Poniedziałek był dniem ogromnego optymizmu. Indeksy rosły na całym świecie, a szczególnie pozytywnie wyróżniała się nasza giełda.
Rynki od jakieś już czasu są niezmiernie słabe. Dotychczasowe wzrosty wyraźnie wyhamowały, ale jak dotąd nie zamieniły się głębszą korektę.
Miniony tydzień rozpoczął się na Wall Street bardzo pozytywnie. Inwestorzy „stroili okna" kończącego się kwartału, bardzo dobrego zresztą. Kolejne dni nie były już jednak po myśli panujących dotąd na rynku byków.
Świat jest systemem naczyń połączonych, czego dzisiaj byliśmy ewidentnymi świadkami. Warszawski parkiet nie jest w stanie sam wypracować jakiegoś scenariusza więc pozostaje wpatrzony na wielkich graczy obracających akcjami na Wall Street.
Pamiętać trzeba, że większość analityków wieści głęboką przecenę, więc parkiet do owych prognoz za bardzo dostosowywać się nie chce (jak to zresztą zwykle bywa).
Dobitnie należy sobie powiedzieć, że zarówno nasza jak i inne giełdy światowe wyraźnie osłabły i to co może je trzymać na stosunkowo wysokich poziomach to zbliżający się koniec miesiąca, kwartału i półrocza.
Ostatnie dni to czas rewizji prognoz przez znaczące instytucje. Dzisiaj po raz pierwszy od dwóch lat OECD podniosło swoje prognozy co do rozwoju sytuacji gospodarczej w 30 swoich krajów członkowskich.
Sesja po dużych przecenach jest bardzo często trudna dla inwestorów, bo mają oni problem z jej interpretacją. Jeśli był to wypadek przy pracy to trzeba kupować, a jeśli początek czegoś większego to trzeba sprzedawać.
Po wczorajszej przecenie dzisiaj rynkowi należała się chwila oddechu. Jednak niezmiernie ciężko było wypracować choć minimalne wzrosty.
Inwestorzy już od tygodni oczekuje na poważną korektę, która od lutowego dołka jeszcze nie zdążyła się pojawić. Dzisiejsza sesja przybliża nas do realizacji tego scenariusza, a więc poważnego ruchu korekcyjnego.
Na rynku amerykańskim mamy do czynienia z arcyciekawą sytuacją. Od początku czerwca główny indeks giełdowy S&P500 praktycznie codziennie próbował przebić ważny z technicznego punktu widzenia poziom 944 punktów.
Dzień rozliczania instrumentów pochodnych jest na giełdzie wielką niewiadomą.
Dzisiejsza sesja była bardzo ważna, gdyż po wczorajszym silnym ataku podaży spodziewać się można było testowania ważnego z technicznego punktu widzenia poziomu 1900 punktów.
Dzisiaj światowe rynki finansowe realizowały krótkoterminowe zyski. Kolor czerwony dominował więc na większości parkietach z wyłączeniem Chin.
Dzisiejsza sesja miała być spokojna i na małym obrocie. Okazało się jednak, że rynek po raz kolejny zaskoczył uczestników nie tylko dynamiczną zwyżką, ale również niemałym handlem.
Po wczorajszej realizacji zysków dzisiaj inwestorzy powrócili do obecnej już od połowy lutego strategii.
Inwestorzy wybrali więc wariant realizacji sporych zeszłotygodniowych zysków. Zresztą warszawskie spadki było pochodną zachowań indeksów zachodnioeuropejskich, gdzie kolor czerwony również dominował.
Rynek w USA, podobnie jak globalne parkiety nie chce się korygować, tylko usilnie zmierza w kierunku północnym. Wsparciem dla tego ruchu są kolejne pozytywne sygnały napływające z gospodarki.
Dzisiejsze notowania rozpoczęły się od wyraźnego, ponad jednoprocentowego wzrostu.
We wtorek amerykańscy posiadacze akcji walczyli o to, żeby wygenerowany w poniedziałek sygnał kupna nie został osłabiony.
Przez ostatni miesiąc zatrważająca większość analityków twierdziła, że szczytu z 6 stycznia w najbliższym czasie nie przebijemy. Właśnie taka jednomyślność zwiększała prawdopodobieństwo realizacji odmiennego scenariusza pomimo, że fundamenty takiego ruchu wcale nie uzasadniają.
Ostatnie tygodnie notowań w Warszawie bardzo przypominają to co dzieje się na indeksach za oceanem.
Warszawa zachowywała się zdecydowanie gorzej od parkietów zachodnich, ale lepiej od naszej konkurencji zza miedzy.
W USA, po dwóch sesjach, podczas których byki tryumfowały przez 3/4 czasu i przegrywały w końcówkach, podaż była już w czwartek bardzo zniecierpliwiona i tylko czekała na pretekst do ataku.
Dzisiejsze notowania przebiegały pod dyktando podaży. Od samego początku mieliśmy do czynienia z kolorem czerwonym, który nie opuszczał nas do samego końca notowań.
Każdy analityk powie, że obecne wzrosty nie mają silnego podłoża fundamentalnego. Wyraźnie było to widać dzisiaj. Otóż optymizm inwestorów napędzany jest wskaźnikami wyprzedzającymi oraz nastrojów.
Od początku maja na warszawskim parkiecie obowiązuje wyczekiwanie na ruch rynku.
Za oceanem ostatni tydzień był dość ubogi w wydarzenia w porównaniu do okresów wcześniejszych. Rynek trochę ucichł po publikacji osławionych już ,,stress testów", czy długo wyczekiwanym bankructwie Chryslera. Inwestorzy skupili się na danych makro, które w połowie tygodnia okazały się zimnym prysznicem.