Huragan uderzył w południowe wybrzeże New Jersey, z dala od Nowego Jorku.
Do tego miasta dotarła jednak fala powodziowa o wysokości 4 metrów. Woda wlała się do tuneli i na stacje metra. Setki tysięcy osób straciło prąd.
Tuż po uderzeniu w ląd meteorolodzy zdegradowali Sandy do poziomu post-tropikalnego cyklonu. I choć nie była już huraganem nadal towarzyszył jej wiatr o prędkości do 120 kilometrów na godzinę, który łamał drzewa i zrywał linie energetyczne. Prawie 6 milionów domów zostało pozbawionych prądu. Ponieważ jeszcze nad Atlantykiem Sandy połączyła się z zimnym frontem atmosferycznym, w niektóre miejsca USA przyniosła opady śniegu.
Jak dotąd liczba śmiertelnych ofiar żywiołu wynosi 13. Ponieważ w Ameryce trwa noc, pełny bilans szkód wyrządzonych przez Sandy nie jest znany. Eksperci przewidują jednak, że mogą one wynieść od 10 do 20 miliardów dolarów.
IAR