Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Katarzyna Bartman
|
aktualizacja

Rząd deklaruje, że obniży PIT, ale nie mówi nam wszystkiego. Ekonomiści ostrzegają

Podziel się:

Zapowiedź obniżenia stawki podatku PIT z 17 do 12 proc. ma spowodować ubytek w dochodach państwa na poziomie 6,8 mld zł za ten rok – szacuje Ministerstwo Finansów. W 2023 r. dziura ma być już kilkukrotnie większa. Czy faktycznie państwo tyle straci? Eksperci uważają, że oddamy fiskusowi wszystko, co "zaoszczędzimy" - i to z nawiązką.

Rząd deklaruje, że obniży PIT, ale nie mówi nam wszystkiego. Ekonomiści ostrzegają
Premier Minister Mateusz Morawiecki i wiceminister finansów Artur Soboń ogłosili kolejną rewolucję w PIT (GETTY, NurPhoto)

Zmiana w podatkach PIT, którą rząd zapowiedział w ubiegłym tygodniu, przyniesie w 2022 r. ubytek w dochodach państwa na poziomie 6,8 mld zł, a w 2023 r. – ok. 23,8 mld zł. "W kwocie tej zawarta jest już dodatkowa subwencja rozwojowa dla samorządów terytorialnych, która kompensuje potencjalne ubytki z tytułu obniżenia wpływów PIT dla samorządów" – czytamy w komunikacie prasowym resortu finansów.

Obniżka ogłoszona została jako korzystna dla podatników, ale według ekspertów nie jest ona tak wspaniała, jak przedstawiono. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach - m.in. w wysokiej inflacji.

Ekonomista prof. Dariusz Rosati, dziś poseł KO, a w przeszłości m.in. członek Rady Polityki Pieniężnej uważa, że obniżka stawki PIT z 17 proc. do 12 proc. z regułami ekonomii i zdrowego rozsądku niewiele mają wspólnego.

– Za naszą wschodnią granicą trwa wojna i nie wiadomo, jaki będzie miała ona dalszy przebieg. W takiej sytuacji żadne państwo nie obniża podatków, bo nie wie, jakie niespodziewane wydatki mogą mu się jeszcze przydarzyć. Podatki obniża się wtedy, gdy jest recesja w gospodarce, ale nie teraz, kiedy jest wojna – denerwuje się profesor.

Zobacz także: Koniec z ulgą dla klasy średniej. "Niektóre osoby poczują się pokrzywdzone"

Program wyboczy 2.0?

Zdaniem prof. Rosatiego, PiS ignoruje to, co dzieje się wokół nas oraz na całym świecie, bo najważniejszym celem jest dla niego wygrana w wyborach. – Obniżka stawki PIT jest po Polskim Ładzie kolejnym programem wyborczym PiS – ocenia prof. Rosati.

Zwraca on również uwagę, że obietnice rządu nie pokazują już tego, jak szybko będziemy tracić te "zaoszczędzone" podatki. Ekonomista wskazuje, że tegoroczna inflacja już przekroczyła 10 proc., a może dojść w tym roku nawet do 12 proc. Nawet według szacunków NBP średnia inflacja w Polsce może wynieść w tym roku niemal 11 proc.

To oznacza dla rządu dodatkowe wpływy z tytułu VAT. Prof. Rosati przypomina, że ok. 1,5 mld zł dochodów w naszym budżecie jest powiązane z VAT. Każdy punkt procentowy inflacji to - według jego wyliczeń - dodatkowe 3 mld zł w budżecie. - Rząd zrekompensuje sobie ten "ubytek" w PIT więc inflacją – ocenia nasz rozmówca.

Również Polski Instytut Ekonomiczny (PIE), który przygotowuje dla rządu analizy i raporty dot. gospodarki i finansów, podaje podobne wyliczenia odnośnie inflacji.

- Inwazja Rosji na Ukrainę już teraz zwiększa inflację w Polsce. Wzrost cen przekroczył 10 proc. już w kwietniu, nawet pomimo rządowych tarcz - zauważa Marcin Klucznik, analityk zespołu makroekonomii w PIE.

Dodaje, że inflacja w całym 2022 roku wyniesie średnio 10-11 proc. - Latem inflacja może być jeszcze wyższa, możliwe są odczyty zbliżone do 12 proc. - informuje analityk. I dodaje na "pocieszenie", że potem odczyty mają niewiele spaść.

Tymczasem w ustawie budżetowej na ten rok podatkowy zapisano, że inflacja wyniesie 3,3 proc. Zatem każdy punkt procentowy ponad to, co zapisano, to dodatkowy wpływ pieniędzy do kasy państwa.

Z wyliczeń zarówno prof. Rosatiego, jak i ekonomisty, b. ministra finansów, a obecnie m.in. dyrektora w w Whiteshield Partners, prof. Pawła Wojciechowskiego wynika, tak jak napisaliśmy to wyżej, że każdy punkt procentowy inflacji odpowiada mniej więcej 3 mld zł dodatkowego dochodu państwa.

Zatem przy inflacji wynoszącej 10 proc., nadwyżka - w stosunku do tego co jest zapisane w ustawie - sięga ok. 21 mld zł. A jeśli inflacja wzrośnie do 12 proc., to będzie 26 mld zł ekstra, których nie policzono. To wystarczy, by pokryć (być może z małą nawiązką) cały"ubytek" związany z obniżką PIT.

- Rząd mówi, że zmiany w PIT są po to, aby obniżyć skutki inflacji, ale też nie mówi, że właśnie obniżenie podatków oraz wzrost wydatków — czyli bardzo ekspansywna polityka fiskalna - spowoduje wzrost inflacji, czyli "pożre" korzyści zmian podatkowych — tłumaczy prof. Wojciechowski.

Profesor pyta żartobliwie: "czy leci z nami jeszcze pilot"?

Wskaźniki ciągną nas w dół

Podobnego zdania jest prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów, główny ekonomista BCC. Zwraca on uwagę na wiele niepokojących wskaźników: m.in. ujemny bilans handlowy, silny wzrost rentowności papierów dłużnych państwa (co przełoży się na wyższe koszty obsługi zadłużenia) oraz tempo wzrostu płac (które wynosi obecnie ok. 10 proc.) i słaby złoty. Te dwa ostatnie czynniki są - według profesora - głównym motorem inflacji w Polsce.

Według prof. Gomułki bez napływu unijnych pieniędzy trudno będzie nam umocnić kurs złotego w stosunku do innych walut.

Również presja płacowa może nie wyhamować. Wśród ponad 2 mln uchodźców z Ukrainy, których przyjęliśmy, to głównie matki z małymi dziećmi, z których część nie będzie w stanie wejść na nasz rynek pracy, a na pewno już nie zastąpią one 160 tys. młodych Ukraińców, którzy wyjechali walczyć za swój kraj.

- Mogę powtórzyć tylko to, co mówi prof. Rosati: obniżka podatków to program polityczny, tak się nie postępuje w sytuacji, w której jest nasza gospodarka – mówi dobitnie prof. Gomułka.

Nie taka znowu wielka obniżka podatków?

Z kolei główny doradca podatkowy w InFakt Piotr Juszczyk zwraca uwagę, że zmiany, które chce wprowadzić rząd, nie są wcale tak korzystne, jak próbuje się je przedstawiać. Przynajmniej nie dla wszystkich.

Po pierwsze, do końca ubiegłego roku pracownicy, zleceniobiorcy i przedsiębiorcy rozliczający się wg skali płacili podatek PIT 17 proc. wraz ze składką zdrowotną 1,25 proc. (7,75 proc. odpisywaliśmy od podatku). To dawało łącznie 18,25 proc. opodatkowania w pierwszym progu podatkowym.

Po zmianach będzie to łącznie 21 proc. podatku, gdyż podatnicy ci zapłacą PIT (12 proc.) oraz składkę zdrowotną (9 proc. - te kategorie podatników nie będą mogły jej odpisać od podatku). Można więc powiedzieć, że pomimo obniżki PIT i tak podatek będzie sumarycznie wyższy o 2,75 proc. miesięcznie, czyli różnicę między 21 proc. a 18,25 proc.

Mamy jednak wyższą kwotę wolną - 30 tys zł i przesunięty na 120 tys zł drugi próg podatkowy. Dla osób zarabiających w pierwszym progu podatkowym wyższy sumarycznie podatek może być obojętny.

W gorszej sytuacji są ci, którzy zarabiają powyżej 170 tys zł rocznie (czyli ok. 14 tys. zł miesięcznie) – będą co prawda i tak w korzystniejszej sytuacji, niż gdyby obowiązywał Polski Ład, ale stracą w stosunku do tego, co zapłaciliby jeszcze w 2021 r.

Przy dochodach powyżej 120 tys zł rocznie wchodzi się nie tylko w drugi próg podatkowy, ale dochodzi do tego jeszcze 9 proc. składka zdrowotna, której nie odliczamy od podatku. Zatem przedsiębiorcy rozliczający się na zasadach ogólnych, którzy mają więcej niż 170 tys. zł dochodu rocznie, powinni rozważyć zmianę formy opodatkowania.

Tyle że obecne przepisy tego zabraniają.

Warto tu podkreślić, że zgodnie z nowym projektem ustawy część składki zdrowotnej będą mogli odliczyć wyłącznie przedsiębiorcy na podatku liniowym, ryczałcie i karcie podatkowej.

Ci pierwsi będą mogli odliczyć maksymalnie do 8,7 tys. zł od rocznego dochodu. W przypadku osób rozliczających się z użyciem ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych uzyskają możliwość odliczenia od przychodu 50 proc. zapłaconych składek. Z kolei osoby rozliczające się kartą podatkową będą mogły odliczyć 19 proc. zapłaconej składki od podatku.

Ministerstwo Finansów polemizuje z ekonomistami, z którymi rozmawialiśmy.

W komunikacie przesłanym do money.pl czytamy, że "sytuacja makroekonomiczna Polski jest stabilna". "2021 rok zakończył się najwyższym od 2007 r. wzrostem PKB (5,7 proc.). Prognozy na 2022 r. też są optymistyczne" – napisano.

Zdaniem urzędników dostępne szacunki "nie wskazują na ryzyko znaczącego spowolnienia/kryzysu w wyniku wojny na Ukrainie", a zakładany spadek wzrostu PKB o 1 pkt proc. nie zaburzy stabilności finansów publicznych.

"Stosunkowo dobra sytuacja fiskalna oraz solidne fundamenty polskiej gospodarki pozwalają aktualnie oceniać, że zwiększone wydatki związane z przyjmowaniem uchodźców, jak i skutki obniżki podatków związanych z tarczą antyinflacyjną, nie spowodują nadmiernych napięć w finansach publicznych, które mogłyby negatywnie wpłynąć na długookresowy wzrost gospodarczy i na zmiany w systemie podatkowym" – uważa resort finansów.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl