Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Nie ma krajów biednych, są tylko źle zarządzane. Na tym polega istota problemu Polski

0
Podziel się:

- Nie ma krajów biednych, są tylko źle zarządzane - twierdzi prof. Leszek Dziawgo.

Nie ma krajów biednych, są tylko źle zarządzane. Na tym polega istota problemu Polski

Nie ma krajów biednych, są tylko źle zarządzane. Na tym polega istota problemu Polski. Nasza bieda stała się tylko bardziej nowoczesna - twierdzi prof. Leszek Dziawgo z UMK. Jego zdaniem ostatnie ćwierćwiecze to czas niewykorzystanych szans, w którym utrwalił się prymitywny model gospodarczy: eksportu jabłek na Wschód, a ludzi na Zachód.

Jan Bolanowski, Money.pl: Panie profesorze, w polskiej debacie na temat III RP dominują dwie narracje. Jedna, że był to okres historycznego, wielkiego sukcesu. I druga przeciwna, że to czas głównie zmarnowanych szans i okazji. Tak samo mówi się o gospodarce. Które podejście jest bliższe prawdy?

*Prof. Leszek Dziawgo, Katedra Zarządzania Finansami, UMK: *Po latach łatwo jest być mądrym, ale też perspektywa czasu pozwala na bardziej obiektywną ocenę. Moja diagnoza jest taka, że odnieśliśmy ograniczony sukces. Wątpliwości nie budzi gospodarczy awans Polski, otworzyliśmy się na eksport, podnieśliśmy poziom technologiczny – to fakt, który można rozważać w kategoriach pewnego sukcesu. Mamy jednak świadomość, że w ciągu tych 25 lat można było uczynić więcej. Moglibyśmy być dalej, szybciej, łatwiej i taniej. To nie przypadek, że mamy mocne poczucie straconego czasu. Przynajmniej częściowo jest to uzasadnione.

Początkowe lata transformacji to przejaw oczywistej naiwności w reformowaniu gospodarki i zagranicznej wyprzedaży przedsiębiorstw. Jednak po kilku latach powinniśmy być już bardziej roztropni. Jestem przekonany, że Polska ma ogromne niewykorzystane możliwości. Nasz blisko 40-milionowy naród powinien do chwili obecnej dopracować się co najmniej kilku własnych międzynarodowych korporacji i światowych marek. Nasza gospodarka powinna być w świecie i w Europie nie tyle "centrum taniej pracy", ale także "centrum zysków". To jest kwestia wyboru: "centrum zysku czy wyzysku"?

Z tym wyzyskiem wielu Polaków by się pewnie zgodziło. Nie odczuwamy dobrobytu, za to rośnie sentyment za PRL-em. Z czego to wynika?

Najkrócej można odpowiedzieć w trzech słowach: niepewność, stres, bieda. Z tej listy w PRL przynajmniej dwa pierwsze pojęcia zostały zredukowane. Niestety, przez ostatnie ćwierćwiecze właśnie te dwa pierwsze pojęcia reaktywowaliśmy, za to nasza bieda stała się bardziej nowoczesna. Możemy już sobie pozwolić na internet, komórkę, laptopa czy plazmę, ale wciąż jesteśmy biedni. Współcześnie bieda nie oznacza przecież zagrożenia śmiercią głodową, ale brak stabilności finansowej.

Podkreślam, obecna sytuacja to nie wina gospodarki rynkowej. Ona wcale nie musi oznaczać niepewności, stresu i biedy. Rzecz w tym, że jak głosi powiedzenie "nie ma krajów biednych – są tylko źle zarządzane". Na tym polega istota naszego problemu.

No ale przecież Marcin Piątkowski, analityk Banku Światowego, twierdził niedawno, że Polska wkroczyła obecnie w "złoty wiek" i radzi sobie najlepiej od 500 lat.

Mowa tu chyba o "złotym wieku polskiego długu". Z uwagi na poziom życia Polaków, taka opinia analityka z Banku Światowego to wyjątkowa arogancja. Jest to też dowód braku wiedzy zarówno historycznej, jak i ekonomicznej. Bank Światowy przestał być już dawno autorytetem w kwestiach gospodarczych. To jest przecież "dinozaur" z połowy XX wieku. Konieczność powołania inicjatyw typu G20 wyraźnie dowodzi, że takie instytucje, jak ONZ, Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy są dysfunkcyjne i nie sprawdzają się we współczesnym świecie.

Nie możemy dać się uśpić opiniom takim jak ta o "złotym wieku". Dla mnie dowodem sukcesu w Polsce będą wysokie zyski krajowych przedsiębiorstw, niskie bezrobocie i wysoka wartość realna płacy. Dobrobyt jest przecież pojęciem z "realnego życia", a nie z "krainy statystyki". Statystycznie jesteśmy prawie mocni. Niestety, w realu sprawy wyglądają inaczej.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że Polsce udaje się uniknąć recesji wyjątkowo długo. To słynna "zielona wyspa", o której mówił były premier Donald Tusk. Z czego to wynika i jak długo jeszcze potrwa?

To jest prawdziwy ewenement, który na pozór zaskakuje. Niby jakim cudem to się udało? Zielona wyspa stanowi po prostu dowód naszych zalet. Ale naszych, to znaczy obywateli, przedsiębiorców, a nie państwa. To efekt przedsiębiorczości, determinacji, siły charakteru i znacznych umiejętności. Ale ten silnik wzrostu może się wyczerpać. Jesteśmy już wszyscy trochę zmęczeni codzienną szarpaniną i brakiem perspektyw. Wielu wartościowych ludzi opuszcza kraj zamiast wzmacniać jego gospodarkę. To jest zasadnicza kwestia i sądzę, że nie w pełni mamy świadomość ogromnego zagrożenia.

Musimy powstrzymać exodus, bo on wykańcza Polskę. Bez tych milionów ludzi trwale wpadniemy w stagnację, a następnie dystans pomiędzy Zachodem a nami będzie się powiększał. To z kolei napędzi kolejną fazę emigracji. Nikt jeszcze nie odniósł sukcesu bez kapitału ludzkiego.

Podrążmy jeszcze temat sukcesów. W powszechnej opinii wstąpienie do Unii Europejskiej stanowi jedno z największych osiągnięć III RP. Statystyka gospodarcza nie daje już tak jednoznacznej odpowiedzi. W 1995 i 1997 r. wzrost PKB w Polsce wyniósł odpowiednio 7 i 7,1 proc. Od wstąpienia do UE najlepszy wynik to 6,8 w 2007 r. Obecnie cieszymy się jak wskaźnik przebija 3 proc. Czy wstąpienie do UE pomogło w istotny sposób polskiej gospodarce? A może, jak twierdzą niektórzy, członkostwo w europejskiej wspólnocie jest dla nas szkodliwe?

Jestem zdecydowanym zwolennikiem Unii Europejskiej, a dokładniej europejskich procesów integracyjnych. Zaznaczam, że to nie jest to samo. W globalnej rywalizacji pomiędzy Ameryką a Chinami, jako Europejczycy nie mamy dużego pola manewru. Musimy działać razem. Efektywna integracja gospodarcza i walutowa to podstawa europejskiej egzystencji, bezpieczeństwa i dobrobytu. Dlatego uważam, że przystąpienie do UE jest także sukcesem gospodarczym.

Jednak obecnie kluczową kwestią jest odpowiedź na pytanie: jaka Unia Europejska? Na nas także, jako państwie członkowskim UE, ciąży obowiązek reformowania Unii.

Jeżeli fundamentem UE będzie biurokracja, arogancja, ignorancja i bizantyjskie struktury urzędnicze, to nie mamy szans. Upadek Unii, która lekceważy wolność gospodarczą, jest jedynie kwestią czasu. Prawdopodobnie nie będzie to wydarzenie spektakularne, tylko cichy, powolny zgon. Aktualne "elity" europejskie zmarnowały wielką ideę wspólnej Europy i wprowadziły szereg patologii. Weźmy chociażby programy pomocowe dla biznesu w ramach funduszy europejskich. To bez sensu, biznes z definicji musi być efektywny, a nie wypełniać wnioski o zapomogę. Wsparcie finansowe można zrozumieć jedynie dla budowy autostrad, kultury, edukacji, sportu czy nauki.

Potrzebujemy Unii, która wyzwala potencjał wykształconych i aktywnych Europejczyków. W tym kontekście wymownie brzmią wieści powyborcze napływające z Wielkiej Brytanii. Groźba wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE jest coraz realniejsza. No bo czym UE może zaimponować Brytyjczykom?

Wracając do tempa wzrostu polskiego PKB. Spowolnienie jest wyraźne i niepokojące. Oznacza to także, iż proste rezerwy wzrostu zostały już wyczerpane. Konieczny jest nowy pomysł na dynamikę gospodarczą.

Dodam jednak złośliwie, że jestem spokojny o wzrost PKB. Od kiedy unijni biurokraci postanowili uwzględniać w PKB przychody z prostytucji, przemytu i handlu narkotykami, PKB będzie rosło. To jest przecież "czarna strefa", o której nikt dokładnie nie wie, ile jest warta. Można w takie statystyki wpisać cokolwiek i PKB wzrośnie. Ale przecież jest to intelektualne, statystyczne i etyczne dno. Zwracam też uwagę na niezręczną sytuację policji. Czy z uwagi na tak liczone PKB, dla dobra państwa powinna ona zwalczać przestępczość, czy ją wspierać? Przecież chodzi o wzrost gospodarczy kraju. Paranoja.

Poza wstąpieniem do UE, co jeszcze jest największym osiągnięciem gospodarki III RP?

Do sukcesów osiągniętych w tym czasie zaliczam po pierwsze wypracowanie kapitału ludzkiego. Polska ma wykształconych, dynamicznych i kreatywnych obywateli. Tkwi w nas ogromny potencjał. Ponadto warto podkreślić osiągnięcia polskich przedsiębiorców odnoszone często na przekór rzeczywistości. Za sukces można też uznać prywatyzację, choć niestety w zbyt dużym stopniu odbyła się ona na rzecz zagranicznych inwestorów. Polsce udało się również umiędzynarodowić gospodarkę, rozwinąć eksport oraz rozpocząć proces inwestycji zagranicznych.

A co się nie udało? Co było największą porażką ostatniego ćwierćwiecza?

Lista porażek gospodarczych III RP jest niestety znacznie dłuższa. Najgorsze jest wykreowanie i utrwalenie prymitywnego modelu gospodarczego, który można streścić w słowach: "na Zachód eksportujemy ludzi – na Wschód jabłka". Pozostajemy rezerwuarem taniej siły roboczej i żywności, a tzw. wyjazdy na zmywak to bolesna utrata naszego kapitału ludzkiego. Jest to mało ambitny wariant gospodarczy.

Z kolei model administracyjno-fiskalny obsługujący gospodarkę i obywateli można określić krótko "wrogo i drogo" lub szerzej "wrogo-drogo-i jeszcze powoli". Do tego dochodzi jeszcze jeden fundamentalny problem - traktowanie przedsiębiorców jako wrogów publicznych.

Poza tym wśród porażek można wymienić bezrobocie, niskie płace, katastrofę demograficzną, niewydolne systemy emerytalny i opieki zdrowotnej, skomplikowane podatki, uzależnienie energetyczne, ułomną logistykę (niby-autostrady; niby-szybka kolej) i można by tak jeszcze długo wyliczać. Boli to tym bardziej, że wcale nie byliśmy i dalej nie jesteśmy skazani na porażkę.

No ale co możemy zrobić, by wykreślić chociaż część pozycji z tej listy?

Obserwując sukcesy polskich firm stale odnoszę wrażenie, iż są one efektem jedynie nadzwyczajnych talentów i odwagi polskich przedsiębiorców. Sukcesy polskiego biznesu nie są bowiem masowym efektem sprawnego systemu społeczno-polityczno-gospodarczego. Niestety, to są właśnie wyjątki – nie reguła. Nie udało się nam wykreować sprawnej administracji, a przecież administracja może być atutem państwa. Są takie kraje, np. Wielka Brytania i Niemcy, które z aparatu państwowego uczyniły wsparcie gospodarki. U nas to tak nie działa.

Często powtarzam, iż w Polsce istnieją cztery światy. Funkcjonują one niezależnie, a nawet są wrogo nastawione do siebie. Są to światy: polityki, administracji, biznesu, obywateli. To ogromna strata, że nie udało nam się zintegrować tych światów i uzyskać kolosalnego efektu synergii.

Największym ograniczeniem dla polskiej gospodarki jesteśmy my sami. To przykre, ale uważam, iż największe bariery dla wzrostu stawia polska administracja i fiskalizm. Chodzi o działania polskich urzędów, skarbówki i ZUS-u. Na tym polu konieczny jest przełom w skali rewolucyjnej. Niestety, głosy pracodawców i obywateli są konsekwentnie ignorowane od lat. W społeczeństwie przekonanie o konieczności zmian narasta i zaczyna być już niemal powszechne. Podpowiem, iż lepiej tę siłę wykorzystać, niż się jej przeciwstawiać. To co mówię może się nie podobać, ale reforma naszego państwa jest najwyższą koniecznością.

Czytaj więcej w Money.pl

giełda
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)