzie ich nawet więcej niż w poprzednich kadencjach. Z tej liczby obecnie 110 projektów uzyskało zgodę na wpis do wykazu - czyli na formalne rozpoczęcie rządowych prac legislacyjnych. Kolejnych 20 czeka na zgodę. Do Sejmu wysłaliśmy prawie 40 projektów ustaw, z czego 13 zostało już uchwalonych. Widać, że prawna machina ruszyła.

Obecny Sejm uchwalił 33 ustawy od początku kadencji. Tymczasem w analogicznym okresie startu kadencji do połowy maja 2020 roku wasi poprzednicy przyjęli 52 projekty, czyli sporo więcej.

Obecna liczba może jest trochę mniejsza, natomiast nie wydaje się, żeby ona była jakościowo odległa i różna. Tylko trzeba podkreślić, że początek naszej pracy został zdeterminowany przez konieczność nadrabiania opóźnień legislacyjnych po poprzednikach dotyczących regulacji unijnych. Te projekty trzeba było przyjąć, ale też zweryfikować, zanim je wyślemy do Sejmu.

Nie wystarczyło ich wysłać?

W legislacji, jak i w wielu dziedzinach rządzenia musi obowiązywać zasada ograniczonego zaufania. Trzeba wszystko spokojnie sprawdzić, czy nie ma tam elementów, które wykraczają poza implementację. I nadal mimo naszych starań mamy dwadzieścia dwie dyrektywy, których termin implementacji upłynął. Na szczęście są już one wszystkie w procesie rządowym. Obecnie kwota, którą Polska musi zapłacić za zaległości implementacyjne, to jest prawie 15 mln euro. Tyle płacimy za zaniedbania z poprzedniego okresu. Do tego w 22 sprawach czekamy na rozstrzygnięcia TSUE i tu mogą się pojawić kolejne kary, więc stan wychodzenia z tego będzie jeszcze trwał. Równolegle ministrowie przedstawiają coraz więcej projektów, które wynikają z realizacji założeń programowych.

Zapowiadaliście legislację zgodną ze sztuką, a już pojawiają się projekty procedowane szybko, niejako z zaskoczenia - tak było z aktywnym rodzicem. A przecież to był jeden z zarzutów wobec PiS.

Zdarzyły się takie projekty. W każdym z tych przypadków podjęliśmy taką decyzję ze względu na ważny powód. W przypadku tzw. aktywnego rodzica to była chęć, żeby jak najszybciej zajął się projektem parlament. To są wyjątki. Podtrzymuję dialog z partnerami społecznymi i w każdym przypadku, w którym sygnalizują mi, że ministrowie w jakichś sprawach dialogu nie dopełniają, komunikuję się z ministrami, by te wyjątki były absolutnie minimalizowane. Tylko pamiętajmy, że mówimy o ponad 100 projektach, które są w rządowej procedurze i o pojedynczych przypadkach, w których się zdarzyło, że te konsultacje były ograniczone lub były wyłączone. To jest jakościowa zmiana w stosunku do poprzedniej kadencji, co zgodnie podkreślają partnerzy społeczni.

Istotne jest też to, że stan prac nad wszystkimi bez wyjątku projektami ustaw jest upubliczniany na portalu legislacja.gov.pl, co za czasów naszych poprzedników wyglądało bardzo różnie.

A co z trudnymi projektami, np tym dotyczącym oskładkowania umów zleceń czy o dzieło. To temat, który rezonuje, czy ten projekt będzie szeroko konsultowany, czy może, ponieważ to politycznie trudny temat, może się pojawić pokusa, by pójść na skróty?

Temat jest trudny, ale akurat z panią minister Agnieszką Dziemianowicz-Bąk mamy bardzo podobne spojrzenie, że nie powinno to wpływać na sposób jego procedowania, trzeba rozmawiać, nawet jeżeli w tym dialogu nie wszystkie uwagi są możliwe do uwzględnienia. Tak było ostatnio z ustawą o sygnalistach. Chociaż była pokusa, żeby szybko wysłać ją do Sejmu, bo za każdy dzień opóźnienia były kary liczone w tysiącach euro, to usiedliśmy z organizacjami pozarządowymi, przedstawicielami pracodawców i związków zawodowych, by zmiany skonsultować i uwag wysłuchać.

Ale już część osób zwraca uwagę, że sygnaliści, jeśli chodzi o ochronę, mają status związkowca. Czy ta ochrona nie jest daleko posunięta?

To regulacja europejska, została tak wymyślona, by chronić tych, którzy informują, że u pracodawców, w urzędach, w instytucjach publicznych dzieje się coś nieprawidłowego. Tylko proszę pamiętać, że sygnalista, którego zgłoszenie okaże się nieprawdziwe, które miało charakter, nazwijmy, wyłudzenia tego statusu, może odpowiadać karnie.

Oskładkowanie umów cywilnoprawnych jest kamieniem milowym z KPO. Co do pełnego ozusowania umów zlecenia koncepcja jest jasna i przygotowana od kilku lat, a zabrakło tylko woli politycznej, żeby ją wprowadzić. Natomiast czy problematyczne nie będzie wprowadzenie składek od umów o dzieło?

Cały czas w zakresie kamieni milowych jesteśmy w dialogu z Komisją Europejską. Zgadzam się, że o ile ozusowanie umów zleceń może być traktowane, przy wszystkich różnicach, analogicznie jak umów o pracę, to oskładkowanie umów o dzieło ma zupełnie inny charakter. Właśnie dlatego ten pomysł będzie bardzo mocno konsultowany i uzgadniany w ramach rządu, bo ma bardzo poważne konsekwencje dla wszystkich uczestników rynku. Jego skutkiem może być m.in. podniesienie kosztów pracy, ale jest też kwestia efektywności systemu i możliwości naliczania składek, ustalania ich podstawy. Więc choć mamy taki kamień milowy, to propozycja powinna być bardzo głęboko skonsultowana, m.in. żeby zobaczyć, jaka jest możliwość implementacji tego pomysłu.

Te zmiany wejdą w życie od przyszłego roku, czy to będzie jeszcze później?

Nie chciałbym tego w tej chwili deklarować, ale na pewno to rozwiązanie powinno mieć odpowiednio długie vacatio legis, bo to jest kwestia: skutków ekonomicznych, informatycznych, systemów finansowo księgowych itd. Taka regulacja nie może być zaskoczeniem.

Mieliśmy zmiany w rządzie, a jest kilka istotnych projektów, które są głośne, np. Kredyt na start. Co z nimi, czy będą kontynuowane?

Zmiana szefa resortu nie wpływa na zapowiedzi programowe. A to jest zapowiedź, która była wyartykułowana, prace były prowadzone i oczywiście nowy gospodarz musi podjąć nowe wyzwania. Natomiast nie ma powodu, żeby zmiana na stanowisku ministra miała oznaczać, że projekt nie miałby być kontynuowany.

W tej chwili mamy etap konsumpcji różnych zobowiązań wyborczych, był aktywny rodzic, teraz mówimy o tym kredycie 0 procent. Jakie kolejne istotne ustawy będą w najbliższych miesiącach przez rząd przechodziły?

Wszystkie są istotne. Bardzo istotne, chociaż może mało atrakcyjne dla czytelnika jest prawo komunikacji elektronicznej. To jest ułożenie na nowo całego porządku związanego z usługami telekomunikacyjnymi. Ten projekt trafił już do Sejmu, podobnie propozycja minister kultury i dziedzictwa narodowego, która wprowadza tantiemy dla muzyków od firm streamingowych, o co się środowisko upomniało. To także było zaległością implementacyjną. Z kolei minister finansów zapowiedział, że za chwilę będzie uruchamiał proces dotyczący rady fiskalnej.

A wiadomo już, kto ją będzie tworzył?

Projekt powstaje, kilkukrotnie o tym z ministrem finansów rozmawiałem. On chciałby włączyć w ten proces jak najszerzej różne środowiska, żeby tam było spojrzenie rządowe i innych podmiotów odpowiedzialnych za rynki finansowe, szeroko rozumiany sektor finansowy oraz partnerów społecznych. To ważne wyzwanie, dlatego że rada fiskalna ma być bardzo niezależnym podmiotem z prawem artykułowania opinii do założeń makroekonomicznych, które poprzedzają przygotowanie projektu ustawy budżetowej. Gdyby minister finansów nie uwzględnił opinii rady fiskalnej, musiałby publicznie wyjaśnić, dlaczego to robi. Po raz pierwszy tworzymy w systemie prawnym coś takiego, że minister musi podmiotowi zewnętrznemu, czyli też szerokiej publiczności, mediom, społeczeństwu wyjaśnić, dlaczego robi inaczej, niż to niezależne ciało zaleca. To jest moim zdaniem duża odwaga ze strony ministra finansów.

Czemu te opinie rady nie miałyby być wiążące dla ministra?

Dlatego że na założeniach makroekonomicznych oparta jest konstrukcja projektu ustawy budżetowej, a konstytucja odpowiedzialność za projekt ustawy budżetowej przypisuje wyłącznie rządowi. Wprowadzenie rozwiązania, w którym to rząd konstytucyjnie odpowiada za budżet, ale jakieś ciało determinuje rządowi jego podstawowe parametry, byłoby nie do pogodzenia z rolą rządu opisaną w ustawie zasadniczej. On jest w tym obszarze autonomiczny i tej autonomii mu nikt nie może zabrać.

Czy z drugiej strony nie ma takich obaw, że taka rada stanie się czymś w roli rady dobrych wujów czy loży szyderców?

W systemie budowania państwa są ważne dwa elementy. Po pierwsze dobrze wymyślone przepisy i po drugie ich właściwe wdrożenie. Można mieć świetną ustawę i zrobić z tego, jak pan mówi, lożę szyderców, albo można zrobić dobrą ustawę i dobrać do tego ciała ekspertów, którzy będą swoimi nazwiskami firmować stanowisko, które tam jest zajmowane. A ze strony rządu ważne jest, by tych ludzi szanować, nie odpowiadać im "nie, bo nie", tylko powiedzieć im naprawdę, dlaczego rząd przygotowuje takie, a nie inne prognozy. Rada powinna być dla ministra silnym partnerem w dialogu, który nie pozbawi go odpowiedzialności, ale on powinien ją rzetelnie i uczciwie potraktować. I zakładam, że tak to właśnie ma być.

Co do ministra finansów, to rozumiem, że na razie ani słychu o podwójnej kwocie wolnej?

To zostało już wyjaśnione i przez premiera, i przez ministra finansów, że to zobowiązanie pozostaje zobowiązaniem aktualnym. W tej chwili jest niemożliwe do zrealizowania ze względów budżetowych. Natomiast nie było nigdzie wycofania się z tej zapowiedzi i jej realizacja jest po prostu odroczona, zwłaszcza wobec wyzwań i zagrożeń, które wszyscy widzimy. Dziś trzeba zintensyfikować wydatki na obronę i to są pozycje, na które budżet w tej chwili musi znaleźć pieniądze, to priorytet.

W tych wszystkich planach i zgłoszeniach ministrów, jakie można określić jako istotne dla ludzi, co będzie najbardziej bliskie Kowalskiemu?

Zaliczyć do tego możemy zmiany regulacyjne, pakiet kilkudziesięciu drobnych zmian, które minister rozwoju i technologii przygotowuje dla przedsiębiorców, w szczególności małych. Kolejna sprawa to bon senioralny, który szykuje pani minister ds. polityki senioralnej. To narzędzie, które ma umożliwiać zapewnienie dobrej, profesjonalnej opieki dla osób starszych, a ich opiekunom - np. dzieciom takich osób - pozwolić utrzymać aktywność zawodową. Dla wielu osób ważne jest uporządkowanie systemu gospodarki odpadami, nad czym pracuje minister klimatu i środowiska. Chodzi o zwiększenie wolumenu odpadów segregowanych, wypracowanie rozwiązań wspólnie z władzami samorządowymi, bo im bardziej efektywnie będziemy to robić, tym bardziej będzie można racjonalizować opłaty za wywóz odpadów zmieszanych.

Złośliwi mówią, że w Polsce coraz większy wolumen śmieci trzyma się w chmurze. Macie pomysł, jak ograniczyć plagę pożarów na składowiskach?

W dużej mierze to niestety problem nielegalnych składowisk. Ich prawidłowa likwidacja to wyzwanie na lata i bardzo poważne koszty. Kilka dni temu rozmawiałem z panią minister klimatu i ona uruchamia w tej chwili proces, który dołoży trochę pieniędzy. Na razie to kwestia ponad stu kilkudziesięciu milionów złotych i to tylko niewielka część potrzeb, ale ruch we właściwym kierunku.

A co z unijnym systemem ETS2, który ma objąć budownictwo i branżę transportową? W rozmowie z nami minister funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz stwierdziła, że należy opóźnić jego wdrożenie nawet o dwa lata. Będzie jakaś inicjatywa rządowa w tym zakresie?

Nie chciałbym komentować słów innego ministra, ale jeżeli pani minister to zapowiada, to z całą pewnością będzie stosowne propozycje składała.

Premier Tusk zapowiedział reaktywację komisji badającej rosyjskie wpływy w Polsce, ale na nowych zasadach. Na razie wiadomo, że nie będzie to komisja sejmowa. Mówi się, że raczej będzie to gremium rządowe, np. pod ministrem sprawiedliwości. Wiadomo już coś więcej?

Przyjęta w zeszłej kadencji Sejmu ustawa o komisji była, zdaniem wielu ekspertów, samorządów prawniczych i organizacji pozarządowych, dramatycznie niekonstytucyjna. Powołana przez Sejm komisja, której członkowie nie ponosili żadnej odpowiedzialności prawnej, mogłaby dowolnej osobie de facto zakazać prowadzenia działalności publicznej. Jak panowie pamiętają, pan prezydent wtedy tę ustawę podpisał - mogę żartobliwie powiedzieć - chyba z pewnym obrzydzeniem, bo natychmiast skierował projekt nowelizacji tej ustawy, starający się usunąć niektóre z tych niekonstytucyjnych elementów. To się tylko częściowo udało, a ten stan prawny pozostał - obecny Sejm odwołał jej członków i nie zostali powołani nowi.

Trudno przecież powoływać komisje na podstawie ustawy, co do której podnoszonych jest tak dużo zarzutów. Mimo to i premier Tusk oraz minister spraw wewnętrznych, i koordynator służb specjalnych Siemoniak, podkreślają, że taka komisja jest potrzebna, bo skala oddziaływań rosyjskich i białoruskich na polską politykę i administrację wymaga pokazania.

Tak więc komisja powstanie, o jej konstrukcji prawnej rozmawiamy, a na domknięcie sprawy potrzebujemy jeszcze kilku dni (rozmowa z ministrem Maciejem Berkiem odbyła się pod koniec ubiegłego tygodnia - przyp. red.). Staramy się zrobić to tak, żeby to było jak najbardziej elastyczne, efektywne i jak najmniej narażone na zarzut, że jest to byt działający pod jakąś presją polityczną. Chcielibyśmy, żeby to było ciało eksperckie, które będzie mogło niezależnie i autonomicznie te wszystkie obszary zbadać.

Tylko czy to nie idealistyczne podejście? Czy komisja nie okaże się takim pięknym za nadobne Tuska w stosunku do PiS?

Nie da się utworzyć takiej komisji w taki sposób, żeby ją całkowicie uratować przed zarzutem szeroko rozumianej polityczności. To dlatego, że taką komisję może utworzyć albo Sejm, albo rząd w ramach swojej struktury. Każda kreacja jakiegoś bytu pochodzi od działania organu politycznego, ale to nie oznacza, że ten organ musi być polityczny. Trybunał Konstytucyjny - pomijając, czym on się obecnie stał - jest wybierany przez Sejm, z kolei sędziowie powoływani są przez prezydenta. I nie oznacza to, że każda osoba poddana takiej procedurze wyboru jest z automatu obarczona przymiotem polityczności. Tak mamy skonstruowany ustrój państwa. Liczą się dobre przepisy i ich mądre zastosowanie, czyli powołanie do tej komisji fachowców, którzy z przyznanej im ustawowo gwarancji niezależności będą potrafili mądrze skorzystać.

Na ile jednak skład tej komisji będzie zróżnicowany?

To zależy, gdzie będzie ta kreacja. Gdyby się odbywała w parlamencie, to tam jest możliwość budowania jakiegoś współuczestnictwa opozycji. Proszę jednak zauważyć, że pan marszałek Hołownia dość wyraźnie postawił pytanie o sensowność kreowania przez Sejm jakiegoś ciała innego niż komisja sejmowa. A skoro mówimy o komisji nie powoływanej przez parlament, to zostaje powołanie jej gdzieś po stronie rządowej. A strona rządowa ze swojej natury nie ma tego elementu opozycyjnego. Mam jednak nadzieję, że ukształtowanie tej komisji i sposób jej funkcjonowania oddali zarzut o jej przesadną polityczność.

Komisja byłaby przypisana do jednego z ministrów czy działałaby przy premierze?

Nie chciałbym w tej chwili przesądzać, dlatego że ta decyzja ciągle się wykuwa. Natomiast biorąc pod uwagę podział funkcji w państwie, minister sprawiedliwości wydaje się właściwym podmiotem do umiejscowienia takiej komisji.

Co z ustawą o KRS? Czy poprawki Senatu, zrównujące sytuację sędziów i tzw. neosędziów przy tworzeniu nowej KRS, nie wysadziły jej w powietrze?

Czekamy na rozpatrzenie poprawek przez Sejm. Ostre słowa, jakie padają ze strony niektórych środowisk prawniczych, przyjmuję z dużą troską, ale myślę też, że nikomu, a w szczególności ministrowi Bodnarowi, nie można odmówić starań o przywrócenie praworządności. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest tak, że wszyscy eksperci są za jednym rozwiązaniem. Uważam, że wysiłek ministra Bodnara, upubliczniony zresztą dialog z prezydentem i jego otoczeniem, jest wysiłkiem, który zasługuje na docenienie.

Rozmawiałem o tej ustawie z panem ministrem, zastanawialiśmy się, czy tych wszystkich tzw. neosędziów mamy traktować jednakowo, czy jednak ewentualne przypadki sprzeniewierzenia się niezawisłości sędziowskiej, uleganie jakimś wpływom, identyfikować indywidualnie To są bardzo fundamentalne pytania. Moim zdaniem z orzecznictwa TSUE czy ETPCz płynie wyraźna sugestia, że trzeba tu jakiś indywidualizm zachować i nie narażać się na ryzyka prawne.

Czyli lepiej, żeby Sejm poprawki Senatu przyjął?

Nie ośmieliłbym się Sejmowi rekomendować, co ma zrobić. Natomiast uważam, że namysł, który wykonał Senat i który wyartykułował w uzasadnieniu do tych poprawek, wymaga co najmniej rzetelnego rozważenia.

Podobno był jeszcze na stole wariant, by nie różnicować sędziów na bazie tego, czy zostali powołania z rekomendacji dawnej KRS, czy neoKRS, ale odwołać się do ich stażu sędziowskiego. Wówczas na etapie tworzenia nowej KRS koalicja rządząca mogłaby wyeliminować z tego procesu neosędziów, a prezydent nie mógłby zarzucać, że sędziów traktuje się w różny sposób, bazując na procedurze ich powołania. Dlaczego nie zdecydowano się na taki wariant?

Ostatecznym celem jest dokonanie reformy KRS i przywrócenie jej konstytucyjnego kształtu możliwie jak najszybciej. A to wymaga przedstawienia ustawy, która będzie zaakceptowana przez prezydenta. Nie wiem, skąd założenie, że użycie kryterium stażu sędziowskiego byłoby do zaakceptowania przez wszystkich uczestników procesu legislacyjnego. Dla mnie jako prawnika ono nadal generuje pytanie o to, czy można zastosować jakieś odgórne kryterium, odcinające grupę z pewnego procesu, zwłaszcza gdy mówimy o prawach wyborczych sędziów. Senat poszedł za innym rozwiązaniem, a teraz Sejm musi zdecydować, czy je popiera.

Jak rozumiemy, ta dyskusja jest i tak hipotetyczna, bo nie uda wam się skrócić kadencji obecnej KRS bez zgody prezydenta.

Trzeba poczekać na zakończenie procesu legislacyjnego. Wtedy będziemy wiedzieli, kto, na co się zgodzi i czy będzie możliwość dokończenia reformy.

Za chwilę wybory europejskie, a po nich przyjdzie czas na wyłanianie polskiego kandydata na komisarza. I zgodnie z ustawą kompetencyjną potrzebna będzie zgoda prezydenta. Nie będzie tu klinczu na linii Pałac-rząd?

Ustawa została zmieniona pod koniec poprzedniej kadencji w taki sposób, że prezydent uzyskał wręcz blokujący głos w procesie przedstawiania kandydatów na stanowiska unijne. I mamy tu dwie rzeczywistości, dlatego że w świetle przepisów unijnych to uprawnienie do przedstawienia komisarza jest po stronie rządu.

Po stronie krajowej natomiast mamy do czynienia z sytuacją uchwalenia ustawy, która w bardzo świadomy sposób neguje rozwiązania konstytucyjne dotyczące tego, jakie są uprawnienia prezydenta w obszarze polityki zagranicznej. A to w 2009 r. rozstrzygnął TK w słynnym sporze kompetencyjnym między ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem a prezydentem Lechem Kaczyńskim. Trybunał w tamtym orzeczeniu bardzo precyzyjnie powiedział, że z konstytucyjnej pozycji prezydenta wynika, że jeżeli prezydent chce wziąć udział w posiedzeniu jakiegoś gremium, np. w Radzie Europejskiej, to bezwzględnie może to zrealizować i nikt nie ma prawa ingerować w to uprawnienie. Wówczas prezydent staje się niejako szefem polskiej delegacji.

Tyle że w kolejnych punktach tego orzeczenia Trybunał powiedział, że za treść tego, co prezentuje prezydent w tego typu momentach, odpowiada rząd. Bo to rząd prowadzi politykę zagraniczną i jest to domniemanie w sprawie polityki unijnej po stronie rządu, a prezydent może realizować tylko te rzeczy, które są mu precyzyjnie przypisane przez konstytucję.

A jeśli chodzi o uprawnienia prezydenta w zakresie nominacji i odwoływania ambasadorów?

Charakter ambasadorów jest zupełnie inny niż przedstawicieli Polski w organach Unii Europejskiej, dlatego że w przypadku ambasadorów mówimy o systemie współpracy dyplomatycznej państw w sferze międzynarodowej, która opiera się na tym, że ci ambasadorzy są nominowani przez głowy państw - królów czy prezydentów. W przypadku Unii Europejskiej mówimy natomiast o kreacji organów, które zajmują się tym, za co w państwach członkowskich odpowiadają rządy. W związku z tym to rządy delegują tam swoich przedstawicieli i nigdy do tej pory to nie budziło wątpliwości. Dlatego przygotowana przez prezydenta zmiana ustawy kompetencyjnej to pułapka prawna bardzo świadomie zastawiona przez poprzedników z PiS. Z dużą szkodą dla państwa, bo pewnie ktoś teraz siedzi i z satysfakcją obserwuje i myśli "a zobaczymy, co oni zrobią, jak oni sobie poradzą z tą pułapką".

To co w takim razie się stanie, jeśli rząd wystawi swojego kandydata na komisarza unijnego i nie zapyta o zgodę prezydenta?

Wszystkie aspekty są rozważane. Decyzja w tej sprawie będzie komunikowana wtedy, gdy zostanie podjęta . Nie będziemy na pewno jej mogli w tej rozmowie wyprzedzić, choćbyśmy bardzo chcieli.

Tomasz Żółciak, Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl

Chcesz mieć wpływ na rozwój serwisu money.pl? Weź udział w badaniu

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(316)
Ebi
3 tyg. temu
Znam sposób na dobry biznes - nieruchomości! Warto inwestować i podejmować współpracę z profesjonalnym podmiotem zajmującym się administrowaniem nieruchomościami - polecam Polzen.
hawk
3 tyg. temu
potrzeba zmian! w czerwcu Konfederacja na tak! Let's do it!
frank
3 tyg. temu
zamiast 150 głupich ustaw może tak doprecyzować i poprawić kilka starych, uprościć i skrócić 10 a 20 zlikwidować? zmniejszyć o 15% administrację rządową, o 10% administrację samorządową, Sejm o 30% a Senat zlikwidować? komu potrzebna jest mętna woda? mafii?
dziadek
3 tyg. temu
Składniki na ciasto jogurtowe z jagodami Składniki: biszkopt (może być gotowy) 3 małe jogurty jagodowe 100 ml śmietanki kremówki, dobrze schłodzonej 1 łyżka żelatyny garść jagód (dałam rozmrożone mrożone) galaretka cukier z prawdziwą wanilią Przygotowanie dania ciasto jogurtowe z jagodami ... Biszkopt ułożyć w tortownicy. Śmietanę ubić na sztywno w mikserze, powoli dodawać jogurt, dalej ubijając. W między czasie łyżkę żelatyny zalać odrobiną zimnej wody, żeby napęczniała. Zalać wrzątkiem do 1/4 kubka, ostudzić. Do jogurtu i śmietany dodać cukier, a na końcu ostudzoną żelatynę, chwilkę razem ubijać. Masę jogurtową wyłożyć na biszkopt. Posypać jagodami. Włożyć do lodówki do stężenia (u mnie stało za krótko, więc masa była dość płynna). Przygotować galaretkę według przepisu na opakowaniu, kiedy będzie już prawie zastygnięta wylać na ciasto. Włożyć do lodówki do stężenia.
emeryt
3 tyg. temu
NIE realizowanie wyborczych obietnic to perfidne, cyniczne oszustwo. Kropka.
...
Następna strona