Od jakiegoś już czasu warszawski parkiet zachowywał się wyraźnie gorzej od swych konkurentów.
W USA gracze dostawali we wtorek same dobre informacje, ale byki wcale nie miały łatwego zadania.
Dzisiejsza sesja była zgoła odmienna od wczorajszej. Niskie otwarcie pozwalało na powolny wzrost cen, podczas gdy wczorajsze wysokie otwarcie wyraźnie szkodziło stronie kupującej.
Dzisiejszy dzień po informacji o zwiększeniu przyszłorocznego deficytu do astronomicznego poziomu 52,2 mld złotych miał przynieść pogrom na złotym i być może odcisnąć się również na akcjach.
W USA przed przedłużonym z powodu Święta Pracy weekendem, po którym podobno ma dojść do przeceny (taki jest wydźwięk tego, co mówi się w sieci i innych mediach) niedźwiedzie powinny mieć w piątek przewagę.
Już od jakieś czasu można zaobserwować dziwne zachowanie rynku, który ignoruje dobre dane bądź nawet reaguje przeciwnie do logicznego kierunku.
Giełdy potrafią ciągle zaskakiwać, to właśnie dlatego konsensus rynkowy często się myli. Obecnie na rynku panują dwa przekonania.
Inwestorzy amerykańscy bardzo przejęli się początkiem września. Wszędzie mówi się o złej sławie tego miesiąca i o tym, że akcje są już „trochę" przewartościowane.
Pierwszy dzień września zapowiadał się całkiem dobrze, gdyż nastroje faworyzowały kupujących. Potem jednak niczym w kalejdoskopie sytuacja się diametralnie zmieniła, ale końcówka była zdecydowanie lepsza.
Sierpień to kolejny udany miesiąc dla rynku akcyjnego. O silnej korekcie mówi się już od maja, ale ona jak na złość nie nadchodzi.
Po neutralnym zakończeniu wtorkowej sesji, podczas której bykom nie pomogły dobre dane makro, gracze w USA byli w środę szczególnie ostrożni.
Dzisiaj mieliśmy do czynienia z sesją odreagowania wczorajszych spadków. Odbicie nie było zbyt przekonywujące i widać w nim oznaki krótkoterminowej słabości rynku. Wzrosty w średnim terminie nadal jednak wydają się niezagrożone.
Kosmetyczne spadki w Polsce kontrastują ze zdecydowanymi wzrostami w Zachodniej Europie, czy prawie 3 proc. zwyżką na Węgrzech.
Widać więc na rynku zderzenie dwóch koncepcji: opcja byków liczących na kolejną wzrostową falę po krótkim odpoczynku kontrastuje z długo wyczekiwaną korektą całej wzrostowej struktury budowanej od marca bieżącego roku.
Miniony tydzień upłynął pod znakiem stabilizacji notowań za oceanem. Co prawda byki zdobyły się na spory wysiłek by indeks S&P500 w końcu przebił psychologiczną barierę 1000 punktów, ale zabrakło jednoznacznych impulsów by rynek mógł pójść zdecydowanie wyżej.
Dzisiaj opublikowane zostały długo wyczekiwane dane amerykańskiego Departamentu Pracy o bezrobociu w lipcu.
Słabe zachowanie amerykańskiego rynku akcji ma dosyć tajemniczą naturę. W strach przed dzisiejszym raportem z rynku pracy nie wierzę. Według mnie gracze trochę zaczęli się bać oporu, który indeks S&P 500 ma w okolicach poziomu 1.010 pkt.
Letnia auro powinna sprzyjać dość spokojnemu handlu na parkiecie, jednak ostatnie sesje nagminnie zaprzeczają takiemu scenariuszowi.
Ostatnie sesje obnażyły słabość warszawskich byków, którą dzisiaj można było obserwować w pełnej krasie.
Stara prawda na giełdzie głosi, że rynek rośnie w oczekiwaniu na pozytywne wydarzenie, a w obliczu jego materializacji spada.
Dzisiejszy dzień już kolejny raz należał do strony kupującej. Powodów do kupna było mnóstwo i byki nie omieszkały ich wykorzystać.
Wczoraj miało miejsce dość niespotykane zachowanie rynku chińskiego. Dotąd najsilniejszy i zdecydowany kierunek wzrostowy uległ bowiem poważnej rysie.
Sprzedaż nowych domów w USA zaskoczyła bardzo pozytywnie. Wzrost o 11 proc. to najlepsza dynamika od ośmiu lat.
W czwartek po sesji amerykańskiej słabe wyniki opublikowały Amazon.com, Microsoft i American Express.
Tydzień minął na Wall Street pod dyktando byków. Przebity został czerwcowy szczyt i tym samym nowe tegoroczne rekordy stały się faktem.
Sir John Templeton zwykł mawiać, że hossa rodzi się w atmosferze sceptycyzmu. Do ostatnich wzrostów na giełdach z dystansem podchodzi jedynie para EUR/USD, ale poza nią optymizm trwa w najlepsze.
Po dynamicznych wzrostach musi przyjść odpoczynek po którym ceny mogą dalej wzrastać, ale już bez sygnałów ostrzegawczych takich jak wykupione wskaźniki techniczne.
Rzecz z jednej strony niesamowita, gdyż zyski amerykańskich spółek w relacji rocznej spadają o dziesiątki procent, ale kursy ich akcji rosną.